— Cyziu, skarbie przymierz jeszcze tę. Ta czerń ci nie pasuje — w butiku Madame Odetty stała młoda blondynka ze swoją, jak się można było domyślić matką.
— Oczywiście, matulu. Wiesz może kiedy dotrą tu Bella i Dromeda?
— Jak wrócisz z przymierzalni prawdopodobnie już tu będą, a teraz idź przymierz sukienkę — dodała starsza z kobiet i wręczyła córce aksamitną, śliwkową sukienkę. Dziewczyna bez zbędnej dyskusji udała się do przymierzalni.
Sukienka leżała na niej idealnie. Podkreślała jej tworzącą się talię i linię biustu. Miękki materiał sięgał jej do kostek, a cienkie ramiączka dodawały jej dziewczęcego uroku. Wyglądała w niej jak bogini. Stwierdziła, że to w niej pójdzie na bankiet. W końcu miała już 15 lat i musiała jakoś wyglądać. Nie mogła przynieść rodzinie zawodu, wystarczający wstyd przynosił im fakt, że nie doczekali się syna, dziedzica fortuny i nazwiska.— Cyziu jesteś tu? Matka mówiła, że przymierzasz jakąś kieckę — na dźwięk głosu Bellatrix blondynka się uśmiechnęła. Nikomu tak nie ufała, z nikim się tak nie dogadywała jak właśnie z Bellą. Potrafiła godzinami rozmawiać z nią o wszystkim i o niczym. Z Andromedą było inaczej. Nie to, że nie miały wspólnych tematów do rozmów. Dromeda miała inne poglądy choćby na temat czystości krwi lub miejsca mugoli w świecie czarodziejów. Rodzice próbowali wybić jej te rzeczy z głowy jednak na razie czynność ta nie przynosiła rezultatów.
— Tutaj jestem — odpowiedziała i odsłoniła zasłonę przymierzalni. Jej siostrze opadła szczęka. — Co? Coś nie tak? Wiem, że nie wyglądam oszałamiająco, ale chyba nie jest...
— Nie bądź głupia! Wyglądasz cudownie! Wszyscy goście będą się za tobą oglądać. Będziesz gwiazdą. Moją małą gwiazdeczką. Jestem z ciebie taka dumna. — powiedziała pełnym wzruszenia głosem i teatralnie otarła łzę — A teraz chodź, pokażesz się matce i Dromedzie.
— Nie ma nawet cienia szansy abym nie szedł na to przyjęcie u Blacków, ojcze? — blondwłosy młodzieniec ubrany był w czarną szatę i nerwowo skubał skórki przy paznokciach. Przed nim, w fotelu ze szklanką Ognistej Whisky siedział dorosły mężczyzna, również blondyn i z surowym wyrazem twarzy spoglądał na syna.
— Przykro mi, Lucjuszu, ale musisz tam pójść. Jakbym wyglądał na tle innych bez osoby towarzyszącej? Wystarczy mi niedyspozycja mojej żony — ostatnie zdanie wymówił z nieskrywaną złością w głosie. Jakby Sheila Malfoy miała wybór i zdecydowała akurat teraz zachorować na Smoczą Ospę.
— Ojcze... — dodał ostrożnym i pełnym wątpliwości głosem po kilkuminutowej ciszy. — Czy są jakieś wieści na temat matki?
— Wieści. Wieści? A jakie mogą być wieści?! Jej stan jest beznadziejny i z dnia na dzień się pogarsza. 15 wiosen za tobą Lucjuszu, jesteś już dojrzały. Myślę iż czas żebyś pogodził się z tym, że twoja matka nie wyjdzie ze szpitala — po chwili dodał jeszcze — Bynajmniej nie żywa.
Lucjusz miał dość. Odwrócił się plecami do ojca i wyszedł do ogrodu. Obserwowanie pawi przechadzających się po trawnikach zawsze go odprężało. Nie minęło wiele czasu gdy jego mózg zaczął powtórnie odtwarzać kawałki rozmowy z ojcem. Zdawał sobie sprawę z powagi choroby, ale słowa ojca i ton głosu z jakim to powiedział były jak cios poniżej pasa. Uważał, że matka nie zasługuje na taką śmierć. Nie była święta i zdarzyło jej się podnieść na niego różdżkę, ale zasługiwała chociaż na krztynę szacunku i zrozumienia ze strony ojca. Zastanawiał się czy jego rodzice naprawdę się kochali czy było to wyłącznie małżeństwo aranżowane. Odkąd sięgał pamięcią nigdy nie okazywali sobie uczuć. Ojciec potrzebował matki do urodzenia mu dziedzica, zajmowania się posiadłością i sprawami przeznaczonymi dla pani domu takimi jak dbanie o szczegóły przyjęć czy odpowiadanie na pocztę.
Patrząc na parę pawi, która tuliła się do siebie chłopak miał nadzieję, że będzie mu pisany związek z kobietą, którą pokocha. Nie chciał spędzić reszty życia z kimś, kto dla jego serca będzie zupełnie obcy. Jego rozmyślania przerwało nagłe pojawienie się skrzata.— Zgrzędek nie chce przeszkadzać paniczowi Malfoy'owi. Ojciec panicza kazał przekazać, że ma się panicz natychmiast stawić w dworze ponieważ przyjechał krawiec.
— Przekaż ojcu, że zaraz przyjdę.
— Ale...
— Przekaż ojcu, że zaraz przyjdę — powiedział z naciskiem na pierwsze słowo i już za chwilę mógł obserwować teleportację wystraszonego skrzata. Z miną męczennika ruszył w stronę drzwi wejściowych. Och, jak bardzo nie chciał iść do Blacków. Zdecydowanie wolał zostać i obserwować pawie lub czytać książki. Nie był duszą towarzystwa jak jego rodzice. Gdy był mały nie znosił zwracać na siebie uwagi. Z wiekiem doszło do niego jednak, że będąc dziedzicem Malfoy'ów zwracanie na siebie uwagi jest nieuniknione. Tak więc wśród innych śmiał się i biegle uczestniczył w rozmaitych konwersacjach, a w głowie odliczał minuty do samotności lub spędzania czasu z mniejszą ilością osób, których mógłby nazwać przyjaciółmi. Tylko, że aktualnie nie posiadał żadnego przyjaciela. Pamiętał, że gdy miał dziesięć lat spytał się ojca o to jak zyskać ów przyjaciół, ten zaśmiał się i powiedział zdanie, które blondyn zapamiętał do dziś: Jeśli chcesz mieć przyjaciół to musisz im dobrze zapłacić. Wtedy nie rozumiał sensu tych słów.
— Nareszcie jesteś. Krawiec zdejmie z ciebie miarę i możesz iść — po krótkiej przerwie dodał — A właśnie, czy Blackowie przesłali już kolorystykę przyjęcia? Zwykle takimi sprawami zajmowała się Sheila...
— Z tego co mi wiadomo można się ubrać wedle upodobań — po chorobie matki na chłopaka spadło wiele jej obowiązków.
Zniecierpliwiony obserwował poczynania krawca i odliczał minuty do momentu kiedy będzie mógł oddalić się do swojego pokoju. Musiał w spokoju przemyśleć wiele spraw.a/n: bardzo proszę ciebie czytelniku o zostawienie opinii w komentarzu. Jestem świadoma jakichkolwiek błędów stylistycznych lub interpunkcyjno-ortograficznych, ale sprawdzałam to 3 razy i raczej nie powinno ich tutaj być. W każdym razie bardzo proszę o wyrażenie swojej opinii o rozdziale i ogólnie o książce, można uwzględnić też swoje wątpliwości lub propozycje.
CZYTASZ
broken → lucissa
Fanfiction"𝒴𝑜𝓊 𝒷𝓇𝑜𝓀𝑒 𝓂𝓎 𝒽𝑒𝒶𝓇𝓉 𝒷𝓊𝓉 𝐼 𝓈𝓉𝒾𝓁𝓁 𝓁𝑜𝓋𝑒 𝓎𝑜𝓊 𝓌𝒾𝓉𝒽 𝒶𝓁𝓁 𝒷𝓇𝑜𝓀𝑒𝓃 𝓅𝒾𝑒𝒸𝑒𝓈." Zapraszam was na moją historię. Historię, która dla ogółu będzie przepełnioną pieniędzmi, sławą i idealnością. Jednak inteligenty cza...