Rozdział VII

518 30 6
                                    


Peron 9¾ tak, jak to miało miejsce co rok, był do granic możliwości zapełniony uczniami mniej lub bardziej podekscytowanymi powrotem do Hogwartu. Do pierwszej grupy szczególnie zaliczał się Zakon Feniksa, który szczelnie schował się w odosobnionym pomieszczeniu, w celu dopięcia szczegółów przed wyjazdem. Moody twardo kuśtykając wyszedł przed szereg zaczynając krótką przemowę.

- Dobra, skupcie się, gamonie. Potter, Weasley - rzucił w ich stronę zniecierpliwione spojrzenie. - Pilnujecie pierwszoroczniaków, a jak wam sił w tych wątłych rączkach starczy, to rzućcie też okiem na starszy rocznik.

- A nie mieliśmy pilnować siódmorocznych? Chcieliśmy być w pobliżu Malfoya - Ron był widocznie zawiedziony.

- Starsi dadzą sobie świetnie radę sami. Ginny, Longbottom - drugi i trzeci rok - oboje pokiwali porozumiewawczo głową. - Ja, Remus, Tonks i Minerwa będziemy w pociągu, ale nie zatrzymamy się w konkretnym wagonie. Hagrid, Fred i George osłaniają z powietrza. Czy to jest jasne? - nikt ze zgromadzonych nie odezwał się. - To świetnie, jeśli ktoś zawali, to będzie mógł tylko sobie pogratulować.

Moody łypnął jeszcze raz groźnym okiem po zgromadzonych i wyciągnął zza płaszcza butelki z przygotowanym wcześniej eliksirem wielosokowym. Stojąca nieopodal grupa doświadczonych aurorów, na czele z Kingsleyem Shackleboltem, ustawiła się w kolejce i po kolei odbierała od swojego przełożonego po kilka łyków. Członkowie Zakonu z zaciekawieniem przyglądali się, jak rośli mężczyźni zmieniają się w chłopców wiekowo odpowiadającym czwartoklasistom. Wygląd został zapożyczony od losowo wybranych mugoli z pobliskich wiosek. Warunkiem było, aby wybrane postacie zbytnio nie rzucały się w oczy tak, żeby koledzy z roku przypadkiem nie wpadli na pomysł i podejścia i zadania kulturalnego pytania "Hej, kim ty właściwie jesteś?". I tak stanęli przed nimi wątli w budowie uczniowie, posiadacze w większości brązowych włosów i łagodnych rysów twarzy. Z racji priorytetu, który - jak podejrzewali - śmierciożercy obiorą, aurorzy zostali wciśnięci w mundurki Gryffindoru, jedynie dwóch z nich przybrało barwy Rawenclawu i Hufflepuffu. Szalonooki uderzył znacząco laską w podłogę ponaglając zgromadzonych. Aurorzy pod wpływem wielosokowego szybkim krokiem, z transmutowanymi bagażami, skierowali się do pociągu, a za nimi nieznacznie oddaleni członkowie Zakonu.

*

Severus aportował się niedaleko Malfoy's Manor. To miejsce wzbudzało w nim swego rodzaju obrzydzenie kierowane nie tylko do samej budowli, wykorzystywanej jako główna siedziba śmierciożerców, ale też do samych uczęszczających na spotkania. Wspominał, jak znajdował się tu pierwszy raz kilkanaście lat temu. Gdyby ktoś mu wtedy powiedział, że będzie czuł to, co teraz, to niechybnie by go wyśmiał. Odnosił wrażenie, że jest potężny pracując u boku najlepszego czarnoksiężnika, czuł na sobie spojrzenia pełne grozy i przerażenia przechadzając się po mieście, ale w jego odczuciu najbardziej potrzebował poczucia tego, że jest komuś potrzebny, że ktoś znacząco odczułby jego stratę. Teraz, będąc starszym i o wiele dojrzalszym człowiekiem pojął, że w rękach Czarnego Pana i Dumbledore'a jest tylko marionetką, którą można by zastąpić inną, jeśli byłaby taka konieczność. Pewnym pchnięciem otworzył główną bramę zbliżając się do wejścia. Zanim zdążył złapać za klamkę potężnych dębowych drzwi, został uprzedzony przez Narcyzę Malfoy spoglądającą na niego nieufnie.

- Witaj, Severusie. Pospiesz się proszę, nie daj mu czekać - głos kobiety załamywał się jak za każdym razem, kiedy zmuszona była gościć czarnoksiężnika.

Mistrz Eliksirów skinął głową w geście powitania i szybkim krokiem skierował się ozdobionymi schodami na górę, gdzie w bogato urządzonym salonie, przy stole czekali na niego zebrani śmierciożercy wraz z Voldemortem.

Odmienny stan - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz