Boston, 2021 r.
Złoty zegarek na moim nadgarstku wskazywał godzinę siedemnastą, kiedy młoda kelnerka ubrana w czarnobiały uniform, prowadziła mnie przez ciemną elegancką salę. Nie było tu nikogo ubranego inaczej niż w garnitur czy elegancką garsonkę lub sukienkę. Blade światło wpadało przez wysokie okna, przysłonięte ciemnymi welurowymi zasłonami w kolorze butelkowej zieleni.
Kelnerka zatrzymała się przy z jednym z okrągłych stolików. Siedział przy nim mężczyzna dobiegający pięćdziesiątki. Jego ciemne włosy tuż przy uszach były przyprószone pierwszymi oznakami siwizny. Miał na sobie czarny garnitur i szary krawat, podkreślający jego zimne spojrzenie. Sprawiał wrażenie całkiem nieprzystępnego, zupełnie jakby odradzał się wielkim murem.
– Cześć, tato – powiedziałam, kiedy kelnerka życzyła mi miłego wieczoru. Miałam ochotę wywrócić oczami, jak totalna gówniara. Bo cholera, ten wieczór nie mógł być dobry.
– Spóźniłaś się.
Westchnęłam ciężko, siadając naprzeciwko niego. Jasne, że się spóźniłam. Chciałam się spóźnić całe cztery godziny, żeby nie musieć przeprowadzać tej rozmowy. Żeby w ogóle się z nim nie spotykać. Całkiem dobrze nam szło, kiedy oddzielało nas minimum siedem stanów. Przez rok rozmawiałam z nim cztery razy i za każdym razem były to rozmowy telefoniczne. To zdecydowanie nam wystarczało.
– Przepraszam, cały dzień się rozpakowywałam i załatwiałam wszystkie formalności.
Zabrał do ręki kieliszek i upił spory łyk, zanim się odezwał
– Dobrze wiesz, co o tym myślę.
Schowałam się za menu, żeby nie widział mojego wymownego spojrzenia. Jasne, że wiedziałam. Powiedział mi to tylko cztery razy przy jednej rozmowie. Wiedziałam, że zmiana uczelni, na ostatnim roku nie była dobrym pomysłem, ale jeszcze gorszym wydawało mi się zostanie z matką. Miotałam się, nie potrafiąc podjąć żadnej racjonalnej decyzji. Patrzenie na powoli zabijającą się własną matkę, nie było jednak czymś co chciałam oglądać. Może więc moja decyzja miała wiele wspólnego z tchórzostwem, ale powoli godziłam się z faktem, że właśnie tym byłam – cholernym tchórzem.
Ojciec był wściekły, kiedy podzieliłam się z nim wieściami. Porzucenie Columbii na rzecz Bostonu wydawało mu się skrajną głupotą i w duchu musiałam przyznać mu rację. Po kilku ponad godzinnych wykładach niemal się złamałam i chciałam zostać w Nowym Jorku. Koniec końców byłam jednak tutaj. Ojciec nie był idiotą, wiedział, że nadszedł czas, kiedy musiał ostrożnie stawiać kroki, bo sznurki za które pociągał kurczyły się w zaskakującym tempie. A to dlatego, że zaledwie dwa miesiące dzieliły mnie od otrzymania władzy nad moim funduszem powierniczym. Oboje jednak wiedzieliśmy, że tak naprawdę niczego to nie zmieniało. Niemal dwadzieścia jeden lat tresury odniosło zamierzone skutki i nie była skłonna do buntu. Czasami wyobrażałam sobie, co by się stało gdybym zaczęła podejmować własne decyzje, ale to zostawało jedynie w bezpiecznej przestrzeni mojej głowy, coś jak marzenie o wyprawie w kosmos. Szczerze powiedziawszy nie miałam pojęcia czego chciałam, więc podążanie za planem mojego ojca wydawało się racjonalnym wyjściem.
– Tato, chcę mieszkać w akademiku – zaczęłam. – Myślałam, że już się z tym pogodziłeś. Poza tym, będę tylko przeszkadzać tobie i Quinn.
– Nonsens, Quinn bardzo by chciała nawiązać z tobą przyjazne relacje.
– I jestem pewna, że mieszkanie razem tylko nam w tym przeszkodzi.
Albo fakt, że nowa narzeczona taty miała całe dwadzieścia siedem lat. Moja macocha miała być ode mnie starsza o zaledwie sześć lat. Dobre sobie. Znałam jednak zasady, jakie panowały w naszych relacjach. Wiedziałam, że najlepiej wybierać uniki. Konflikt nie wchodził w grę. Już pal licho fakt, że ojciec płacił za moje studia, akademik i wszystkie wydatki. Co prawda za dwa miesiące mogłam to zrobić sama, ale to nie miało znaczenia. Wiedziałam, że zawsze będę na przegranej pozycji. Wszczepili we mnie obowiązek grania idealnej córki i chociaż bardzo chciałam nie umiałam odpuścić. Nie chciałam ich zawieść, chociaż oni robili to ciągle.
CZYTASZ
DZIEWCZYNA CALEBA (ZOSTANIE WYDANA)
RomanceNiektóre sekrety powinny być zabrane do grobu. Zwłaszcza te, które śmierci dotyczą. Colton Black jest tego boleśnie świadomy.