Sytuacja komplikuje się, w momencie gdy do sali wbiega spóźniony Changbin. Na jego skroniach skrapla się błyszczący pot, mokre kosmyki przeczesuje blada, duża dłoń. Felix wytrzeszcza oczy, widząc wystający spod białej koszulki mięśnie. Zaraz jednak przytomnieje i odchrząkuje. Odwraca głowę w stronę ściany, udając iż słucha wiersza urodziwej Naeyong. Do Felixa dosiada się uśmiechnięty brunet a blondyn przekręca tylko oczami. Naeyong schodzi z małej, lekko podwyższonej sceny. Cała zebrana sala klaszcze, zaintrygowana jej oryginalnością i zupełnie innym pryzmatem pod którym patrzy. Zebranie niedoszłych, wstydliwych poetów. W każdą sobotę, z herbatą, w miłe, lub te mniej wieczory. Niedługo ma nadejść kolej drobniejszego, jednak on wcale się nie cieszy. Changbin przyszedł tu po raz pierwszy, a on nie ma pojęcia czemu.
- Nienawidzę ludzkiego narzekania. - Syczy brunet i wyjmuje z oczu czarne kosmyki. Rozkłada nogi na bok by wygodniej się ułożyć a drugi tylko prycha.
- Zależy z jakiej strony na to patrzymy. Każdy cierpi, ale podświadomie jesteśmy głodni tego całego bólu i zawiedzenia. Bez tego życie byłoby nudne.
- Jesteś taki...
Felix nie odpowiada. Zamiera gdy czuje jak jego palce zostają spleciony z tymi cieplejszymi. Przygryza wargę do krwi, ukochany składa serdeczne pocałunki na jego paliczkach. A jemu robi się tak chłodno, tak zimno. Okala się szczelniej płaszczem, ale nie zabiera ręki. Zostaje tak jak siedział, skłamałby gdyby powiedział, że nie jest to miłe. Changbin chichocze. W ten jego własny, urokliwy, czarujący i szarmancki sposób. W ten piękny, pociągający Felixa sposób.
- Intrygujący.
Felix wybucha gromkim śmiechem, jednak zaraz cichnie widząc karcące spojrzenia, słuchających. Układając swoją buzię w klatkę piersiową bruneta. Jest taka ciepła, tak wspaniale pachnie.
- Tak właściwie co tu robisz?
- Zamierzałem iść na zajęcia plastyczne, jednak nie umiem zupełnie nic.
- W takim razie piszesz wiersze?
- Lubię słuchać, no może nie narzekania. Miałem do wyboru te zajęcia albo sportowe.
- No cóż każdy musi wybrać jakieś dodatkowe. Wydawało mi się, że lubisz sport. - Felix marszczy brwi i rozkoszuje się jeżdżącą po jego nadgarstku dłonią.
- Bo lubię. Nie mam zamiaru jednak obrywać od tych napalonych koszykarzy... - Wzdycha i odkłada dłoń a Felix smutno pojękuję i marszczy nos. Changbin uśmiecha się. Inaczej niż zwykle, układa wargi w kształcie konwalii. Wpatruje się w ciemne oczy przed sobą, w piękno drobniejszego, filigranowego chłopaczka. Takiego delikatnego. Jak drogocenna waza, którą szkoda zniszczyć. Changbin nie umie się powstrzymać, nie umie trzymać nerwów na wodzy i działa instynktownie, spontanicznie. Schyla się do dołu by ukradkiem, zgarnąć podbródek mniejszego w swą dłoń. Ujmuje jego twarz i w pozycji takiej, by nikt tego nie widział upaja się słodki wargami uroczego blondynka. Wlewa w niego całą swoją tęsknotę i pożądanie jakie do niego żywi. Wystraszony chłopak ma ochotę uciekać, nie jest przyzwyczajony do okazywania uczuć przy innych. Ale nie umie zrezygnować, nie umie przeciąć niewidzialnej nici jaka łączy go z tajemniczym brunetem. Po prostu przenosi swoje dłonie na jego oziębłe policzki, przysuwa swoją twarz jeszcze bliżej aż przylegają do siebie, maksymalnie.
Odrywa się od ust chłopaka, dzieli ich wiązka śliny, jednak żadnego to nie obrzydza. Wciąż lustrują siebie nawzajem, dotąd aż Felix nie nabiera łapczywie powietrza do płuc a jego zaczyna męczyć mocny kaszel. Brunet przyciąga go do siebie i głaszcze po miękkich, długich kosmykach.
- Czy tylko ja czuję zapach rumianku? - Mruczy brunet.
- Ja nie czuję nic.
Gdy nadchodzi kolej blondyna, brunet układa swoje dłonie pod jego płaszczem. Ściska jego pośladki na co drobniejszy błagalnie jęczy i stara się strącić jego dłonie. W rzeczywistości jest cały czerwony a oczy ma jakieś takie rozbiegane. Takie pełne miłości. Changbin głośno się śmieje i wraca do postawy siedzącej. Z zainteresowaniem przygląda się niemal kobiecemu chłopcu.
Felix dochodzi do sceny.
- Jak róża... jak najpiękniejszy kwiat, może pokłuć twoje dłonie. Tak bardzo Po prostu chcę więcej. Dlaczego... - Recytuje na jednym wdechu, pełen pasji. W jego oczach widać błysk, a z powiek wylatują krystaliczne łzy, są zwiastunem. Changbin świdruje go wzrokiem, nie potrafi inaczej niż zachwycić się ślicznym, takim innym umysłem. Felix dochodzi do kolejnego zdania, jednak nie nadąża by go wypowiedzieć. Łaknie nabrać powietrza do płuc, jednak bezskutecznie. Żebra palą. Spala się prawie żywcem, tak odczuwa gdy jego skóra zmienia odcień w bardziej blady i pozbawiony życia. Świat znika mu pod ciężkimi rzęsami, a próba otwarcia ich zabiera tylko potrzebne siły.
Felix upada
Rumianek - Jestem ci oddany
Konwalia - Jesteś piękny
CZYTASZ
☾ The Crawl | Changlix
Fanfiction🌸 Gdzie Changbin lubi bawić się uczuciami innych, a Felix jest po prostu wrażliwy. '' Sprawiłeś, że kwiaty wyrosły w moich płucach i chociaż są piękne, nie mogę oddychać. '' Motyw choroby Hanahaki, angst 🌸 " It takes the pain away that c...