Felix ociężale wstaje z łóżka, by usłyszeć delikatny stukot w drzwi. Przeciera zmęczone powieki, zerka na godzinę, czerwony neon wbija mu się w umysł i powoli kiereszuje każdą część osłabionego ciała. Po chwili do jego małego, brudnego pokoiku wkrada się Jisoo. Blondyn szczerze się uśmiecha na ten widok. Brunetka wygląda ślicznie, sińce pod oczami całkowicie zniknęły, zastąpiły je rumiane policzki i delikatny makijaż. Włosy rozwiewa jej finezyjny wiatr zza okna, jest ciepło. Prawie letnio.
- Niedługo musisz wychodzić do szkoły, zrobiłam ci śniadanie. - Unosi kąciki ust do góry i z troską wpatruje się w Felixa który narzuca na siebie pośpiesznie plecak, chwytając bluzę z krzesła.
- Dziękuję. - Odpowiada, jednak coś przykuło uwagę brunetki. Jej brat wydaje się nad wyraz blady, jakiś taki bez życia, taki papierowy.
- Słabo wyglądasz, może zostanie w domu? - Proponuje. Nie jest zwolenniczką opuszczania lekcji, jednak jego stan zaczyna dawać jej znaki.
- Nie no co ty, krótko mam dzisiaj, dam sobie radę ale to bardzo kochane. - Uśmiecha się i podchodzi by przytulić do siebie drobne ramiona siostry. Pachnie jak ogród w lato, kojąco i bezpiecznie.
- No dobrze.. - Wzdycha
Felix wbiega chwile spóźniony do sali. Całe szczęście nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Zerka zdyszany w stronę klasy szukając miejsca i zaraz kieruje się w stronę bruneta. Changbin posyła w jego stronę szeroki uśmiech, a na policzkach blondyna pojawiają się lekkie rumieńce gdy zostaje przyciągnięty do nic nie znaczącego, przyjacielskiego uścisku.
- Jednak przyszedłeś. - Changbin westchnął wyjmując ze swojego plecaka zeszyt do biologii, stara się szeptać bo pani wydaje mu się być przerażająca i wredna.
- Nie będę opuszczał lekcji, bez przesady, nic mi nie jest. - Prycha i przekręca oczami.
Reszta lekcji mija spokojnie. Stara nauczycielka bazgrze coś na tablicy, tłumaczy to reszcie klasie, a brunet ze skupieniem słucha jej gdybania. A blondyn nie może przestać. Nie może przestać wpatrywać się w tego pięknego chłopaka, który omotał go swoim liliowym zapachem, wydaje się być taki czuły i uprzejmy.
Gdy wybija godzina dwunasta, zaczyna się pora szczytowa. Przerwa obiadowa, na której Felix i tak nie ma co robić, bo śniadanie zjadł już wcześniej, a ból gardła skutecznie uniemożliwia mu zjedzenie chociażby zupy z bufetu. Wychodzi więc na szkolny dziedziniec, z książką w ręku. Zdążył zgubić bruneta, który nie wiedząc czemu uciekł gdzieś od razu po trzeciej lekcji. Siada na ławce i oddycha z ulgą. Otwiera lekturę i rezolutnie wertuje wszystkie strony, Damy Kameliowej. Pociąga nosem i wyciąga z plecaka chusteczkę, gdy czuje rosnący w gardle kaszel. Głośno pokasłuje i wyciera usta białym materiałem. Tym razem patrzy. Na jedwabiu pojawiają się żółte płatki forsycji. Marszczy brwi a jego oczy powiększają się kilkakrotnie, aż ma ochotę coś powiedzieć jednak palenie w grdyce chłodzi jego zamiary. Chwilę myśli i ogląda otoczenie, stopniowo się uspokaja. Na końcu dziedzińca kwitną forsycje, w końcu jest teraz ich pora. To na pewno ich płatki tutaj przyfrunęły, skoro jest lekki, przyjemny wiatr. Felix karci się w głowie za dziwne myśli.
Kiedy do końca przerwy pozostaje mniej więcej piętnaście minut, spokojne odetchnięcie od świata zewnętrznego kończy się. Felix podskakuje słysząc ten chropowaty głos zaraz swoimi plecami. Changbin ubrany jest cały na czarno a jego zęby mienią się na biało, dlatego blondyn po raz kolejny, bezwstydnie się wgapia. Brunet perliście się śmieje widząc wystraszonego chłopaka.
- Chodź ze mną na dach. - Opiera się o ławkę lustrując gładką twarz drobniejszego.
- Po co? - Mruczy udając, że brunet wcale go nie oszołomił, a on nie jest teraz tak okropnie zawstydzony.
- Chcę odpocząć, no chooooodź - Jęczy chwytając blondyna za ramię i podciąga go do pozycji pionowej. Felix tylko mamrocze coś niezrozumiałego pod nosem ale zgodnie idzie, stawiając mniejsze od Changbina kroki.
Gdy docierają na dach blondyn po prostu siada na ławce i mruży oczy, kiedy światło go razi. Changbin dosiada się obok i wtula w jego ramię. A Felix omal nie strąca ze swoich ud książki, wybałuszając oczy i zaciskając usta w cienką linię. Za blisko, za blisko. Brunet po raz kolejny obdarowuje go jednym z tych cwaniackich, pewnych siebie śmiechów. W pewnym momencie wyjmuje paczkę z kieszeni, a Felix marszczy czoło, zastanawiając się. W pełnych ustach pojawia się mentolowy papieros, a Changbin ospale się nim zaciąga wydychając z płuc biały dym. Felix tylko gapi się na niego z ekscytacją wymalowaną na twarzy. Nie powinno się tutaj palić, przecież nie można.
- Czemu się tak patrzysz, nigdy nie paliłeś? - Pyta zdziwiony. Odpowiada mu tylko głucha cisza i spuszczona do dołu głowa. Mierzwi blond kosmyki i szczerze się śmieje. Rozkoszny.
- Nie wstydź się mały. - Unosi jego podbródek by móc wpatrywać się w te nieśmiałe, ciemne oczy.
Felix czuje jak jego żołądek wywraca się. Żebra boleśnie się kurczą, a serce obija się prosto o nie, jakby miało wyskoczyć z klatki. Jakoś mu niedobrze.
- Chcesz spróbować? - Pyta, zaciągając się. Po raz kolejny Felix mu nie odpowiada. Changbin nie lubi być lekceważony. Zadziornie się uśmiecha a blondyn tylko patrzy na niego z pewną rodzaju prośbą. Chce leku, chce pomocy. Changbin zaciąga się jeszcze mocniej, tylko po to, by przyciągnąć swoje usta do tych bledszych. Delikatnie muska pełniejsze wargi, smakujące niedostępną dla niego słodyczą. Po chwili wpycha się, walcząc o dominację i wpuszczając do płuc blondyna, przedzierający go na wskroś, szary dym. Changbin nie musi długo walczyć, od razu przejmuje górę nad blondynem, a drugą ręką gładzi jego policzek. Felix jest bierny. W jego ustach można wyczuć smak hortensji.
Forsycja - oczekiwanie
Hortensja - zranione serce
a/n w sumie to nie wiem czemu, ale czuję potrzebę żeby wam powiedzieć, że planuję tego fika na mniej więcej 10 rozdziałów. Miłego dnia!
CZYTASZ
☾ The Crawl | Changlix
Fanfic🌸 Gdzie Changbin lubi bawić się uczuciami innych, a Felix jest po prostu wrażliwy. '' Sprawiłeś, że kwiaty wyrosły w moich płucach i chociaż są piękne, nie mogę oddychać. '' Motyw choroby Hanahaki, angst 🌸 " It takes the pain away that c...