3. ODLOT

354 16 20
                                    

   

 Clarke

 - Zabij mnie Clarke, proszę Cię - zawodziła Raven - Takie osoby jak ja powinny być ekspulsowane! 

Moja przyjaciółka nie mogła przeboleć swoich wyczynów z ostatniej imprezy. Jadłyśmy właśnie nasze przydziały jedzenia w oczekiwaniu na kolejne lekcje, a ona cały czas wracała do pamiętnego wieczoru, kiedy to zwymiotowała na strażnika. Muszę przyznać, że nawet mnie to rozbawiło, ale musiałam jakoś podnieść ją na duchu. 

- Zapomnij o tym, nic takiego się nie stało i na pewno nikt nawet nie zwrócił na nas uwagi - powiedziałam chcąc ją ułagodzić. 

- Nikt?! Nikt oprócz Murphy'ego i Blake'a. Dlaczego ja mam takiego cholernego pecha? To mógłby być każdy, naprawdę każdy - tylko nie oni! 

Trzeba przyznać, że miała trochę racji. Kiedy zaprowadzałam Reyes do jej pokoju, a Bellamy pomagał Murphy'emu, wpadłyśmy na strażnika. Niestety moja przyjaciółka nie wytrzymała i perfidnie zrzygała mu się pod nogi. Tamci dwaj nie potrafili ogarnąć się ze śmiechu. Sytuacja wyglądała naprawdę komicznie. Ale cóż, trzeba było zostawić to za sobą. Ja osobiście bardziej martwiłam się zachowaniem swojej mamy, która wciąż spoglądała na mnie smutnym i pustym wzrokiem. Nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Szczególnie zmartwiło mnie, kiedy dzień wcześniej powiedziała, że cokolwiek się wydarzy, zawsze bardzo mnie kocha. Co niby miałoby się wydarzyć? Mogło być jeszcze coś gorszego od śmierci ojca? Może była na coś chora, może nam coś groziło? 

- Clarke? Mówię do Ciebie - koleżanka pomachała mi ręką przed twarzą. 

- Przepraszam, zamyśliłam się. 

- Coś się stało? 

- To nic takiego, po prostu moja mama dziwnie się ostatnio zachowuje, ale dam sobie radę - zapewniłam ją. 

- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze jestem - ścisnęła moją dłoń - Ughh, chociaż teraz wolałabym nie żyć - odrzekła patrząc przed siebie. 

Odwróciłam się i zobaczyłam Bella i Johna śmiejących się i pokazujących na nas. Dupki. 

- Są gorsze rzeczy niż tych dwoje - powiedziałam do niej. 

- Tak? Niby jakie? ... 

- Na przykład matematyka, lepiej chodź bo zaraz się spóźnimy. 

Westchnęła, ale posłusznie poszła za mną. Kiedy dotarłyśmy do prowizorycznej sali lekcyjnej, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Uczniowie zamiast być w środku, stali rozproszeni na zewnątrz, skupieni w kilku małych grupkach i patrzyli na siebie z niepokojem. Wszędzie czaili się strażnicy, sprawdzając dokumenty specjalnymi czytnikami. Coś było nie w porządku. Podeszłyśmy do stojącej najbliżej grupki, gdzie znajdował się Monty, Jasper i jeszcze kilku nieznanych mi chłopaków. 

- Co się tu dzieje? - zapytałam - Dlaczego nie ma lekcji? 

- Nie mam pojęcia, ale nie bardzo mnie to obchodzi - zaśmiał się Jasper, a część grupy mu zawtórowała. 

- Nie podoba mi się to - odparł jednak Monty - Słyszałem, że ma się odbyć jakaś selekcja. 

- Selekcja? - wtrąciła Raven - Co to znaczy? 

Lecz nie potrzebowała wyjaśnienia, bo właśnie w tym momencie jeden ze strażników zaczął oddzielać na dwie strony osoby w grupce obok nas. Części z nich kazał wrócić do sali, lecz znacznej większości polecił by stanęli pod ścianą i czekali. Niesubordynacja była karana przemocą. 

Earthly Paradise II BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz