Pierwsze spotkanie

27 0 0
                                    


Serce biło mi jak oszalałe. Dziwnie było wrócić tu, do Krakowa, do miasta które znam od podszewki i zacząć od razu od zabójstwa. Ale nie mogłem i nie potrafiłem się powstrzymać. Taka już była moja natura. Musiałem tu wrócić i się zemścić za te wszystkie lata kiedy mną poniewierano. Te splamione moim cierpieniem dusze, uchodziły powoli do nieba pod wpływem moich naboi. 

Czy żałuję? Nie, skądże. Jestem przecież w tym cholernie dobry, wytrenowali mnie w Stanach najlepsi gangsterzy, policja może co najwyżej przyjechać na miejsce zbrodni pooglądać zakrwawioną ofiarę, ale nic poza tym. Są bezradni, jak Ci których kilkakrotnie zwiodłem ze szlaku w Stanach. Czytając nagłówki gazet niejednokrotnie się śmiałem, gdy mylono mnie z jakimiś innymi przestępcami, a później okazywało się zupełnie inaczej, lecz nigdy dowody nie sięgały do mnie. 

Tutaj jednak było inaczej. Gazety opisywały mnie jako Polish Ghost. Nigdy nie widziany, nigdy nie znaleziony, nietykalny. Działający tylko i wyłącznie w Polsce, mało kto wiązał mnie z przestępcami ze Stanów, w końcu to za oceanem. Z resztą kartoteki policyjne omijały mnie szerokim łukiem, byłem opisywany jedynie jako grzeczny mężczyzna pomagający przejść przez ulicę biednym staruszkom, czy noszący zakupy spracowanym kobietom. Nikt nie znał mojej przeszłości, a już tym bardziej teraźniejszości. Nikt nie znał ani mojego zawodu, zainteresowań, ani gdzie tak naprawdę mieszkam. Miejsca pobytu zmieniałem jak rękawiczki, a teraz padło na jeden z luksusowych apartamentów w Krakowie w centrum. Nie potrafiłem sobie odmówić nocy rozkoszy przed najsmakowitszym zabójstwem, które zaplanowałem.

Tamtego dnia, chciałem zamordować moją największą i jedyną miłość. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Poznaliśmy się w gimnazjum, a w jednej klasie byliśmy do końca liceum.

Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, wiedziałem, że to ta jedyna. Czułem się szczęśliwy, że mogłem poczuć to uczucie i być koło niej, czuć jej zapach i być z tego zadowolonym przez cały dzień, mimo że tak naprawdę powinienem być załamany. Ona jednak była jak świecąca gwiazda w trakcie najciemniejszej nocy jaką był mój każdy, szary dzień. Pełen zła, alkoholizmu rodziców, tortur znajomych czy chociażby wyzwisk nauczycieli. Ona jedyna sprawiała, że przez chwilę mogłem poczuć się jak człowiek. Potrafiłem czuć, rozmawiać, a nawet uśmiechać się na moment, gdy tylko pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. Przyjaźniliśmy się dosyć długo, jednak pod koniec liceum jak wszyscy z resztą, wbiła mi nóż w plecy. Wiedziałem, że jestem nikim, że jedynie przyjaźń nic więcej, nigdy też z resztą nie powiedziałem jej o swoich uczuciach, ale nie spodziewałem się, że nadejdzie kiedyś taki dzień, że ona po prostu kogoś będzie miała.. Byłem jak dzieciak siedzący ciągle w tej samej piaskownicy, nie spodziewający się, że kiedyś będzie trzeba pójść do szkoły. 

No cóż, zdarza się, każdy ma prawo czuć inaczej, ale dlaczego kosztem naszej przyjaźni? Poświęciłem dla niej wszystko, całe swoje serce i duszę, którą byłbym gotów sprzedać dla niej diabłu. Nie było rzeczy, której bym nie zrobił, nie byłoby chwili której bym pozwolił jej być samą w smutku. A wtedy.. Po prostu się zakochała i o mnie zapomniała. Zrzuciła na dalszy plan. To co ja, jej najlepszy przyjaciel nigdy nie mogłem robić, jemu nagle było to wybaczane i akceptowane. Traktował ją jak najgorszą szmatę, robił z nią co chciał, dała mu na pierwszej randce. A ja, jak taki bezdomny pies wciąż trzymający się jej nogi, próbowałem dostać się z powrotem do ciepłego domu. Ale to było bezcelowe. Im dłużej trwał ten związek, tym dalej ona ode mnie była. Uzależniła się od niego. I choć wiem, że może się wydawać, że to nie jej wina tylko uczuć, to jesteście w błędzie. Ona sama tego chciała i pozwalała na to, żeby mnie po prostu z tego życia wyrzucić. To był tylko i wyłącznie jej wybór.

W każdym razie, gdy postanowiłem sobie dać już z tym wszystkim spokój i zadecydowałem wylecieć do Stanów, pojechałem do niej po raz ostatni aby jej o tym powiedzieć. Pomyślałem sobie, że jednak wypada żeby wiedziała, choć być może kompletnie ją to nie interesowało. Gdy przyjechałem, niemalże wystrzeliła z klatki schodowej i rzuciła mi się w ramiona, tak jak za starych dobrych czasów. Gdy jednak powiedziałem jej od razu o moich planach, osłupiała. Jej twarz wyraźnie się wykrzywiła, a ona wręcz poczerwieniała ze złości. Nie mogła mi "wybaczyć" że ją zostawiam po tym wszystkim co dla mnie zrobiła i wyzwała mnie od śmieci, którzy myślą tylko o sobie. Na koniec oczywiście dodała, że mnie nienawidzi i dobrze, że wyjeżdżam, bo zawsze tylko udawała, że mnie lubi, a tak naprawdę myślała o korzyściach jakie z tego płynęły. No i życzyła mi miłego życia i z powrotem zamknęła się w swoim mieszkaniu, z którego tak pospiesznie chwilę wcześniej wybiegła na spotkanie ze mną. To było już tylko i wyłącznie gwoździem do trumny. 

Powrót ducha [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz