Szansa

13 0 0
                                    

Byłem bliski żeby wbić nóż między żebra i skrócić jej męki, przed przystąpieniem do wycinania pompującego krew serca. Zatrzymał mnie jednak żal. Miałem przed oczami myśli o jej słodkiej córeczce, o tym jak bardzo płakałaby za swoją mamą, a także jak bardzo mogłaby być szczęśliwa, gdyby zamiast tracić bliską jej osobę, mogłaby zyskać nową - mnie. W końcu Marta wyznała mi miłość, nie wiedziałem czy na pokaz, czy szczerze, ale przecież nawet nie zdążyłem z nią porozmawiać. Pomyślałem wtedy, że może to rozmowa byłaby kluczem do rozwiązania tego wszystkiego? Może zamiast wyjeżdżać, należało po prostu z Martą porozmawiać? Może ona tęskniła i naprawdę chciała być ze mną tylko zrozumiała to dopiero, gdy odszedłem? Nie wiedziałem tego, a osądzałem. Ogłosiłem dla niej wyrok śmierci mimo, że być może na to nie zasługiwała. Byłem roztargniony, smutny i zły. Miałem żal, że to wszystko się tak potoczyło, a przecież mogło skończyć się o wiele szczęśliwiej. Czas jednak płynął, a ja stałem nad jej ciałem z nożem jak najgorsze zwierzę rządne krwi, przez co nabrałem nagle do siebie obrzydzenia. Postanowiłem wszystko zmienić i dać szansę na jakieś wyjaśnienia. Wziąłem więc ją w ramiona i spakowałem do samochodu, który stał ulicę dalej, abym mógł szybko się przemieścić zaraz po zabójstwie. Jak się okazało użyłem go jednak w zupełnie innym celu niż bym się spodziewał. 

Postanowiłem zabrać ją do mojego mieszkania, które znajdowało się naprzeciwko niej. Sprawa wydawała się o tyle dziwna, że Marta o tym nie wiedziała i mogła uznać mnie za stalkera, jednak fakt, że niosąc ją nieprzytomną do hotelu mógłby wezwać niepotrzebnie służby specjalne, przekonał mnie do zabrania jej do mojej świeżo wyremontowanej kawalerki. Położyłem nawet na łóżku i okryłem kołdrą, aby rano pomyślała, że wszystko jest w najlepszym porządku. Ja natomiast zasiadłem w fotelu, puściłem telewizję i oddałem się tępemu śledzeniu losów tamtejszych bohaterów, zmęczony całą tamtejszą sprawą. Moim oczom ukazał się thriller, w którym para małżeństwa popełniała liczne zbrodnie w zemście za śmierć swojego syna. Niczym Bonnie i Clyde. Zaśmiałem się w myślach, że ja jestem już Clydem, brakuje tylko żeby Marta stała się moją Bonnie. Ale nie.. Nie takie zakończenie przygotował nam los. 

W pewnym momencie zasnąłem. Sen którego doznałem bym jednym z najczarniejszych koszmarów, jakie pojawiły się w moim umyśle. Czułem, jakby z dna mojego skamieniałego od dawna serca, wyszły wszystkie demony dusz, które wyssałem z ciał moich ofiar. Stałem w nocy na jakimś wzgórzu, otoczony jedynie polami, w których beztrosko pod wpływem wiatru kołysały się łany zboża. Niebo było gwieździste, a ja próbując usilnie znaleźć Wielki Wóz, usłyszałem głos. Najpierw jeden, potem drugi. Na końcu był to wręcz gwar, myślałem, że znalazłem się w centrum jakiegoś targowiska, jednak wciąż stałem w tym polu. Pode mną w końcu zaczęły się pojawiać duchy. Jeden po drugim, najpierw Adam, który sprawił, że wszyscy mnie nienawidzili, potem nauczycielka z matematyki, Janina. W końcu stanęło na mojej dziesiątej i ostatniej ofierze, czyli rudej Violi, której śmierć była dla mnie najbardziej bolesna. To ona, jako jedyna, stanęła przede mną i wpatrując się swoimi niebieskimi oczyma zapytała wprost:

- Dlaczego to zrobiłeś? 

Osłupiałem. Jej głos wydawał się tak prawdziwy i wyrazisty, że nie potrafiłem połączyć faktów. Nie rozumiałem o co jestem pytany. Dopiero gdy reszta głosów się odezwała, wróciła moja pamięć z rzeczywistości.

- Winny naszej śmierci! Winny! 

- Czego chcecie? - wykrzyknąłem, patrząc na każdego z osobna - Chcecie mnie dręczyć po nocach, bo pozbyłem się takich śmieci jak wy?

- Moje drogie dziecko, jak ty mało jeszcze wiesz o życiu. - rzekła staruszka, która wyszła z szeregu.

Nie wiedziałem, co miała symbolizować ta kobieta, jednak chciałem posłuchać tego, co ma mi do powiedzenia. Mimo, że w głębi serca czułem, że jest to jedynie sen.

Powrót ducha [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz