Przebudzenie

2 0 0
                                    


Budząc się poczułem przeszywający ból w prawym biodrze, przez co natychmiast syknąłem, gdy tylko spróbowałem się poruszyć. Nie wiedziałem gdzie się znajduję, ani co właściwie się stało dopóki moim oczom nie ukazała się śpiąca w pozycji siedzącej Marta, która dokładnie przypomniała mi wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Byłem zdziwiony, że ona tu siedziała. Ubrana w szary sweter i czarne spodnie, ze srebrnym półksiężycem na szyi, czekała na to, aż jej "książę", który poświęcił za nią życie się wybudzi. Co za ironia, co za żart.. Ja, który planowałem jej morderstwo, ba! nawet przeszedłem prawie do czynów, teraz bawiłem się w jej obrońcę. Jak to w ogóle zdefiniować? Odkupienie win? Dobry uczynek? 

Cholera.. - przeklnąłem pod nosem na co Marta się poruszyła.

Myślałem przez chwilę, że się wybudzi, jednak nic z tego. Spała jak kamień z dziwnym uśmiechem na ustach, który powodował ciepło w moim sercu. Była taka... Spokojna. I niewinna rzecz jasna. Miałem ochotę tylko wstać i ucałować ją w głowę, po czym położyć na moim łóżku, zamiast się na nim wygodnie wylegiwać. Co tam, że miałem szyty cały prawy bok i leżałem pod kroplówką od kilku dni prawdopodobnie w śpiączce - to ona miała leżeć na tym łóżku i już. 

Uśmiechnąłem się. Po raz pierwszy od dawna poczułem się jak po prostu.. Człowiek. Żyjący, mający uczucia człowiek, który właśnie patrzy na największy skarb od losu jaki mógł otrzymać, za który niemalże oddał życie.

Sielankową sytuację przerwała jednak wizyta wrednej, grubej pięlegniary, która widząc mnie, obrzuciła tylko pogardliwym spojrzeniem i wydała z siebie dźwięk coś na rozgrzewanie silnika fiata 126p.

- Marnie tutaj z tą raną nadal. - powiedziała chyba najgłośniej jak się dało, bo aż Marta wstała z krzesła jak oparzona.

- Co? - wymamrotała w pół żywa brunetka. - O Boże! Konrad.. Dzięki Bogu, ty żyjesz! Nawet nie wiesz jak się martwiłam.. Myślałam, że Ty już nie..

- Cicho tam kobieto, ja tu skupienia potrzebuję! - przerwała jej pielęgniara, piorunując ją wzrokiem.

Marta była bardziej zdziwiona niż oburzona zachowaniem starej jędzy, prawdopodobnie dlatego, że pielęgniarki zwykle były wredne, ale ta tutaj była okazem wspaniałym. Cudowniy człekokształtny wytwór natury ludzkiej o masie tłuszczowej dobijającej do 200kg i o długości mierzonej w kilometrach, był idealnym tematem do lokalnej satyry. Marta niemal co nie wybuchnęła ze śmiechu, patrząc na to jak próbuje ją przedrzeźniać. Napęczniała do tego stopnia, że zaczęła się dusić, a stara pielęgniara po raz kolejny popatrzyła na nią z przepełnionym złością spojrzeniem.

- No dobrze, dobrze, że się pan obudził. To ja zawołam lekarza.

- A przepraszam, że tak zapytam.. - zaczepiłem owego wieloryba. - A czy ma pani trochę słoniny pożyczyć?

- Słucham? - wygięła się i spojrzała na mnie zszokowana. - Jakiej słoniny?

- A bo tak wie pani, zgłodniałem, a patrząc na panią to mi taka ochota na trochę tłuszczyku przyszła.

Starucha niemalże od razu sprzedała mi siarczystego liścia na twarz, a ja wygiąłem usta w pełnym tryumfu uśmiechu, na co Marta parsknęła.

***

Lekarz obejrzał mnie dokładnie oglądając mój bok i uciskając najbardziej bolesne miejsca. Niezły z niego śmieszek, skoro z ironią w głosie przy moim grymasie twarzy wciąż potrafił spytać czy boli. W końcu jednak odpuścił i zapisał coś w swoim notatniku, po czym bez słowa opuścił salę. 

Marta siedziała oparta łokciami o stolik i wciąż wpatrywała się we mnie bez słowa. Nie wiem czemu sprawiało mi to niewyobrażalną rozkosz. Jej wzrok krzyżujący się z moim był niesamowicie uspokajający i dawał mi poczucie szczęścia. Miałem ochotę podejść i uścisnąć ją mocno, jednak jedyne co potrafiłem to załatwić się pod siebie do basenu, który przynosiła mi prawdopodobnie tamta pielęgniara. 

- Jak się czujesz? - powiedziała troskliwie wciąż wpatrując się w moje oczy.

- Chyba w porządku.. - odparłem nieco rozbity. W końcu nie zawsze ktoś przebijał mi bok nożem, ani nie zawsze dane było mi rozmawiać z osobą, którą prawie próbowałem zabić.

Widząc jednak moje zakłopotanie odpuściła. Odwróciła głowę w stronę okna i zaczęła nucić jedną z ulubionych piosenek. Zdawała się kompletnie nie przejmować wcześniejszymi wydarzeniami, a jedyne co ją zajmowało to to co miało miejsce na zewnątrz. 

- Dlaczego jesteś przy mnie? - spytałem po chwili namysłu. Wydarzenia tamtego dnia wciąż śnią mi się po nocy i musiałem zadać jej tamto pytanie.

Brunetka spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jakby bycie przy mnie było czymś normalnym i codziennym, po czym wzięła głęboki oddech i zebrała się do odpowiedzi.

- Bo nie potrafię inaczej.

- Jak inaczej? Nie rozumiem.

- Czego nie rozumiesz? Tego, że ja naprawdę mogłabym cię pokochać? Że nie potrzebne mi są twoje pieniądze i drogie prezenty, tylko twoja opieka, miłość i czułe spojrzenie? Dlaczego ty tak bardzo jesteś ślepy na dobro które może cię naprawdę spotkać? Winisz wszystkich za to, że są fałszywi i okrutni, a ty po prostu nie chcesz ich widzieć w dobrym świetle. Wolisz wszystkich skazać na banicję w twoim życiu i nie rozumiesz co to znaczy komuś wybaczyć. 

- Wybaczyć?! Marta wybacz, ale czegoś takiego co ja zrobiłem nie można po prostu WYBACZYĆ. Powinnaś mnie podać na policję, wtrącić do więzienia, żebym tam zgnił na zawsze. Umarł w zapomnieniu z dala od twojej miłości, co byłoby większą dla mnie karą niż wieczne potępienie.

- A jednak wybaczyłam. Posłuchaj. - podeszła do mnie bliżej i złapała za moją dłoń. - Leżysz tutaj z przebitym bokiem przez oprawcę, który od miesięcy prześladuje moją rodzinę i jest dla niej realnym zagrożeniem. Zamiast ciebie mogłam leżeć tutaj ja i być może tego nie przeżyć, zostawiając moją małą córeczkę na pastwę losu, a jednak znalazł się mój wybawca czyli ty, który mnie uratował. Dla mnie jesteś bohaterem. Uratowałeś mnie i wciąż możesz zrobić więcej.. Bo ja nie potrafię sama obronić się przed tamtym idiotą. On należy do mafii.. Tylko w tobie widzę nadzieję mój duchu.

Mój duchu. Mój duchu.

Czy ona naprawdę to powiedziała?

Wybaczyła mi coś takiego i teraz pragnie, żebym ją uratował? Czy to jakiś film science-ficiton? Albo sen? Co tu się u licha dzieje?! Znowu czuję się wykorzystywany.. Ona chce żebym go zabił? Nie rozumiem. Nic tutaj kurwa nie rozumiem!

Wziąłem dłoń z jej uścisku, po czym beznamiętnie zacząłem wpatrywać się w sufit. Nie potrafiłem pozbierać swoich myśli i jej odpowiedzieć, chociaż od dawno wiedziałem, co powinienem zrobić.

Muszę go zabić. 

Powrót ducha [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz