Rozdział 5

7.7K 469 49
                                    

      Siedziała oparta plecami o zimną wannę, łkając przy tym cicho i podciągając swoje kolana, aż do brody. Jej twarz cała zalana była mnóstwem łez, których było coraz więcej i więcej. Ona jednak nie przejmowała się nimi zbytnio, nie miała siły nawet podnieść ręki i ich otrzeć. Zresztą nie miała za bardzo czym to zrobić. Bluza podciągnięta aż po łokieć, odsłaniała poranione nadgarstki, z których teraz na kafelki ciekła krwistoczerwona ciecz. Było jej coraz więcej, ponieważ blondynka nie przestawała przejeżdżać chłodnym ostrzem po skórze, z każdą chwilą robiąc to coraz głębiej oraz pewniej. W końcu jednak poczuła, jak traci swoje siły i najwyższy czas odłożyć już żyletkę, która także pokryta teraz była krwią. Opadła ona z głuchym łoskotem na pobrudzone kafelki, a sama dziewczyna nerwowo oddychając, ułożyła się w kałuży krwi i poczęła nucić pod nosem ich ulubioną piosenkę. Słowa jej wydobywały się z niej prawie niesłyszalnie, poruszała jedynie swymi sinymi ustami, które w przerwach nabierały ciężko powietrze, wypełniając nim płuca. Leżała tak bez ruchu, zapatrzona gdzieś w punkt na ścianie do momentu, gdy usłyszała głośne trzaśnięcie drzwi wejściowych do jej domu. Nie miała jednak siły, aby podnieść się z podłogi i przywitać Luke'a, ponieważ nikt oprócz niego nie mógł zjawić się o tej porze w jej domu. Zresztą, oprócz rodziców tylko on posiadał wtedy klucze do budynku, a z racji tego, że rodzice jej wyjechali na wakacje, nie mógł to być nikt inny. No chyba, że postanowił odwiedzić ją jakiś włamywacz, zabójca, złodziej, ktokolwiek. Nie obchodziło jej to jednak, w tamtym momencie nawet ucieszyłaby się, gdyby ktoś nagle wyważył te drzwi, stanął nad jej słabnącym ciałem i postanowił skrócić jej męczarnie. Byłoby jej o wiele łatwiej i lżej. 

          -Hej, skarbie! Gdzie jesteś?- usłyszała bardzo dobrze znany jej głos, który niestety lub stety należał do Luke'a. Dziewczyna obruszyła się nerwowo, wiedząc że chłopak ujrzy zapalone w łazience światło i będzie usiłował wtargnąć do środka pomieszczenia, dzwoniąc na pogotowie lub obwiązując jej nadgarstki wszystkimi możliwymi ściereczkami, ręcznikami albo nawet własną koszulą. Nie myliła się. Po chwili przez szparkę u dołu drzwi zauważyła czarne vansy, które przestępowały nerwowo to z lewego buta, to na prawy i na odwrót. Brooklyn wstrzymała na chwilę powietrze, gdy zauważyła iż buty te zwrócone są do drzwi tyłem. Resztkami sił podniosła się w górę i szybko wyłączyła palące się nad nią światło. Kiedy tylko to zrobiła, jej plan legł w gruzach, gdyż słabnące ciało wręcz natychmiast straciło równowagę, upadając na dywan przy wannie. Na całe szczęście oprócz lekkiego stłuczenia łokci i hałasu, który powstał w ten sposób, dziewczynie nic się nie stało. 

          -Brooklyn? Jesteś tam? Coś się stało?- pytania blondyna dotarły do jej uszu, obijając się o ścianki obolałej głowy. Dziewczyna zauważyła, iż vansy jego zwrócone są w stronę łazienki, dzięki czemu była pewna, iż jej plan ponownie się nie powiódł. Po raz kolejny przeszkodził jej w tym Luke, co zaczynało ją okropnie irytować. Przez chwilę pomyślała nawet o tym, że lepiej będzie, gdy odbierze mu klucze, aby kolejnym razem nie mógł w porę zainterweniować.

          -Daj mi spokój.- jęknęła pół szeptem i ponownie ułożyła swe obolałe ciało w kałuży krwi, która wciąż ciekła z jej poranionych nadgarstków. Dziewczyna westchnęła ciężko, gdy zauważyła, że chłopak zaczyna nerwowo pociągać za klamkę, a gdy nie udaje mu się to, poczyna uderzać w drzwi swoim ramieniem. Zamek jej drzwi był na tyle słaby, że dobrze wiedziała, iż za chwilę drzwi otworzą się, z impetem uderzając o ścianę wyłożoną kafelkami. 

          -Brooke, otwórz te cholerne drzwi!- zażądał wyraźnie poirytowany tym, że drzwi wciąż się nie otwierają, a dziewczyna jego najwyraźniej nie ma najmniejszej ochoty podejść do nich i samej wyjść. 

I Hate You ➡ l.hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz