LVII

1.8K 74 22
                                    


Słyszałam pikanie. Ciągłe szmery, ciche uderzanie mojego serca. Czułam, jakby moja głowa miała za moment wybuchnąć, okropnie pulsowała. Moje powieki były bardzo ciężkie, nie byłam w stanie otworzyć oczu, co doprowadzało mnie do irytacji. Próbowałam wiele razy, ale nic z tego. Nie miałam siły poruszyć nawet palcem u dłoni.

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Teraz albo nigdy. Skumulowałam całą swoją moc, aby móc otworzyć oczy. Udało mi się, jednak od razu tego pożałowałam. Czysta biel raziła moje źrenice, dlatego jęknęłam dziwacznym, zachrypniętym głosem. Natychmiast odchrząknęłam, a w tamtym momencie poczułam, jak bardzo chciało mi się pić. Moje wargi były przeraźliwie pomarszczone i suche, zwilżyłam je językiem.

- Dzień dobry - usłyszałam, dlatego od razu przeniosłam wzrok w kierunku źródła dźwięku.

Obraz nie był jeszcze w stu procentach ostry, ale widziałam niewyraźnie mężczyznę w białym fartuchu. W dłoni trzymał niewielki notes, a na jego szyi wisiała mała latareczka. Obok doktora stała młoda kobieta, miała typowy, pielęgniarski strój.

- Jak się pani czuje? - podszedł do mnie, a po chwili przyświecił mi lampką w oczy - Patrzymy, patrzymy... - zachęcił.

Byłam zdezorientowana. Nie miałam pojęcia, jak znalazłam się w szpitalu. Byłam ciekawa, co się stało.

- Prze... - natychmiast przełknęłam ślinę, słysząc swój zniekształcony głos - Przepraszam. Mogę dostać wody? -wydusiłam.

- Oczywiście. Siostro, proszę przynieść szklankę wody dla  pacjentki-powiedział, a po chwili zwrócił się do mnie - Jak się pani nazywa?

Co to za idiotyczne pytanie? Lekarz nie ma takich informacji?

- Rosalie Brooks.

- Wiek?

- Mam siedemnaście lat -powiedziałam.

- Ma pani osiemnaście. No dobrze, imiona rodziców, rodzeństwa?

- George, Mathilda i Matthew.

Facet zapisał coś na kartce, a w tym czasie dostałam swoją upragnioną szklankę wody, którą bardzo szybko wypiłam.

- Za chwile zostanie pani zabrana na badania, w tym czasie poinformuję pani rodzinę o wybudzeniu -stwierdził, wychodząc z niewielkiego pomieszczenia.

- Słucham? Jakim wybudzeniu? Co ja tu w ogóle robię?

Doktor westchnął i popatrzył na mnie z politowaniem.

- Miała pani wypadek, została pani potrącona przez pojazd. Po ośmiu miesiącach nareszcie wybudziła się pani ze śpiączki.

Moje oczy rozszerzyły się. Osiem miesięcy? Cholera...

**Justin**

Leniwie otworzyłem oczy, mrugając kilkukrotnie. W myślach przeklinałem osobę, która właśnie napierdalała w moje drzwi od zewnętrznej strony. W tym samym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Widząc imię brata Rose, zignorowałem połączenie. Nie chciałem mieć nic wspólnego z człowiekiem, który chciał pozbyć się rzeczy mojej uśpionej dziewczyny. Gnój chciał ją uśmiercić, zanim Bóg sam o tym zdecydował.

Ciężko podniosłem się z sofy, na której spędziłem noc razem z piwem. Idąc do drzwi potrąciłem kilka szklanych butelek. Naokoło mnie panował totalny bajzel, nie pamiętam, kiedy ostatnio tu sprzątałem. Dwa miesiące temu?

Gołymi stopami przebrnąłem przez stertę ubrań, potłuczone szkło i masę innych śmieci, które walały się po podłodze. Gdy znalazłem się przy drzwiach, odkluczyłem je i pozwoliłem sobie zobaczyć szczęśliwą mordę Ricka. Nie miałem pojęcia, dlaczego się cieszył, ale wiedziałem jedno. Byłem na niego wkurwiony, bo przerwał mi sen o mojej cudownej Rosalie. Poza tym wczoraj zaczęło się od alkoholowej imprezy w klubie, a skończyło się na poprawce w domu, dlatego mój humor na pewno nie będzie dobry. Wiadomo, jak to się zakończyło...

Let me love you |JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz