He says save me, save me
-Kocham cię!
-Gdzie?!
-Huh?
-Pokaż mi! Gdzie ta miłość!? Nie mogę jej zobaczyć, dotknąć, poczuć..... nic.
-Proszę cię... nie zaczynaj..He says maybe, maybe*
-Znowu mi nie odpisujesz.. nie odbierasz.. wszystko w porządku? - zapytał tak naprawdę sam siebie. Odłożył telefon i udał się na balkon gdzie odpalił kolejnego papierosa, po kolejnej nieudanej próbie skontaktowania się z nim.
Body, let me see your body
-Chłopie powinieneś wstać już z tego łóżka, posprzątać tutaj i wyjść nareszcie na świeże powietrze
-Nie - powiedział stanowczo mężczyzna i zawinął się bardziej w kocyk zakupiony przez internet.
-Rozumiem, ze się nie odzywa, ale powinieneś dać sobie już spokój - odrzekł wysoki towarzysz po czym usiadł na podłodze obok drugiego. - minęły dwa lata....
-Wiem..Trust me why don't you just trust me? **
-Nie, tak nie może być! Wstawaj idziemy na miasto!- powiedział bardzo entuzjastycznym głosem mężczyzna.
-Dobrze wiesz, że i tak nigdzie nie pójdę, wiec możesz sobie darować- odrzekł drugi, już poirytowany zachowaniem przyjaciela. Rozumiał, że ten chciał mu pomóc w jakikolwiek sposób, ale to jeszcze nie czas. Nie według niego samego.
-Oj chłopie, powiem ci, że nawet nie będę próbować. Nie chcesz to nie uszanuje to. Co nie zmienia wcale faktu, ze ja nigdzie nie pójdę!- powiedział. Jak postanowił tak zdobił. Po niecałych dziesięciu minutach mieszkanie znowu było puste.*?Pov?*
Minęły dwa lata. Dwa lata odkąd nagle urwał mi się z nim kontakt. Od tamtego czasu stopniowo przestałem wychodzić na miasto, do klubu czy pub'u, straciłem na to ochotę. Dobrze tez wiem, ze siedzenie samemu w domu dobrze mi nie zadziała na psychikę ale cóż poradzę skoro nie widzę sensu dalszego w czym kol wiek.
Do tej pory zadaje sobie fundamentalne pytanie: dlaczego byłem taki wobec niego? . Mogłem zachować się inaczej. Mogłem rozmawiać inaczej... no właśnie, mogłem. Teraz już nie mogę.
Zero znaku życia.
Whising on everyone that you'll be mine***
Śnieg. Lód. Mróz. Zima.
Zgadza się, wyszedłem ze swojej jaskini, na lekki spacerek. Po parku, kiedy wszystko jest pokryte białym puchem, lodem. Kocham takie widoki, uważam ze matka natura to jednak malarz, zawsze inaczej namaluje mi ten widok.
Szedłem już tak chwilkę wiec postanowiłem zatrzymać się na ławce, która stała obok lampy. Z racji tego ze zrobiło się już trochę ciemno lampa zaświeciła ma piękny ciepły odcień żółtego. Co według mnie pięknie wyglądało.
Usiadłem na niej, obok nieznajomej mi sylwetki. Jegomość nie miał widocznej z tym problemu wiec siedziałem dalej i fascynowałem się widokami póki jeszcze takie mam. Z nieznajomym nie zamieniłem ani słowa. W sumie mi to na rękę.
Nagle mój telefon w kieszeni zawibrował, wyjąłem go wiec, będą prawie pewnym ze to mój przyjaciel. Jednak jakie było moje wielkie zdziwienie kiedy na ekranie zobaczyłem to imię.
Eren: cześć... trochę minęło..
Na początku nie dowiedziałem w to co widzę. Myślałem ze ktoś robi ki jakiś głupi żart, ale przecież.. kto miałby jego numer i telefon? Nagle postać koło mnie zaczęła się wiercić, spojrzałem wiec w tamtym kierunku nie wiedzieć o co chodzi. Mężczyzna obok odwrócił się do mnie przodem i zdjął kaptur z głowy a moim oczom ukazał się Eren.
-Pamiętasz to miejsce? Napewno tak. Tu się poznaliśmy Levi. Wszystkiego najlepszego- powiedział a mi napłynęły łzy do oczy. Chłopak gdy tylko to zobaczył przytulił mnie mocno i ucałował moje wargi. Nawet nie chciałem o nic pytać. Gdzie był przez te dwa lata, nie obchodziło mnie to. Był teraz ze mną. Trzymałem go w objęciach. Nic nie było ważne. Tylko on i ja.
-Kocham cię, Eren..
-Ja tez cię kocham, Levi.. dotrzymałem obietnicy... zabrałem cię do nocy naszego spotkania.....- szepnął i tym komencie zdałem sobie sprawę ze nie żyje.
Już zawsze będziemy razem
Take me back to the night we met****
***
*Hate me
**Body
***Dandelions
****The night we met