1. Dzień prób

39 4 9
                                    


Cześć. Jeśli to czytasz to znaczy, że wydarzenia z ostatnich pięciu lat nie poszły na marne. Znaczy to też, że jest jeszcze nadzieja... Ale wróćmy może do początku. Nazywam się Christian Liddell i kiedyś żyłem jak każdy przeciętny nastolatek. Był jednak taki dzień, który wszystko zmienił. Na zawsze. Był to początek roku szkolnego. Mojego ostatniego w gimnazjum imienia Harolda Shipmana. Z początku wszystko wyglądało tak jak przez poprzednie dwa lata: razem ze swoją i równoległymi klasami pojawiłem się na placu przed szkołą, przywitałem się z przyjaciółmi, dyrektorka zaczęła wygłaszać jakieś nudne powitanie. Jedyna, lecz jak się później okazało bardzo istotna różnica to to, że zanim pozwoliła nam się udać do domów kazała udać się wszystkim na salę gimnastyczną. 

Wszedłem więc za innymi uczniami do szkoły i po drodze zrównałem się z Tomem, Jane, Kim i Carterem. Cała czwórka chodziła ze mną do klasy i właściwie bez przerwy gdzieś się włóczyliśmy po lekcjach. Nie mieliśmy przed sobą żadnych sekretów i zawsze mogliśmy liczyć na pomoc pozostałych.

-Odbiło jej, czy co? Przecież przez ten zaduch cały makijaż mi spłynie z potem! - skarżyła się Jane. Ach to jej dbanie o wizerunek w każdej sytuacji... Na swój sposób mnie to śmieszyło.

-Było się tak nie odstawiać. Przecież potem i tak mieliśmy iść nad jezioro. - skrytykował ją Carter. No tak, jezioro. Mieliśmy na nim swoją wyspę, na której prawie zawsze mogliśmy posiedzieć sami. Tylko od czasu do czasu zdarzali się jacyś inni ludzie. Tego dnia też mieliśmy tam iść. Tylko, że się nie udało. Kiedy wszyscy weszli na salę dyrektorka ponownie zabrała głos.

-Zanim udacie się do domów chcę, żebyście przeszli przez kilka testów. Nic skomplikowanego, a pomoże nam sprawdzić wasz stan fizyczny i psychiczny. Podzielcie się, proszę na sześć grup i zaczynamy.

Wszyscy zaczęli się przepychać w różne strony i skończyło się tak, że z całej paczki w grupie był ze mną tylko Tom, a jego brązowe poczochrane włosy i tego samego koloru rozbiegane oczy pocieszały mnie podczas stania w długiej kolejce. Pierwsza próba polegała na przejściu toru przeszkód. Z początku nie wydawał się zbyt skomplikowany, ale kiedy dowiedzieliśmy się, że mamy na to tylko pół minuty od razu zrobiło się trudniej. Połowa naszej grupy nie podołała, ale my dwaj daliśmy radę i razem z resztą przeszliśmy do kolejnego stanowiska.

-Jak myślisz, po co to wszystko? - zapytał mnie, kiedy pierwsze kilka osób zaczęło rzucać rzutkami w tarcze.

-Hmm? - mruknąłem, bo byłem zbyt rozkojarzony, żeby od razu zczaić o co mu chodzi.

-Testy. - sprecyzował

-Bo ja wiem. Może to taka nowa forma badań sprawnościowych, żeby nie męczyć pielęgniarki? - szczerze to miałem gdzieś po co nam to, chciałem tylko już stamtąd zniknąć. 

-Może...

Po teście z rzutkami musieliśmy jeszcze się ścigać, podnosić ciężary, rozwiązywać zagadki i szukać różnic na obrazkach. To ostatnie wydawało mi się szczególnie bez sensu, ale jak kazali tak zrobiłem. Co jakiś czas kątem oka widziałem pozostałych członków naszej paczki, a do mnie i do Toma podczepiła się moja przyjaciółka z czasów przedszkola, Hannah. Tom jej nie znał, więc widok fioletowłosego chudzielca o delikatnych rysach zagadującego do mnie go trochę zdziwił, ale jak już ich sobie przedstawiłem to chyba się nawet polubili.

Kiedy wszyscy skończyli próby było już tak późno, że zanim dotarlibyśmy nad jezioro musielibyśmy już wracać, więc zamiast tego pożegnaliśmy się tylko i rozeszliśmy, każdy w swoją stronę. 

***

Do domu doszedłem dopiero wieczorem i pierwsze co zrobiłem to zjadłem bardzo późny obiad. No ewentualnie można to zaliczyć jako kolację, bo potem już nic nie jadłem. Dopiero po usmażeniu schabowych zdałem sobie sprawę, że jeszcze jestem sam w domu, więc odłożyłem porcję dla rodziców i siostry do późniejszego odgrzania i zjadłem to co mi zostało.

Następnie udałem się do łazienki, żeby się przemyć i ubrać w coś luźniejszego. Po drodze spojrzałem w lustro, żeby sprawdzić, czy widać jak bardzo jestem zmęczony. Niestety nie było trudno to zauważyć. Moje piękne czarne włosy już nie były takie piękne, a pod oczami (brązowymi) miałem sińce widoczne na kilometr. 'Jak widać wspaniali ludzie zbyt dużo nie sypiają' pomyślałem sobie. Westchnąłem przeciągle i poszedłem dalej.

Kiedy byłem już w swoich spranych jeansach i czarnym podkoszulku z nadrukowanym cytatem z mojego ulubionego serialu poszedłem do pokoju, zamknąłem za sobą drzwi i chwyciłem szkicownik. Przewracałem kartki, aż trafiłem na czystą, żeby zacząć nowy rysunek, ale kiedy wziąłem do ręki ołówek usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi do domu. Spojrzałem na zegarek. Było dwanaście po dwudziestej. Rodzinka powinna być w komplecie dopiero za jakąś godzinę, chyba że Maggie nie poszła jednak do kina. Westchnąłem i wstałem, żeby pójść się z nią przywitać, ale za drzwiami mojego pokoju nie było mojej siostry, tylko siwy, niewiele wyższy ode mnie mężczyzna. Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować złapał mnie jedną ręką, a drugą przycisnął do nosa. Poczułem coś wilgotnego, miękkiego i zaczęło mi się kręcić w głowie. Zacząłem się szarpać, ale koleś był zbyt silny. Ogarnęła mnie panika, bo zaczęło mi się robić słabo. Po chwili straciłem władzę w mięśniach, oczy mi się zamknęły i ostatnie co poczułem, to że ten facet mnie podnosi i gdzieś niesie. Potem było już tylko dryfowanie w ciemności i kompletnym znieczuleniu na otaczający mnie świat.

~*~*~*

No więc to wynikło z mojego (nie)nudzenia się w majówkę. Ale tak chyba myślę, że nigdy nie skończę żadnego dłuższego opowiadania bo co jakieś zaczynam to mam pomysł na nowe. No cóż... Jak widać wspaniali ludzie tak mają XD

Ogólnie to jakieś mega długie to nie było, ale to tylko pierwszy rozdział i mam nadzieję, że kolejne będą już miały bardziej zadowalającą długość, a tymczasem żegnam się i idę sobie porysować. Papa ^^


Akademia Morderców: Alea Iacta EstWhere stories live. Discover now