Następnego dnia zostałem dość brutalnie obudzony czyjąś torbą z przyborami szkolnymi.
-AŁA! Co ci do cholery odbiło?! - zapytałem Julie, stojącą nad moim łóżkiem.
-Pospiesz się śpiochu, albo nie zjemy śniadania. - warknęła i wyszła z mojego pokoju, trzaskając drzwiami.
-Ehh...? - wziąłem do ręki zegarek i sprawdziłem godzinę. A niech to! W pół do dziesiątej. Jeśli wierzyć temu co poprzedniego wieczoru powiedział nam profesor mamy piętnaście minut, żeby dotrzeć do sali jadalnej i zjeść śniadanie. Wyskoczyłem z łóżka, otworzyłem szafę, żeby znaleźć jakieś ubranie i przejrzeć się w lustrze po wewnętrznej stronie drzwi. Szybko przeczesałem palcami włosy i założyłem czarne rurki, bordowy T-shirt z tarczą szkoły i czarną, skórzaną kurtkę. Na prysznic będzie czas później... Swoją drogą łazienki mogłyby być bliżej.
-Ile mamy czasu? - spytałem wychodząc do głównej części pokoju.
-Jakieś dziesięć minut, chodź. - odpowiedzieli mi prawie jednocześnie.
***
Po śniadaniu zjedzonym w towarzystwie Julie i Nicolasa (cała reszta już poszła) udaliśmy się we trójkę na nasze pierwsze zajęcia. W poniedziałki był to stalking.
Do sali dotarliśmy w ostatniej chwili i zajęliśmy miejsca w trzech ostatnich ławkach jakie zostały. Wszystkie w pierwszym rzędzie. Wniosek? Uczniowie bali się nauczycieli.
Chwilę po nas do sali wszedł tamten wysoki mężczyzna w granatowym kombinezonie i białej masce przedstawiony nam poprzedniego dnia jako Michael Myers. Opiekun Mary siedzącej tuż za mną.
Zatrzymał się przy ławce Julie, był to środkowy rząd. Powoli obrócił się twarzą do nas. Cofnął o dwa kroki, obrócił do tablicy. Dostałem zwiniętą karteczką w głowę.
Rozwinąłem ją i przeczytałem wiadomość. ,,Typek chyba chce nas uczyć baletu" Schowałem kartkę do kieszeni i rozejrzałem dyskretnie po klasie. Tom puścił mi oko. No tak... takie liściki zawsze były przecież jego dziełem.
Zanim się obejrzałem nasz upiorny profesor podszedł do mnie, bezceremonialnie wyjął mi ze spodni zwitek papieru, podszedł do Toma i podarł przed nim jego wiadomość, zaśmiecając mu ławkę.
Po wykonaniu tej czynności wrócił do tablicy i zaczął pisać. ,,Musicie słuchać, musicie patrzeć, musicie czuć. Musicie wytężyć wszystkie swoje zmysły, a wtedy nic wam nie umknie. Mi nie umyka nic. Wypluj gumę panno Evans."
Czarnowłosa dziewczyna z ostatniej ławki wytrzeszczyła oczy, ale usłuchała i poszła do kosza wykonać polecenie. 'Biedna Monica' pomyślałem.
,,Tak więc. Jeśli nic wam nie umknie, będziecie lepszymi zabójcami. Proste, prawda?"
Cisza.
,,PRAWDA?"
-Tak jest panie profesorze. - odpowiedzieli wszyscy razem.
***
Pozostałe lekcje w tym tygodniu okazały się równie dziwne co ta z profesorem Myersem, ale zajęcia taktyczne z Kruegerem zapowiadały się nawet obiecująco. Wiedziałem też, że historia będzie przeze mnie równie znienawidzona, co w normalnej szkole. Może nawet bardziej skoro wykładał ją klaun.
Na urokach z Pinheadem dowiedzieliśmy się, że Dominic i Hannah będą przychodzić do niego na dodatkowe dwie godziny tygodniowo, w sprawie ich nietypowych talentów.
Profesorowi Lecterowi, temu który mnie porwał również udało się nas zaciekawić swoim przedmiotem, czyli psychologią.
Ghostface uczy nas antropologii, z dyrektorem mamy zajęcia w warsztacie, a z laleczką Chucky wf. Ta to potrafi dać niezły wycisk. Po jej zajęciach Ivan musiał iść z ledwo przytomnym Johnem do pielęgniarki, równie upiornej jak reszta ferajny.
Trafiła do niej również Olive po lekcji chemii z Samarą Morgan.
Dowiedzieliśmy się, że na koniec semestru musimy zaprojektować i wykonać własne bronie, w czym miały nam dopomóc nasze mordercze instynkty, a na koniec roku czekają nas egzaminy teoretyczne i praktyczne. Cudnie, prawda?
Poznałem się też trochę z pozostałymi uczniami i pomogłem Mary w przełamaniu strachu przed rozmową z Ivanem.
W piątek po lekcjach udałem się do pokoju wspólnego mojej grupy, z którą już było jasne, że nie będę współpracował, lecz rywalizował, w przeciwieństwie do pozostałych uczniów.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi zszokował mnie widok fortepianu pod jedną ze ścian.
-Skąd to się tu wzięło? - spytałem oglądających instrument współlokatorów.
-Poprosiłam Freddy'ego, żeby mi tu wstawił. - odpowiedziała uśmiechnięta Julie. Kiwnąłem głową udając zrozumienie i podszedłem do sofy. Leżało na niej kilka kartek.
Sięgnąłem, żeby je podnieść, ale Nick był szybszy. Chwycił je w locie i przeskoczył przez mebel. Zdzielił mnie papierami w głowę i pogroził palcem.
-Nie tykaj cudzych rzeczy Liddel.
-Mogę chociaż wiedzieć co to jest?
-Projekt semestralny. - po tych słowach poszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi.
Spojrzałem na Julie, a ona wzruszyła ramionami i usiadła na stołku, gładząc klawisze nowego nabytku. Miałem iść do pokoju, żeby też pomyśleć nad swoim projektem, ale postanowił nas odwiedzić nasz wychowawca.
-Liddel, Collins, gdzie Mulligan? Mam dla was zadanie. Możecie się go podjąć razem, albo po kolei, jak zdecydujecie przyjdźcie do mojego gabinetu. - po tych słowach wyszedł.
-Sami. - zdecydowałem jednocześnie z Julie.
-Kto powie Nickowi? - zapytałem.
-Ja mogę, ty już idź.
Tak więc poszedłem. Zapukałem do drzwi po drugiej stronie korytarza, a gdy nie usłyszałem odpowiedzi doczekałem chwilę i wszedłem.
Pokój profesora był znacznie lepiej urządzony od naszych, czemu zresztą nie było się co dziwić. Kruegera jednak nie widziałem.
-Panie profesorze? Jest pan tu?
Zamiast słów odpowiedziało mi nagłe uderzenie w potylicę. Na tyle mocne, żebym stracił równowagę, na tyle słabe, żeby nie wyrządzić mi poważnej krzywdy.
Zatoczyłem się i upadłem na łóżko. Profesor momentalnie do mnie doskoczył, przygniótł kolanem i związał najpierw ręce, później nogi.
-No to wpadłeś kochaniutki. - Zakneblował mnie, zrzucił z materaca i wtoczył pod łóżko.
Nie wiem ile tam leżałem, ale na pewno długo, aż w końcu usłyszałem, że drzwi się otwierają i po chwili tuż nade mną ktoś upadł.
-No to wpadłaś kochaniutka. - pod meblem dołączyła do mnie Julie, a po kilku kolejnych minutach wydarzenia powtórzyły się dla Nicolasa.
Potem Freddy nas uwolnił i popatrzył na wszystkich po kolei.
-Oblaliście. - stwierdził. -Schemat moich działań za każdym razem był identyczny, gdybyście przyszli tu razem położyłbym najwyżej jedno z was, a być może nikogo. Nie zaprzeczajcie, wiem, że jesteście zdolni. Wasz problem polega za to na braku współpracy.
-I właśnie tego mieliśmy się teraz nauczyć? - spytała Julie.
-Nie. Nauka pracy w zespole trwa dłużej. Teraz mieliście ją tylko docenić.

YOU ARE READING
Akademia Morderców: Alea Iacta Est
Mystery / ThrillerCześć. Jeśli to czytasz to znaczy, że wydarzenia z ostatnich pięciu lat nie poszły na marne. Znaczy to też, że jest jeszcze nadzieja... Ale wróćmy może do początku. Nazywam się Christian Liddell i kiedyś żyłem jak każdy przeciętny nastolatek. Był je...