3.Starzy i nowi znajomi

34 4 0
                                    


Spojrzałem na siedzącego przed nami profesora. Wszystko wokół wydawało się go strasznie bawić. Nam do śmiechu nie było. Zostaliśmy porwani, zmuszeni (przynajmniej w części) do przystąpienia do tej cholernej akademii i pomimo, że właściwie się nie znamy przydzielono nas do jednego pokoju. Poza tym jakoś ogólnie nie miałem zbytnio ochoty się z nim "zapoznawać".

-Chyba jednak wolałbym pójść się położyć. - stwierdziłem

-Odbiło ci - stwierdził - Mamy niedzielne przedpołudnie. Od spania jest tutaj noc...

-Niedzielne?! - z tego co kojarzę ostatnio był piątek...

-Gdzie jest pilot od telewizora? - spytał poddenerwowany Nicolas.

-Powinien leżeć gdzieś przy barku.

Nick w chwilę go znalazł, usiadł na sofie obok Kruegera i zaczął uważnie oglądać wiadomości. No cóż... przynajmniej widać, że chłopak ma jakieś priorytety. Nasz opiekun zrobił naburmuszoną minę i wstał.

-Chyba rzeczywiście nie chcecie mnie teraz widzieć, ale jakbyście czegoś potrzebowali to mieszkam w pokoju naprzeciwko. Pamiętajcie tylko, że na zawsze się mnie nie pozbędziecie. - i zaczął iść w stronę drzwi.

-Właściwie... jest jedna rzecz - Julie złapała go za ramię i szepnęła coś na ucho. W odpowiedzi przybliżył się do niej, brzytwą przyczepioną do palca wskazującego rękawicy poprawił włosy i również coś do niej szepnął. Świetnie. Jeden jest uzależniony od telewizji, a druga zarywa do kogoś kto właśnie został naszym tak jakby wychowawcą. Tacy znajomi chyba na niewiele mi się przydadzą.

Wszedłem do swojego pokoiku i zamknąłem za sobą drzwi. Wnętrze było urządzone skromnie, ale widziałem już w swoim życiu gorsze. Pod oknem stało stare biurko z równie starym krzesłem i donica z drzewkiem bonzai. Pod jedną ścianą szafa, a pod drugą jednoosobowe łóżko i szafka nocna. Dałoby radę nawet tam jakoś przeżyć. Przeszukałem szybko wszystkie możliwe miejsca i znalazłem kilka niezapisanych zeszytów, podstawowe szkolne przybory, mój szkicownik, razem z całym "arsenałem", zegarek kieszonkowy, który dostałem od Maggie na dziesiąte urodziny, torbę z nadrukowanym czymś co zapewne było szkolnym godłem - tarcza z czaszką i trzema różami i kilka innych, mniej przydatnych rzeczy. W szafie był dość spory wybór ubrań, z których wszystkie na mnie pasowały, jakieś ręczniki i kilka par butów. Nigdzie nie było mojego telefonu. "No kto by się spodziewał?" pomyślałem. 

Wyjąłem z kieszeni złożoną kartkę z planem szkoły i ją rozłożyłem. Według niego znajdowałem się w u-kształtnym pałacu, liczącym trzy piętra, poddasze i wnioskując po kilku wejściach dość rozbudowany system piwnic, którego mapy niestety nie dostaliśmy. Odczekałem jeszcze kilka minut i wyszedłem z pokoju, minąłem Nicka (Julie już zdążyła gdzieś zniknąć) i ruszyłem pozwiedzać.

***

Nie zdążyłem pójść nigdzie dalej zanim usłyszałem jak ktoś mnie woła.

-Chris! Chris, stój! - rozległ się ponownie dziewczęcy głos za moimi plecami. Tym razem się odwróciłem i wpadła na mnie Mary Bell. Dość wysoka brązowowłosa dziewczyna o lekko okrągłej twarzy i kryształowo błękitnych oczach. Pamiętałem ją z podstawówki, ale nie kojarzyłem jakoś, żeby była taka śliczna. -Cześć. - przywitała się wesoło, rozcierając czoło po zderzeniu.

-Cześć. - mruknąłem od niechcenia.

-Coś ty taki naburmuszony?

-A tak jakoś. - spojrzałem na torbę, którą miała przewieszoną przez ramię -Próbujesz uciec?

-Co? Nie. Pomyślałam, że pójdę czegoś poszukać w bibliotece... Zaraz. Ty zamierzasz zwiać?

-Tego nie powiedziałem. - zacząłem się bronić.  

-Christianie Liddell. Jesteś jeszcze głupszy niż myślałam.

-Dlaczego twierdzisz, że to zły pomysł.

-Hmm... Zastanówmy się. Ponad połowa naszych nauczycieli powinna nie żyć, są niebezpiecznymi mordercami i jeśli znikniesz to i tak cię znajdą.

-Skąd pomysł, że powinni nie żyć? Nawet ich nie znasz.

-Przypominam ci, że mój tata pracuje w policji. - a no fakt. Kiedyś się to nawet przydało... -Poza tym tego nawet nie można nazwać ucieczką.

-Jak to?

-Główne wejście jest otwarte. Chcesz zobaczyć? - zdążyłem się już zacząć gubić w tym wszystkim co paplała, więc tylko kiwnąłem głową i dałem się poprowadzić coraz to kolejnymi korytarzami do drzwi jeszcze większych niż te prowadzące do jadalni. Mary pchnęła je i wyszła na zewnątrz. Po chwili wahania poszedłem w jej ślady.

Znaleźliśmy się na rozległym dwupoziomowym tarasie. Poprowadziła mnie do schodów na samym końcu i zatoczyła krąg ręką.

-Widzisz to wszystko? - zapytała. Kawałek przed nami była barierka, a schody rozwidlały się na obie strony. Zakręcały lekkimi łukami i wychodziły na coś jakby skwer z wielkim stawem po środku. Gdzieniegdzie stały kamienne ławki, a dalej widać było las. -Nigdzie nie ma żadnego muru. Mógłbyś wyjść i nie wrócić. A wszystko dlatego, że jeśli to zrobisz nie będą mieli problemu, żeby cię dopaść.

-Mówiłaś to już. - spojrzała na mnie krzywo za tą uwagę, ale po chwili znów się rozpogodziła i spojrzała w stronę stawu. Podążyłem za jej wzrokiem i zobaczyłem Ivana Woronowa i Johna Hunta. Obydwaj z klasy biologiczno chemicznej. Pierwszy wysoki, z brązowymi ulizanymi włosami, piwnymi oczami ukrytymi za okularami i rosyjskim akcentem. Drugi niski, z twarzą schowaną w kapturze szarej bluzy i lekko przygarbiony.

-Czyżby podobał ci się nasz Rosjanin? - spytałem lekko rozbawiony.

-Spadaj. - dostałem kuksańca między żebra. -Idę do biblioteki.

I poszła. Tak więc Ivan, John, Mary, Julie i Nick raczej nie zamierzali uciekać. Hannah i Tom też raczej wątpię bo już by do mnie przybiegli w tej sprawie. Oprócz tej siódemki i mnie była nas jeszcze szóstka.

Dominic Adams i Lucy Gunn, czyli nasza szkolna zakochana para o wyglądzie lalek. Oboje mają idealne sylwetki, Dominic ma krótkie, ciemne włosy i niebieskie oczy, a Lucy długie miedziane loki i przenikliwe zielone spojrzenie. Monica Evans - niska, ale kształtna dziewczyna z czarnymi prostymi włosami do ramion i tego samego koloru oczami. O ile dobrze kojarzę cierpiała na jakieś zaburzenie. Nie jestem pewien ale chyba borderline. Chłopak, który jako pierwszy odzyskał głos po powitaniu przez dyrektora to Jack Potter. Wysportowany blondyn o niemieckich korzeniach, który nigdy nie stronił od dziewczyn i zdarzało mu się trochę wypić na domówkach. Była też Veronica Tyler. Z natury cicha, spokojna dziewczyna, która niezbyt rzucała się w oczy. Ot, przeciętna szatynka, za to bardzo miła. Podobno, bo w sumie nigdy z nią nie rozmawiałem. No i oczywiście Olive Turner. Przebojowa farbowana blondi o kawowych oczach. W pierwszej klasie strasznie podobała się Tomowi. Ach, to były czasy... No cóż, jeśli nikt z nich nie zamierza dać nogi to chyba będę zmuszony też tu zostać.

Zerknąłem jeszcze na chłopaków siedzących nad stawem i wolnym krokiem ruszyłem do pokoju. Jutro czas na pierwsze zajęcia.

~*~*~*

Nie wiem jakim cudem tak szybko pojawił się trzeci rozdział, ale podoba mi się to. Za to moja wena powoli się wyczerpuje ;-; 

Módlmy się, żeby starczyło jej na jeszcze trochę, a tymczasem ja się odmeldowuję 


Akademia Morderców: Alea Iacta EstWhere stories live. Discover now