Rozdział 2

351 31 3
                                    

Zayn potrzebował teraz czasu. Może to śmieszne, że tak bardzo go to dotknęło, gdy okazało się, że jego chłopak ma kogoś na boku. Widocznie jednak, Zayn nie był aż tak twardym facetem na jakiego wyglądał i za jakiego wszyscy go mieli. A przynajmniej nie w kwestii miłości. Ból z każdym dniem zamiast maleć - potęgował, wzbijał się jeszcze wyżej, osłabiając coraz bardziej młodego Mulata.

Poprosił ojca o kilka dni wolnego, by sam w swoich czterech ścianach móc się nastroić. A kiedy tylko rozłączył się i z ciekawości zajrzał do skrzynki z wiadomościami od razu pożałował, że w ogóle włączył komórkę. Harry próbował się do niego dodzwonić, jakby serio interesowało go to jak Zayn teraz się czuje. Czuł się koszmarnie, porzucony i... W kawałkach. Obrócił telefon w dłoniach i w liście kontaktów wyszukał imię Harry. Westchnął, tak bardzo chciał zatrzymać go już na zawsze przy sobie. Nadusił zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha, po drugiej stronie Haz mruknął jakieś niezrozumiałe słowo, a Zayn jęknął płaczliwie.

- Haz, możemy się zobaczyć? – zapytał, zanim zdążył dotrzeć do niego fakt, że kilkanaście godzin temu, w bezwzględny sposób wyrzucił go za drzwi. Przełkną silne, kiedy w słuchawce usłyszał westchnienie. Spojrzał za okno, na dworze padał deszcz, pogoda więc w całkowity sposób odzwierciedlała jego nastój.

- Zayn, to chyba nie jest dobry pomysł – stwierdził Harry po dłuższym zastanowieniu i między nimi znów zapanowała cisza. Nie wiedzieli co powiedzieć, jak sobie pomóc. Mur, który między nimi wyrósł nie miał drzwi i był też zbyt wysoki by go przeskoczyć.

- Haz, z kim rozmawiasz? – gdzieś po drugiej stronie w oddali rozbrzmiał nieznany głos. Zayn poczuł ukłucie w sercu i natychmiastowo nadusił czerwoną słuchawkę. Nie chciał wiedzieć, jak Harryeh go nazwie, bał się że będą to słowa, które zabolą go jeszcze bardziej jeśli byłoby to możliwe. Wyłączył ponownie telefon, przeszedł się samotnie po mieszkaniu i ulokował swoje ciało w łóżku, gdzie mógł zapaść w spokojny sen.

Siedział przy stole i mielił już ostatni kęs pierwszego posiłku jaki dziś zjadł. Nie był głodny, ale przecież musiał jeść, musiał jakoś funkcjonować, po mimo straty. Nie zasługiwał na  ciebie – zabrzmiał jakiś głos w głowie, ale Zayn obrócił go przeciwko sobie. To ON nie zasługiwał na Harry’ego. Wstał, drżały mu ręce i był naprawdę skołowany. Jak mógł być tak głupi, by zakochać się do granic szaleństwa? Myślał, że takie silne uczucia spotykają kobiety, ale się mylił… I to jeszcze jak bardzo. Nogi same zaprowadziły go do łazienki, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Zmarnowany, zmęczony, rozczochrany, spuchnięty i smutny. Taki wyglądał na zewnątrz, wewnątrz było jeszcze gorzej. Otworzył szafkę i wyciągnął wszystkie leki jakie tam się znajdowały, nie myślał chciał zrobić to jak najszybciej by nie zmienić zdania. Bez Harry’ego był nikim, był zwykłym człowiekiem nie mającym nawet przyszłości, kiedyś to właśnie Harry Styles był jego przyszłością. Położył dłonie na umywalce. To przecież była ucieczka! Nie jakieś dobre wyjście, ale z drugiej strony, ile trzeba mieć odwagi by to zrobić? By popełnić samobójstwo. Ludzie mawiają, że samobójcy to tchórze. Czy zastanawiali się oni kiedykolwiek ile odwagi wymaga zawieszenie sobie sznura na szyi?

Zayn nie spojrzał ponownie na siebie w lustro, kiedy wychodził z łazienki, nie wyłączył nawet światła, miał zamiar tutaj wrócić. Poszedł tylko do kuchni. Po nóż. A kiedy wrócił do łazienki, położył go wpierw na umywalce i przyjrzał mu się.

To nie dla niego, poddawać się. Przecież on jest silny, zawsze walczył o swoje. Nie ten, to inny człowiek zobaczy w nim coś wyjątkowego. Odwrócił się przypadkowo zrzucając nóż do środka umywalki i przecinając sobie znów dłoń. Syknął i potrząsnął głową drugą ręką otwierając apteczkę i wyciągając wodę utlenioną wraz z plastrem. Przez chwilę znów pomyślał o skończeniu ze sobą, bo przecież ból tak strasznie piekł i wyrywał mu pozostałości po sercu, ale Zayn nie mógł być tak słaby. Już dawno temu, kiedy stracił swoją matkę obiecał sobie, że nie będzie myślał o tym by się zabić. Oczyścił ranę i zakleił ją plastrem, następnie siadając przed telewizorem włączył jakiś idiotyczny program.

Nie minęło więcej niż trzydzieści minut, gdy po mieszkaniu Mulata rozniósł się dźwięk dzwonka. Zayn nie miał najmniejszego zamiaru wstawać i otwierać drzwi niezapowiedzianemu gościowi. Jednak palec tej osoby nie przerwanie wciskał przycisk, więc w końcu chłopak ruszył do drzwi. Gdzieś na dnie swojej duszy miał cichą nadzieję, że to Harry, ale nie miałby zielonego pojęcia jak się wtedy zachować. Wziął głęboki oddech zanim nadusił na klamkę i przed jego oczami ukazał się niski uroczy chłopak, który w mgnieniu oka rzucił się na niego i zamknął w żelaznym uścisku. Bo mimo iż Nialler nie był zbyt wysoki, wysportowany, siły i miłości do bliskich miał w sobie jak za dwóch. Z Niallem Zayn przyjaźnił się już od kilku dobrych lat, znali się na wylot i często nie potrzebowali słów by wiedzieć, że coś jest nie tak.

Uścisk zelżał i dopiero wtedy chłopcy uważnie spojrzeli w swoje oczy.

- Zayn. Coś się stało? – zapytał bardzo uważnie irlandczyk lustrując go wzrokiem i zauważając plaster na dłoniach. Złapał go za nadgarstek i uniósł by się przyjrzeć, a jego brwi powędrowały ku górze.

- Spokojnie Ni, to był tylko wypadek – odpowiedział zamykając za przyjacielem drzwi i prowadząc go w głąb mieszkania. Zanim się zorientował, że w salonie na ziemi wciąż leżą rozbite ramki Horan wydał z siebie okrzyk zdziwienia.

- Zayne! – spojrzał na niego przestraszony – Co tutaj się stało?! – badawczo przeszedł jeszcze po reszcie mieszkania, zanim wrócił do salonu i spojrzał wyczekująco w stronę Zayna. Mulat zagryzł wargę do środka, bał się wypowiedzieć tych słów na głos, a jednocześnie cieszył się że blondyn nie zauważył…

- A ten nóż w umywalce?! Zayn czy ty chciałeś się zabić?! – pierwszy raz od wielu lat słyszał jak ten chłopak podnosi głos, przechadza się zdenerwowany po mieszkaniu i wyczekuje odpowiedzi od Malika. Zayn nie odpowiadał, cisza panująca w pomieszczeniu odbijała się echem w jego głowie. Niall podszedł do niego i potrząsnął nim mocno za ramiona.

- Stary… - jęknął – powiedz mi.

- Harry mnie zdradzał – te słowa zawisły między nimi.

- Mówiłem Ci, że mu nie wierzę… - szepnął cicho niebieskooki, kiedy przytulił chłopaka. Zayn poczuł jak wzrasta w nim nieznajoma złość. Jego ciało zesztywniało i zacisnął mocniej szczękę, by następnie warknąć w stronę przyjaciela.

- Zamknij się Horan. Wcale go nie znałeś.  – Niall zdezorientowany cofnął się kilka kroków. Zayn nigdy nie zachowywał się w taki sposób, to dla ich obu było nowe. Blondyn skulił się trochę, kiedy oczy bruneta pociemniały i mogłoby się wydawać, że ciskają piorunami. – Nie masz prawa go oceniać, nie znasz nawet mnie – Zayn tak naprawdę nie chciał tego powiedzieć, wiedział, że tymi słowami zrani irlandczyka, bo prawda była taka. że to z nich właśnie ten niebieskooki chłopak był słabszy. Niall tym razem był twardy stał i przyjmował każdy cios Zayna kiedy wypominał mu potknięcia w ich przyjaźni. To go bolało, Zayn ranił go niemiłosiernie, ale on to rozumiał, wiedział jak wielkim uczuciem darzył kędzierzawego chłopaka.

- A teraz wyjdź Niall – wypowiedział oschle kiedy wypomniał Niallowi, że nie zjawił się na czas na urodzinowej imprezie. Biedak stał w masakrycznym korku i prawie spowodował wypadek, ale Zayna w tym momencie to nie obchodziło.  Widział tylko Harry’ego za którym tęsknił, za pocałunkami, dotykiem, uśmiechem i tymi kręconymi włosami tak miękkimi w dotyku  i pięknie pachnącymi.

- Jeśli się uspokoisz Zayn i zapragniesz mieć przyjaciela obok siebie – Niall skierował swoje oczy w jego, wciąż ciemne tęczówki – Zadzwoń – uśmiechnął się w nikły sposób i z ogromnym kamieniem na sercu opuścił to mieszkanie. Nie chciał tego robić, bał się że Zayne sięgnie po ten nóż w łazience i już więcej go nie zobaczy, jednak już łzy kręciły się w kącikach jego oczu. Przyjdę jutro – pomyślał i przełykając głośno ślinę wrócił do domu. 

Six Degrees of Separation ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz