Rozdział 11

729 57 16
                                    

Severus Snape przemierzał korytarze szkoły energicznym krokiem. Dziś był w paskudnym nastroju, co mogli odczuć uczniowie, których mijał. Zdążył odjąć 20 punktów Krukonom i dać szlaban jakiemuś Gryfonowi. Żałował jedynie, że na korytarzach było tak pusto w związku z tym, że dziś sobota.

Moje zaskoczenie było ogromne, gdy po raz pierwszy od tygodnia zobaczyłem Megan siedząca przy stole nauczycieli. Była bledsza niż zwykle, usta miała wykrzywione w lekkim grymasie bólu. Nie podniosła wzroku na mnie, gdy siadałem na miejscu obok niej. Jej talerz wyglądał jakby nic na nim nie było. Sączyła powoli herbatę, odstawiła filiżankę i sięgnęła po rogaliki francuskie. W tym samym momencie ja wysunąłem dłoń po dzbanek z herbatą. Nasze dłonie się zetknęły. Jednak Megan szybko cofnęła swoją.

- Nic nie zjadłaś. Powinnaś bardzie o siebie dbać – powiedziałem cicho

Megan spojrzała na mnie. Widziałem, że jakaś cięta riposta cisnęła się jej na ustach. W zasadzie lubię jej niewyparzony język pomyślałem. Pierwszy raz w Hogwarcie pojawił się ktoś naprawdę inteligentny do tego z charakterem. O dziwo nie usłyszałem nic uszczypliwego.

- Nie mam apetytu. Zdaje się, że mnie unikasz czyż nie?

- Po czym wnioskujesz – spytałem

- Hm zastanówmy się. Wydaje mi się, że szpieg doskonały boi się tak bezradnej, kruchej istotki jak ja. Czyżby mały pocałunek, aż tak cię przerażał?

- O co ci chodzi Cardwell?

- O to, że Ci się podobało, ale teraz nie chcesz się do tego przyznać. W zasadzie to zabawne Snape. A teraz przepraszam, ale mam za chwilę zajęcia.

Widziałem jak krzywi się z bólu wstając. Na chwilę się zatrzymała wzięła głęboki wdech. Widać nie czuła się tak dobrze jak mówiła. Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło. Początkowo Cardwell mnie denerwowała, ale z czasem moja niechęć do niej zmieniła się w coś, czego nie jestem wstanie określić.

- Odprowadzę cię – podałem jej ramię. Przeszliśmy przez Wielką Salę obok uczniów, którym z szoku jedzenie wypadało z ust.

- Czy dobrze się czujesz Severusie? – spytała, gdy wyszliśmy już na korytarz

- Co masz na myśli, bo nie bardzo rozumiem.

- Tak zauważyłam, że czasem wolno łapiesz – powiedziała rozbawionym głosem – Mam na myśli to, że jesteś ostatnio podejrzanie miły dla mnie.

- Jeśli chcesz to chętnie zepchnę cię ze schodów. Pewnie poczujesz się wtedy lepiej – powiedziałem sucho.

Przystanąłem na chwilę i spojrzałem na Megan. Byliśmy przed salą gdzie prowadziła zajęcia z obrony. Patrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem. Dokładnie tym samym, którym spoglądała na mnie, gdy pierwszy raz po tylu latach ją ujrzałem na zebraniu Zakonu Feniksa. Tym razem jednak w jej spojrzeniu nie było tego przeszywającego mrozu. Zastąpiło go coś innego. Coś, czego nie potrafiłem dokładnie określić. Chwile patrzyła na mnie nic nie mówiąc. Jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.

- Oj Severusie wiem, że o tym marzysz. Takiego właśnie lubię Cię najbardziej.

Zerknąłem w prawą stronę skąd zaczęli schodzić się uczniowie.

- Mam nadzieje, że młody Malfoy już ci nie przeszkadza na zajęciach?

- Jak wiesz ostatnio nie miałam przyjemności uczestniczenia w zajęciach, ale zdaje mi się, że Draco chyba zaczyna rozumieć pewne sprawy. Oczywiście, jeśli chcesz możemy podyskutować o tym wieczorem. Jeśli oczywiście nie masz już planów – dodała pośpiesznie

Always&Forever Severus&MeganOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz