Minęło kilka lat od ostatniego eee... Opowiadania. Jednak czas w tym przypadku nie naprawił sąsiedzkich relacji. Wręcz przeciwnie. Tylko się pogorszyły. Tego natomiast nie można powiedzieć o znajomości Katy i Mark'a. Ich znajomość rozwinęła się w coś więcej... Ale zaczniemy od początku.
Było to kilka lat wcześniej. Tak, znowu cofamy się w przeszłość. Zaczniemy od.... właśnie? Od czego? Od szkoły. Tak szkoły... Już zaraz wyjaśniam. Nie lubimy szkoły prawda? Jednak to tam poznajemy swoją pierwszą miłość. Przynajmniej większość nastolatków. Znowu się rozgadałam. DOBRA! Wracamy do historii.
Pov. Katy.
- Katy! - zagrzmiał głos mojego taty. - Spóźnisz się do szkoły!
Zbiegłam z góry do kuchni i usiadłam przed barkiem.
- Lily? - zapytałam swoją starszą siostrę.
- Tak? - odpowiedziała odrywając głowę od książki kucharskiej.
- Odbierzesz mnieee? - specjalnie przeciągnęłam końcówkę. Nie lubię wracać sama. Zwłaszcza po tym jak ktoś ukradł mi 10 złotych.
- Nie mogę mała - posłała mi uśmiech. - Masz już 10 lat dasz radę. - Klepnęła mnie w ramię.
Moja siostra ma już 16 lat. Do tego chodzi do szkoły wojskowej. Dzisiaj miał być jakiś sprawdzian ze strzelania czy coś.
- Idziesz? - zawołał tata przez otwarte okno.
- Ale śniadanie?
- Zaraz się spóźnisz.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Rzeczywiście! O nie... Mam na pierwszej matematykę z panią McKinley. Wyłapuje wszystkich spóźnialskich i zapewne zrobi kartkówkę z nowego tematu. Oczywiście nie mogłam do tego dopuścić! Nie wiem co ona do mnie ma. Nie ma takiego tygodnia ,żeby mnie nie zapytać. Po tej myśli zerwałam kanapkę ,którą miałam dokończyć na śniadanie. Wbiegłam do auta i pojechaliśmy do szkoły.
Pov. Mark.
Obudziłem się dość wcześnie. Tak sądzę ,ponieważ słońce jeszcze nie wstało. Zawsze się spóźniałem. Spojrzałem na zegarek -szósta. Powoli wstałem i się przeciągnąłem. Postanowiłem w tym czasie zjeść wreszcie porządne śniadanie. Zszedłem na dół i usiadłem przy stole. Zobaczyłem zabieganą mamę. Włosy wyszły z kitki. Za uchem miała ołówek. Nosiła za dużą jeansową koszulę i.. jeansy. Biegała ze stołu do swojego gabinetu. A to z różnymi kartkami, teczkami czy pudełkami. Oczywiście mnie nie zauważyła. Zszedłem cicho ,by jej nie przeszkadzać. Dopiero po tym jak zacząłem robić sobie płatki z mlekiem zauważyła mnie.
- O już wstałeś - uśmiechnęła się słabo.
Też się uśmiechnąłem. Zasmuciłem się. Od kiedy tata wyjechał na miesiąc mama pracuje podwójnie. Oczywiście chciałem jej pomóc. Wyprowadzałem psy, czyściłem auta itp. Jednak to tylko mały zarobek. Przecież do takich poważniejszych prac nie zatrudnią jedenastolatka. Zacząłem jeść śniadanie. Spojrzałem na te wszystkie kartki. Moja mama była architektem. Bardzo lubi ta pracę ,jednak jak mówi daje jej w kość. Nie zauważyłem jak szybko czas minął.
- Ubieraj się! Bo spóźnisz się na autobus! - krzyknęła mama.
Szybko się zerwałem za co niestety zostałem pokarany.Wywaliłem się. Oczywiście zacząłem biec w stronę schodów i tym razem wywaliłem się o teczki mamy. Ta tylko się uśmiechnęła pobłażliwie i otworzyła jakąś teczkę. Wbiegłem na górę ,gdzie się przebrałem. Zszedłem na dół, pożegnałem się z mamą i pobiegłem na autobus. Już miałem 2 minuty spóźnienia. Nie wiem jak ja to zrobiłem. Naprawdę. Wstałem o szóstej ,a o siódmej piętnaście jest autobus. MAGIA! Miałem teraz nadzieję ,że się spóźni. I widać Bóg mnie posłuchał ,bo gdy stanąłem przy przystanku on wyłonił się zza zakrętu.
________________________________________________________________________________
Dobra to się rozpisałam. Ale tak coś nie pykło :v Nwm czemu ,ale coś mi tu nie pasuje. Jednak nie miałam jak tego przerobić. Ale to dopiero początek historii! Więc się rozkręci - przynajmniej mam taką nadzieję.
I mam zamiar zrobić horror c:
BÓJCIE SIĘ! XD
Dobra kończę :* Nara ^^
Autorka
YOU ARE READING
Zamknij oczy i policz do pięciu..
Teen FictionRodzina Morgan z rodziną Clark od lat prowadzą wojnę. Jednak dorośli nie wiedzą ,że dwójka zakochanych w sobie nastolatków - Katy i Mark - zrobią wszystko ,by pogodzić spór trwający od lat. Czy uda im się pokonać przeszkody narzucone przez życie? Cz...