Rozdział 4.

6 0 0
                                    

Od ostatniej rozmowy Mark'a i Katy minął miesiąc. Przez ten czas spór jakby trochę się uspokoił. Znaczy sąsiedzi nie zawiesili broni ,tylko po prostu ich żarty nie były takie, takie....  ,, krwawe ?''. Teraz to były żarty trochę takie ,jakie można spotkać w podstawówce. Ale nikt nie powiedział ,że to nie przeszkadza. No dobra przeszkadzały i to sporo. Przez to ,że były takie jakby mniejsze to było ich jeszcze więcej. (Ale dobra wracam do głównego wątku ,bo was zanudzę, jeśli tego już nie zrobiłam ~ przyp. autorki)

Miały odbyć się urodziny Mark'a. Dokładnie jego 14 urodziny. Z okazji zbliżającego się święta chłopak wraz z rodzicami postanowił urządzić przyjęcie. Dla całej młodzieży z osiedla (Mark bardzo dobrze znał tutejszą młodzież. Lubił ich ,a oni jego). Wszyscy znaczy wszyscy ,czyli że zaproszenie dostała też Katy. Oczywiście musiała je schować przed tatą ,bo kto jak kto ,ale on był jedyną przeszkodą w nawiązywaniu relacji między sąsiedzkiej. Jednak Katy musiała komuś powiedzieć ,że idzie na przyjęcie urodzinowe ,a nie do koleżanki (postanowiła wymyślić takie kłamstwo) i stanęło na mamie. Kobieta widać przyjęła z ulgą ,że Katy też nie dzieli nienawiści między sąsiadami ,jak jej ojciec. Pojechała z nią do sklepu i wybrały mu prezent. Dziewczyna czuła stres ,a to że prezent się nie spodoba ,a to że tata nakryje ja na gorącym uczynku ,czy najgorsze ,że coś planuje zrobić. Wreszcie nadszedł wyczekiwany dzień. Katy już równo o 15:00 zadzwoniła domofonem do domu. Drzwi otworzył jej jubilat. 

- O, jednak przyszłaś! - zawołał wyraźnie ucieszony.

- Na pewno twój tata nie ma nic przeciwko temu? - zapytała zaglądając do środka.

- Nie ma. Powiedziałem mu ,że jeśli coś ci się stanie to oficjalnie zepsuje mi urodziny.

- Nieźle - powiedziała dziewczyna z wyraźną ulgą.

- No to wchodź ,bo nie wypada żebyś tak stała.

Dziewczyna tylko zabawnie prychnęła i poszła za chłopakiem w głąb domu. Teraz jego dom był przyozdobiony. Na podłodze leżały nadmuchane balony, na górze wisiały serpentyny zrobione z kolorowego papieru ,a na blacie stały całe stosy plastikowych kubeczków, sztućców czy talerzyków. Dziewczyna nigdy nie była na takich przyjęciach. Mary, zawsze organizowała taką parapetówkę ,tylko dla nich dwóch. Nikt inny jej nie zapraszał ,bo po co? Nikt jakoś specjalnie jej  nie lubił ,ale też nie mieli powodu ,by jej nienawidzić. Wyszła na podwórze. Było tam pięknie! Pomiędzy drzwiami wisiały kolorowe lampiony. Na  środku podwórka stał stół przykryty białym obrusem. Kwiaty porozsiewane po różnych częściach ogródka miały jakby żywsze kolory. Pogoda dopisywała ,gdyż świeciło słońce. Przy krzaczkach był włączony zraszacz ,przez który przebiegała młodzież. 

- Rozgość się! - zawołał i pokazał jej miejsce przy stole.

- O zapomniałabym! - zawołała Katy - Zapomniałabym o najważniejszym! Wszystkiego najlepszego! - powiedziała po czym podała mu prezent. 

Chłopak przez chwilę się w niego wpatrywał.

- Dziękuje - powiedział przyciszonym głosem. - Skąd wiedziałaś ,że lubię rysować?

Kiedyś widziałam twoją pracę i sądzę ,że masz talent ,więc dlatego kupiłam ci szkicownik. 

- Jeszcze raz dziękuje - powiedział z uśmiechem na twarzy.

- Mark! - zawołał piegowaty chłopak.  - Dochodzisz do nas?

- Już idę! Chodź Katy.

Razem pobiegli do zraszacza. Zabawa trwała dobrą godzinę.

- Mark! - zwołała kobieta tak do niego podobna - Mark! Pomóż mi z tortem!

Ludzie od razu pobiegli na swoje miejsca. Katy spokojnie do nich dołączyła. Jak się okazało siedziała między Patrice Mayer ,a Harry'm Hoover'em. Katy zastanawiała się ile mu zajęło znalezienie osób ,które ją lubią. Dosiadła się i zaczęła czekać na tort. Nagle przez drzwi wyszedł Mark trzymając duże ciasto. Musi być pysze. Mark widocznie chciał położyć tort na środku ,jednak nieszczęsnym trafem poślizną się o mokrą trawę i wywalił. Jeszcze większym niefartem tort akurat wylądował na głowie Katy. Kawałek tortu wpadł jej do ust.

- To jest naprawdę dobre! - powiedziała.

Każdy wybuchnął śmiechem ,a Mark zaczął przepraszać.

- Naprawdę cię przepraszam, nie chciałem.

- Już dobrze ,ale mogę zrobić jedną rzecz? - zapytała dziewczyna.

- Rób co chcesz - powiedział robiąc minę jakby chciał pokutować.

Katy wzięła kawałek ciasta i rzuciła w niego Mark'a. Ten chciał oddać Katy ,lecz ona zrobiła unik przez co kawałek pysznego ciasta trafił w Nataniela Grant'a. I tak rozpoczęła się wielka bitwa na ciasto. Każdy rzucał w każdego. Nagle przez drzwi zobaczyli matkę Mark'a. Patrzyła na młodzież z przerażeniem.

- Bój Boże! Rozumiem ,że przyjęcie ,ale żeby się ciastem rzucać? - zapytała. Próbowała być poważna ,jednak jej się to nie udało. Wybuchła śmiechem ,a z nią kilku młodziaków. 

- Dobrze ,że zrobiła jeszcze placek owocowy - powiedziała po czym poszła do kuchni. Młodzież umyła się w zraszaczu i ponownie zasiadła do stołu. Tylko tym razem pacek przyniosła mama jubilata. Po skończonym posiłku (,który swoją drogą był bardzo dobry) każdy poszedł usiąść przy płocie ,gdzie był hamak. Wszystko było tak piękne... Nagle Katy poczuła strach. Znała swojego tatę i wiedziała ,że nie przepuściłby okazji ,by nic nie zrobić w taki ważny dzień ,jak dziś. Nagle zza płotu dało się usłyszeć dźwięk jakby ktoś wiercił coś wiertarką. Po tym nastąpiła niespokojna cisza i cała armia balonów z farbą zaczęła lecieć w stronę młodzieży.

- Uciekać! - krzyknął Hugh Polk i każdy jak na komendę zaczął biec w stronę domu. Niestety nie każdemu udało się uciec spod ostrzału. Jednym z nich była Katy i Mark. Nastolatki wpatrywały się tępo w płot. 

- Kto to zrobił?

- Dlaczego?

- To jest część przyjęcia? - takie i inne pytania wędrowały z ust do ust. Nagle zza płotu dało się usłyszeć diaboliczny śmiech mężczyzny. Udało mu się. I oto w taki sposób zniszczył urodziny Mark'a...

______________________________________________________________

Podobało się? Sorry ,że tak dawno mnie nie było ,ale wynagrodzę wam to dłuższymi rozdziałami. 

To narka i miłych wakacji.

Autorka

Zamknij oczy i policz do pięciu..Where stories live. Discover now