(22 czerwca 2014 rok)
Przepraszam, że wczoraj od razu Was nie powiadomiłam, co się wydarzyło, ale… nie miałam ochoty zawracać sobie tym głowy.
Przeczytałam chyba dziesięć książek na temat mocy psychicznych, a konkretniej TELEKINEZY. Wiecie co to jest?
„Anomalna perturbacja – dawniej: psychokineza/telekineza; zdolność przemieszczania obiektów dzięki sile umysłu; może być używana za pomocą oczu, rąk lub głosu.”
Tak, ja też w to nie wierzę. We wszystkich książkach było napisane to samo.
„Objawia się wpływem na fizyczne otoczenie wywołanym mocami psychicznymi bez fizycznej ingerencji .” Wszystko jasne? Nie bardzo. Siedzę osłupiała i kompletnie nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Trzęsę się ze strachu, jeszcze nigdy się tak nie bałam, nawet w pokoju dyrektorki.
Jeszcze do tego wrócę, ale teraz opowiem Wam, co wydarzyło się wczoraj. Cały dzień byłam mentalnie bita po twarzy, mówię poważnie. To wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłam tego jeszcze dobrze przetrawić.
Do szkoły pojechałam razem z rodzicami. Była za piętnaście ósma. Od razu skierowaliśmy się do pokoju pani dyrektor i poprosiliśmy sekretarkę, żeby powiadomiła nauczycielkę o tym, że już jesteśmy. Jak się okazało, kochana pani dyrektor przepytywała właśnie Anastasię wraz z jej rodzicami. Dziewczyna wyszła zapłakana i ścięła mnie wzrokiem od góry do dołu. Norma.
Zostaliśmy poproszeni o to, aby wejść. Jej pokój był udekorowany balonikami i kwiatami, oprócz tego na jej masywnym, dębowym biurku stała wielka laurka z napisem „Happy Birthday Mum!”. Zapewne przyniosła to wszystko z domu albo jej córki odwiedziły ją w pracy. Och, jakie to kochane, bo się porzygam. Poprosiła, żebym jeszcze raz wszystko dokładnie opowiedziała, tak więc zaczęłam mówić prawie wszystkie szczegóły. Prawie, bo nie powiedziałam jej o lewitującej herbacie. Skłamałam, że po tym, jak ją poprosiłam, żeby się odczepiła ona mnie pchnęła w ramię, a ja skierowałam w jej stronę niecenzuralne słowo, po czym ona się na mnie rzuciła z łapami i zaczęłyśmy się bić. W końcu zauważył to jakiś nauczyciel, bo wywołałyśmy spore zamieszanie. Krzyczałyśmy i warczałyśmy na siebie jak dwa wściekłe psy.
Dyrektorka zaczęła coś kręcić, że panna Smith opowiedziała jej nieco inną wersję wydarzeń. Moi rodzice, zamiast mnie bronić stanęli po jej stronie. Mówili, że przecież „To da się jakoś wyjaśnić i nie potrzebujemy ingerencji policji ani innych wyższych służb”. Siedziałam tam czerwona ze zdenerwowania i jak głupia wpatrywałam się w kolorowe baloniki stojące w kącie. W pewnym momencie zaczęły pękać. Jeden po drugim. Głośny huk rozniósł się kilka razy po całym gabinecie, a pani Mcfly tylko podskakiwała. Otworzyłam buzię ze zdziwienia i nic do mnie nie docierało. No bo... ja tak umiem? To nie był jednorazowy incydent?
Mama spojrzała na mnie wymownie jakby podejrzewała, że to wszystko moja sprawa, natomiast ojciec od razu zaczął krzyczeć, że jednak to co wczoraj mówili było prawdą i jestem chora psychicznie. Tak, wiem, tato, nie musisz mi tego wypominać. Dyrektorka zaczęła wszystkich uspokajać, że stoją przy oknie, więc po prostu się nagrzały (walić to, że o godzinie ósmej rano, tego słońca nie ma, zwłaszcza w Anglii) i nie wytrzymały wzrostu ciśnienia. Dodała jeszcze coś o tym, że i tak by nie stały tutaj wieczność, jednak ojca się nie przegada. On wie lepiej i to jest pan wszystkiego i wszystkich.
Dobra, okay, to była moja wina, no ale dlaczego od razu trzeba było na mnie krzyczeć? Jak już kiedyś Wam pisałam… Wszystko co złe – to zawsze moja wina.
Mniejsza, pani Mcfly powiedziała:
-Po wcześniejszym ustaleniu z radą pedagogiczną, stwierdzam, że nie możesz przyjść na bal końcowy i będziesz zawieszona w prawach ucznia do końca roku szkolnego.