Epilog

396 44 0
                                    



Nasza miłość nie była taka jak u innych ludzi. W naszej miłości, nie było namiętnych pocałunków, nie było upojnych nocy, z ledwością zdarzały się chwile, kiedy byliśmy tylko my, myślący tylko i wyłącznie o sobie. Nasza miłość w innym świecie, w innej rzeczywistości na pewno mogłaby istnieć. Ale nie w tej. Najważniejsza była dla nas lojalność, oddanie sprawie, w którą wierzymy. Nawet gdybyśmy chcieli, miłość nie mogła stanąć na pierwszym miejscu. Mogliśmy tylko spędzać razem misje, te krótkie chwile w samotności, kiedy myśli dosłownie na sekundę ulatywały w kierunku tej drugiej osoby. Nie okazywaliśmy sobie zbyt wielu emocji. Dla członków organizacji byliśmy po prostu towarzyszami. Ironicznym rekinopodobnym gościem i złośliwą małą, lodową wiedźmą. I może chcieliśmy tego. Może to było jedyne wyjście z tej sytuacji.

Ludzie się dziwili, że rezygnujemy z uczucia, ale my wiedzieliśmy, że ono nie miało prawa bytu. Że ten świat, zranił i zniszczył nas zbyt bardzo. Sami nie byliśmy pewni czy to aby na pewno miłość, czy jesteśmy jeszcze zdolni do tego by kochać.

I to mogło być przywiązanie, przyzwyczajenie, być może jakaś sympatia, większa niż do innych. Szacunek oraz wieczna lojalność. Ale...czy to na pewno było to silne uczucie, które łączy ludzi na całe życie? Czy zasługiwaliśmy na nie? Żadne z nas nie wiedziało. Ale rozumieliśmy się bez słów.

Wiec po co nam było coś więcej? Po co na siłę było wpychać między nas, coś, co mogło zniszczyć nie tylko nas, ale i innych.

Myślicie pewnie, że jestem bezduszna, że on na pewno chciał coś więcej, ale nie znaliście go tak dobrze jak ja. Oboje byliśmy przygotowani na śmierć tego drugiego. A kiedy nadeszła... Jakikolwiek bóg istnieje, niech mi świadkiem, czułam ból, który ranił nie ciało, a umysł, serce już i tak rozbite. Ból który zdawał się dławić, zabierać oddech, niemal jak tortury, chociaż wiem, że były by one przyjemniejsze od tego.

I teraz, siedzę tu, wyrzucając z siebie ostatnie miesiące, czując jak drżą mi ręce, a głos chce się łamać. Ale nie pozwalam sobie na tą słabość. Nie mogę. Z szacunku, dla jedynej osoby, która rozumiała mnie bardziej, niż ja samą siebie. Która niech spoczywa w pokoju, bo zasługuje na to jak nikt inny. Która oddała życie dla sprawy, dla lojalności. Jak prawdziwy shinobi.

A teraz pozwól mi, że odejdę. Może pójdę walczyć, może będę pomagać. A może przejdę obojętnie.

Chcę byście wzięli ten zwój, jest tam sporo rzeczy. Prawdopodobnie kawał historii, ale naszej. Nie wszystkich. Jednak, jeśli przeczytacie to, to może zrozumiecie nasze motywy. Zrozumiecie co i dlaczego robiliśmy. My, prawdziwe, pierwotne Akatsuki. Brzask nowego świata. Pokój, zaklęty w wojnie. Odrzuceni i skrzywdzeni. Pamiętaj o nas, bo to jedyne co po nas pozostało.

Żegnaj, Naruto Uzumaki.

Przysięga || AkatsukiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz