Rozdział pierwszy

1.8K 61 0
                                    

Szybko i bezszelestnie skryłam się za bezlistnym drzewem i bacznie obserwowałam, jak policja Białej Czarownicy wyprowadza pana Tumnusa z jego groty. Jeszcze nigdy nie czułam takiej wściekłości i bezradności. Nie mogłam go wyciągnąć z opresji, bo otrzymałam zadanie sprowadzenia dwóch synów Adama i dwóch córek Ewy do Kamiennego Stołu. Jednak widok przyjaciela prowadzonego do JEJ zamku sprawił, że zazgrzytałam cicho zębami z bezsilności. Najciszej jak tylko się dało pognałam do domku państwa bobrów. Zapukałam do drzwi i gdy tylko się otworzyły weszłam do środka. Pani Bobrowa siedziała przy maszynie do szycia, a pan Bóbr właśnie przygotowywał herbatę.
- Miło cię widzieć, Eleno. Napiłabyś się z nami herbaty?
- Z przyjemnością panie Bobrze. Nie mam niestety dobrych wieści.
Pani Bobrowa wstała ze stołka i podszedłwszy do mnie położyła mi swoją łapę na moim ramieniu.
- Bardzo mi przykro, kochanieńka. Ale podobno Aslan jest w drodze.
- Wiem. Dostałam zadanie sprowadzenia do Kamiennego Stołu czworo dzieci Adama i Ewy.
Pan Bóbr, który właśnie postawił dzbanek z herbatą i filiżanki na stole, spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Jesteś tego absolutnie pewna?
- Tak. Mają niedługo przybyć. Dwoje z nich widziano już w Narnii.
Nie powiem tego głośno, ale tą małą, rudowłosa dziewczynkę i czarnowłosego chłopaka widziałam tu juz wcześniej. Nie powiem, żebym była zadowolona. Gdyby nie ona, Tumnus nie trafiłby do lochów Białej Czarownicy. Z drugiej jednak strony jeśli oni są tymi, którzy mają pokonać tą wiedźmę, to doprowadzę ich do Kamiennego Stołu, chociażby miało mnie to kosztować życie. Nie mogę postępować wbrew przepowiedni. A oni jak się okazuje są jej spełnieniem. Gdy wypiłam herbatę, podziękowałam pani Bobrowej i panu Bobrowi za gościnę, po czym udałam się do mojego własnego domku. Miałam wiele spraw do przemyślenia. Nie chciałam zawieść Aslana. W końcu tyle razy mi pomógł. A ja byłam mu wiele dłużna. Starałam się przemknąć do mojego domku niepostrzeżenie. Wiedziałam, iż jeśli drzewa mnie szpiegujące, na pewno doniosą na mnie tej białej wiedźmie. A ja od początku miałam z nią na pieńku. Nienawidziła mnie, bo trzymałam stronę Aslana. A poza tym tak jak i ona mam moce, ale w przeciwieństwie do Białej Czarownicy używam jej w dobrej wierze. I dlatego ona nie może tego znieść. No cóż, to ma mały problem. Ja nigdy nie zrezygnuję ze strony Aslana.

        ***
Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie rano. Nie mogłam spać. Czułam, że dzisiejszego dnia coś się wydarzy. Jak na potwierdzenie moich myśli pojawił się drozd i zaćwierkał donośnie. Od razu pomyślałam o synach i córkach Adama i Ewy, więc szybko wyszłam z domku i zaklęciem zamknęłam drzwi. Szybko szłam przed siebie, aż w końcu doszłam do polany, na której stała czwórka dzieci. Za drzewem chował się pan Bóbr. Najstarszy z rodzeństwa, blondyn, starał się zawołać pana bobra.
- No chodź, chodź chodź.
- Co jest, mam ci paznokcie poobgryzać? - zapytał go pan Bóbr, a ja na widok ich twarzy zachichotałam. Wszyscy odwrócili się w moim kierunku, więc podeszłam do nich.
- Kim jesteś?- odezwała się wysoką brunetka, patrząc na mnie badawczo.
- Na imię mam Elena. I jeśli pozwolicie, powinniśmy się udać do domu pana Bobra, by tam móc spokojnie porozmawiać o naszych sprawach.
To powiedziawszy wskazałam im pana Bobra, który ochoczo skinął głową. Najstarszy z rodzeństwa popatrzył na mnie, a jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Nie dałam rady tego znieść, więc wpatrzyłam się w widok przede mną. Pan Bóbr prowadził nas do swojej tamy. Podczas drogi do jego domu bacznie przypatrywałam się rodzeństwu. Najmłodsza z nich, jak mi się zdaje Łucja, była bardzo ufna i cieszyła się życiem. Jej starszy brat, Edmund zdawał mi się trochę podejrzany. Patrzył cały czas przed siebie, jakby czegoś szukał. Nie podobało mi się jego spojrzenie, ale nic nie powiedziałam. Zuzanna sprawiała wrażenie osoby, która twardo stąpa po ziemi. Natomiast Piotr zdawał się być kimś, kto stara się panować nad innymi. Nie bardzo podobał mi się ich charakter. Jeśli rzeczywiście to oni mają być królami i królowymi Narnii, to źle to wygląda. No, ale może nie będę za wcześnie ich oceniać.
Dotarliśmy wreszcie do tamy państwa bobrów.
- Jaka piękna tama- powiedziała Zuzanna. Pomyślałam, że gdyby zwierzęta mogły się rumienia, to pan Bóbr byłby lekko zaróżowiony na swojej mordce.
- Jest jeszcze nie skończona.
Wtem drzwi tamy otworzyły się i wyszła z nich pani Bobrowa.
- Jeśli znowu zabawiłeś tak długo u Borsuka, to...
W tym momencie zauważyła dzieci, a na jej twarzy pojawiło się lekkie zdumienie i zakłopotanie.
- Że też moje stare oczy to widzą.
To powiedziawszy zwróciła się do męża.
- Mogłeś powiedzieć wcześniej, to bym się przyszykowała.
- Tak, najlepiej tydzień wcześniej, żebyś się wyrobiła- zażartował pan Bóbr, a Piotr, Zuzanna i Łucja zachichotali. Ja uśmiechnęłam się pod nosem, ale moje spojrzenie powędrowało w stronę Edmunda. Swój wzrok utkwił on bowiem w dwóch wzgórzach widniejących w oddali. Dobrze znałam te wzgórza. To tam mieszkała Biała Czarownica. Pan Bóbr również zauważył spojrzenie chłopca.
- Podziwiasz widoki synu?
Edmund tylko pokręcił głową, a ja nic nie powiedziałam. Nie chciałam, by ktokolwiek coś zauważył.
***
Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy smaczną rybkę złowioną przez pana Bobra. Do tego kartofle polane złocistym masłem. Mmmmm pychota! Jedliśmy tak, że aż nam się uszy trzęsły. Gdy skończyliśmy obiadować, pani Bobrowa wydobyła niespodziewanie wielką sztruclę z owocami i wszyscy przesunęliśmy nasze stołki pod ścianę. Pan Bóbr zapalił fajkę, po czym przemówił.
- Teraz, gdy napełniliśmy brzuchu tym wspaniałym jedzeniem, możemy przejść do naszych spraw.
- Chwileczkę. Najpierw chcemy się dowiedzieć, kim jest ta młoda dama, która towarzyszyła nam, a która teraz siedzi milcząco pod ścianą- to powiedziawszy Piotr popatrzył w moim kierunku. Tym razem wytrzymałam jego spojrzenie.
-Nazywam się Elena. Jestem wojowniczką Narnii. Byłam przy jej stworzeniu i służę jej stwórcy, Aslanowi.
- Kim jest Aslan?- zapytało rodzeństwo. No cóż, mieli prawo nie znać Aslana. W końcu nie pochodzą stąd. Gdy pan Bóbr wyjaśniał im wszystko, co wiedział o Aslanie, ja przyptarywałam się Edmundowi. Miałam wrażenie, iż coś jest z nim nie w porządku. Lecz w myślach słyszałam głos Wielkiego Lwa. „Pozwól mu na zdradę. To jedyne wyjście, by ocalić Narnię". Nie spodobało mi się to. Jeśli ten mały Pevensie zdradzi swoją rodzinę i nas wszystkich, czeka nas wojna. Nie chcę, by ktokolwiek zginął. Kocham wszystkich Narnijczyków. I nie dam ich skrzywdzić nikomu. Odpowiedzialna więc w myślach „Jak sobie życzysz, Panie."
Pan Bóbr skończył właśnie opowiadać dzieciom o tym, iż Biała Czarownica nie jest człowiekiem, gdy nagle odezwała się Łucja.
- Słuchajcie, gdzie jest Edmund?
To krótkie pytanie wyrwało mnie z myśli. Wszyscy natychmiast nałożyli płaszcze (rzecz jasna oprócz państwa Bobrów, którzy oczywiście mieli swoje futro) i wybiegliśmy na zewnątrz, wołając go.
- Skręcę mu kark- powiedział wzburzony Piotr, ale pan Bóbr oznajmił:
- Możesz nie mieć okazji. A teraz szybko, musimy udać się do nory i jak najszybciej ruszać w drogę.
- Przecież nie możemy go tam zostawić, by szedł do tej wiedźmy. Ostatecznie to nasz brat- krzyknął Piotr, a ja postanowiła się wtrącić.
- Rób, co mówi pan Bóbr. Chyba,niż sam masz zamiar stać się lodową figurą.
Chłopak popatrzył na mnie ze złością, nic jednak nie odrzekł. Szybko ruszyliśnybdo tamy bobrów, spakowaliśmy trochę prowiantu i ruszyliśmy tunelem na zewnątrz.

Opowieści z Narnii: Wieczna Wojowniczka Cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz