Wszyscy cieszyli się wiadomością o tym, że wiedźma zrezygnowała z Syna Adama. Tylko mnie nie było do śmiechu. Aslan był przygnębiony, a jego nastrój udzielił się także mi. Dlaczego nie zgodził się, bym zastąpiła go na Kamiennym Stole? Dlaczego on chce się poświęcić za Edmunda?! Nie żebym się nie cieszyła się z tego, iż młody Pevensie przeżyje, ale nie rozumiem, dlaczego ja nie mogę być tą, która odda życie. Przecież jest on potrzebny Narnii o wiele bardziej, niż ja. Ale Aslan nie chce o tym słyszeć.
Stałam tak i przyglądałam się obozowi skąpanemu w blasku zachodzącego słońca, gdy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i ujrzałam Piotra.
- Wszystko w porządku?- zapytał blondyn przypatrując mi się badawczo. Skinęłam tylko głową. Nie chciałam, by widział moje zmartwienie. Ale Piotr nie był ślepy. Podszedł do mnie i położywszy mi dłoń na ramieniu, rzekł.
- Wyglądasz na zmartwioną.
- No cóż, zastanawiam się, co w zamian za waszego brata Aslan obiecał Białej Czarownicy. Bo coś musiał jej przyrzec.
Piotr z zachmurzoną miną spojrzał na mnie, ale dłoni nie cofnął.
- O tym nie pomyślałem.
Spojrzałam mu w oczy, ale nie potrafiłam mu na to odpowiedzieć. Nie chciałam go martwić.
Piotr spojrzał na obóz i znowu na mnie. Miałam wrażenie, iż chce mi coś powiedzieć, ale jakby się wahał. Staliśmy tak w milczeniu, wpatrzeni w obóz, a. słońce zachodziło co raz niżej. Wreszcie zeszliśmy na dół i każde z nas udało się do swojego namiotu.
***
Choć bardzo się starałam, nie potrafiłam zasnąć. Przewracałam się z bólu na bok, liczyłam barany, ale sen uparcie nie przychodził. Usłyszałam szelest przy moim namiocie, więc wziąwszy ze sobą tylko nóż wyszłam na zewnątrz. Widziałam, jak Aslan odchodzi w noc, a za nim skradały się Zuzanna i Łucja. Ruszyłam cicho za nimi, starając się, by mnie nie usłyszeli. Dziewczynki starały się ukryć za drzewami, a ja skryłam się za skałami. Wreszcie Aslan stanął i odwrócił się w naszym kierunku. Także i ja wyszłam zza skał.
- Czemu za mną idziecie? - zapytał, a w jego głosie słyszałam smutek.
- Nie mogłyśmy spać- odpowiedziała Łucja, a Zuzanna i ja tylko kiwnęłyśmy głowami.
- A czy możemy...- zaczęła brunetka, a ja dokończyłam.
- Możemy iść z tobą?
- Tej nocy miła mi będzie czyjaś bliskość. Dziękuję.
Wszystkie trzy zanużyłyśmy dłonie w jego złocistej grzywien i ruszyliśmy przed siebie. Żadne z nas nie odezwało się ani jednym słowem, każde zatopione we własnych myślach. Bałam się tego, co miało nadejść, ale nawet moje moce nie mogły tego powstrzymać. Zuzanna i Łucja patrzyły na Lwa ze współczuciem, ale nie wiedziały dlaczego jest przygnębiony.
Wreszcie dotarliśmy do miejsca, które leżało niedaleko Kamiennego Stołu. Aslan przystanął i rzekł.
- Czas na nas. Zostańcie. Dalej muszę iść sam.
- Ale dlaczego?- zapytała brunetka, lecz Aslan odpowiedział tylko:
- Zaufajcie mi. Tak musi być. Dziękuję Zuzanno, dziękuję Łucjo. I tobie Eleno.
Patrzyłam na jego smutną twarz, a łzy mimowolnie spływały mi po policzkach
- Żegnajcie.
To mówiąc Aslan odwrócił się i odszedł przed siebie. Siostry spojrzały najpierw po sobie, a potem na mnie. Skinęłam im głową i wskazałam miejsce pod korzeniami drzew, gdzie mogłyśmy wszystko widzieć, lecz nie mogłyśmy zostać przez nikogo dostrzeżone. Aslan tymczasem szedł w kierunku Kamiennego Stołu, gdzie wraz ze swymi potworami oczekiwała nań Biała Czarownica.Wszystkie te dziwaczne stwory zdawały się nie mieć najmniejszego strachu przed Wielkim Lwem. Wręcz przeciwnie. Zdawały się stroić sobie z niego żarty. Łucja i Zuzanna patrzyły na to z niedowierzaniem.
- Czemu on im pozwala?- zapytała Łucja, lecz ja tylko pokręciłam głową. Po prostu nie byłam w stanie jej na to odpowiedzieć. Patrzyłam ze łzami w oczach, jak słudzy Białej Wiedźmy gołą grzywę Aslana. Gdy wreszcie spadł ostatni włos, dwa minotaury wciągnęły Aslana na podest, nie oszczędzając mu przy tym bólu. Biała wiedźma pochyliła się nad nim i coś do niego powiedziała, lecz nie usłyszałam co. W pewnej chwili wiedźma wyprostowała się i powiedziała głośno:
- Dzisiaj Wielkie Czary przestaną działać. A od jutra my będziemy rządzić Narnia. Na wieki!
Po tych słowach tłum wszystkich tych stworów zaczął wiwatować na jej cześć. Czarownica tymczasem zwróciła się do leżącego Aslana.
- Tobie przypada rozpacz i ŚMIERĆ!
Wykrzyczawszy te ostatnie słowo wbiła nóż w ciało Aslana. Zuzanna i Łucja spuściły wzrok, a z ich oczu spływały łzy. W moim sercu poczułam jednak wściekłość. Najchętniej rzuciłabym się tej wiedźmie do gardła, lecz zamiast tego patrzyłam, jak jej słudzy wiwatowali. Nie potrafiłam zrobić nic innego i czułam się winna. Moje serce krwawiło, bo czułam jakbym zdradziła najlepszego przyjaciela.
Wiedźma podniosła wzrok na swoich poddanych, którzy w dalszym ciągu wiwatowali i wykrzykiwali wyzwiska w stronę nieruchomego ciała.
- Wielki kot nie żyje!!!!
Wszystkie stwory krzyczały jeszcze głośniej, a po moich policzkach spływały mimowolnie łzy. Niemoc i bezsilna złość ogarniały mnie coraz bardziej.
Czarownica tymczasem zwróciła się do dowódcy swojej armii.
-Generale, czas szykować armię.
Jej słowa zmroziły mnie bardziej, niż wszystko inne. Popatrzyłam na siostry Pevensie i wyszeptałam.
- Zostańcie tutaj. Ja spróbuję przekraść się do naszego obozu i powiadomię Piotra i Edmunda. Starajcie się, by nikt was nie zauważył.
To powiedziawszy szybko i najciszej jak tylko mogłam wycofałam się z zarośli. Starałam się powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Za nic nie mogę pozwolić, by ktokolwiek je zobaczył. Zawsze pokazywałam się tylko z tej twardej strony i tak powinno pozostać. W końcu moim zadaniem jest chronienie przyszłych władców Narnii i walka za nich. Dzięki moim mocom znalazłam się w naszym obozie bardzo szybko. Chwilę wachałam się przed wejściem do namiotu Piotra, lecz w końcu rozsunęłam kotarę. Piotr i Edmund spali na materacach, lecz ich sen daleki był od spokojnego. Blondyn trzymał w dłoni miecz, jakby bał się ataku. Cicho wyszeptałam zaklęcie, a lekki wiatr musnął jego policzek. Chłopak natychmiast poderwał się z materaca, a w jego oczach widziałam lęk.
- Co się stało? Dlaczego tu stoisz? Czy coś się stało Zuzannie i Łucji?
- Z nimi wszystko w porządku- odpowiedziałam. Kątem oka zauważyłam, że Edmund również poderwał się z posłania. Powiedziała im o śmierci Aslana. Starałam się powstrzymać łzy, które uparcie cisnęły mi do oczu. Piotr i Edmund spojrzeli po sobie.
- Czy to wszystko, co wydarzyło się tej nocy?- zapytał Edmund.
- Biała Czarownica wyruszyła z potężną armią. Będą tu niedługo.
Piotr wyszedł z namiotu, a za nim jego brat. Ja udałam się za nimi. Przed namiotem czekał Oreus.
- Co rozkarzesz panie?
- Zbierz wszystkich, którzy gotowi są walczyć za Narnię.
***
Staliśmy wszyscy na wzgórzach, porozdzielani tak, by wiedźma nie mogła widzieć ilu wojowników będzie się z nią mierzyć. Ja, Piotr na białym jednorożcu, Edmund na gniadoszu o imieniu Filip i Oreus staliśmy obok siebie i oczekiwaliśmy na przybycie zwiadowcy. Wreszcie na tle nieba ujrzałam gryfa, który leciał w naszą stronę, a z wyrazu jego twarzy wywnioskowałam, że armia Białej Czarownicy jest liczniejsza od naszej.
- Panie, armia wiedźmy ma dwukrotną przewagę- powiedział gryf lądując przed Piotrem.
- Przewaga nie zawsze oznacza zwycięstwo- powiedziałam, by dodać Piotrowi i innym odwagi.
- Ale często się przydaje.
Po chwili naszym oczom ukazały się przedziwne stwory. Wilkołaki, wiedźmy, orkowie, olbrzymi i inne paskudztwa. Czarownica siedziała na wielkim tronie uniesionym prze dwóch cyklopów. Piotr tymczasem wyjechał przed szereg i wykrzyknął:
- Za Narnię i za Aslana!!
Jak jeden mąż podjeliśmy okrzyk. Byłam dumna, że mogę walczyć z tak dzielnymi rycerzami. Ognisty ptak poleciał w kierunku oddziałów wiedźmy i swoim płomieniem oddzielił nas od niej. Lecz na próżno. Wszystkim nam było wiado5, że czarownica ma swoją różdżkę, toteż ogień zniknął, a jej armia przejechała dalej. Gdy byli juz niedaleko, Piotr wydał rozkaz do ataku. Natychmiast zaatakowały nasze leopardy, lecz tygrysy wiedźmy starały się je powstrzymać. Z góry atakowały ich orły i gryfy, które celnie trafiały ostrymi pazurami w gardło przeciwnika, lecz były na tyle sprytne, by uniknąć ich strzał. Wreszcie ruszyliśmy do ataku, podczas gdy Edmund i pan Bóbr zostali z tyłu by dać łucznikom sygnał do ataku. I także oni po krótkim czasie zaczęli ostrzeliwywać wroga, starając się nie chybić. Armia wiedźmy jakby się zmniejszała, lecz i nasza armia wcale nie była liczniejsza. Z wściekłością patrzyłam, jak zamienia moich przyjaciół w kamień. Nie wahałam się ani chwili, tylko ruszyłam w jej stronę. Wiedziałam z doświadczenia, że celowanie w wiedźmę nic nie da, natomiast zniszczenie jej różdżki może nam pomóc. Przede mną pojawił się minotaur, lecz jednym szybkim cięciem miecza pozbawiłam go życia. W momencie, gdy Biała Czarownica z triumfem na twarzy już miała wbić swoją różdżkę w Edmunda, skoczyłam pomiędzy nich i jednym ruchem przełamałam jej różdżkę na pół. Jej wściekłe spojrzenie nie robiło na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie, musiałam się przy nim uśmiechnąć. Lecz nawet nie zdąrzyłam skrzyżować z nią mieczy, gdy z dala dobiegł nas znajomy ryk.
-To niemożliwe.
Tyle tylko zdążyła wykrzyknąć wiedźma, zanim Aslan wbił swoje ostre jak brzytwa zęby w jej serce, pozbawiając ją życia.
CZYTASZ
Opowieści z Narnii: Wieczna Wojowniczka Cz. I
FanfictionŻyję w Narnii od dnia jej stworzenia. Aslan mianował mnie jej obrońcą, gdyż wyczuł, iż zło wkracza do niej pod postacią białej Czarownicy. Lecz jej mocy nie mogę zniszczyć. Zgodnie z przepowiednią ma przybyć ktoś, kto jej moc powstrzyma. Pytanie tyl...