Rozdział drugi

1.1K 44 1
                                    

Gdy wyszliśmy z tunelu, naszym oczom ukazał się przerażający widok. Najlepszy przyjaciel pana Bobra, borsuk, stał przemieniony w kamień.
- Współczuję- powiedziała pani Bobrowa, kładąc łapę na ramieniu męża. Nagle coś zaszeleściło, więc z szybkością błyskawicy nałożyłam strzałę na cieńciwę i napięłam łuk. Zza drzewa wyszedł nie kto inny, jak lis. Jego chytry uśmiech działał mi na nerwy.
-Ty zdrajaco- krzyknął pan Borsuk i gdyby nie jego żona, byłby go zaatakował.
- Hej, spokojnie. To, iż jestem rudy nie oznacza od razu, iż jestem zdrajcą. Powinniście się ukryć i to jak najszybciej.
Nie mając innego wyboru weszliśmy na drzewo. Po chwili pod naszym drzewem ukazało się stado wilków. Ich szef, Maugrim, był największy i najbardziej zajadły. Nienawidziłam go z całego serca. Wypytywał lisa o to, w którym kierunku się udaliśmy, a słysząc, iż udaliśmy się na wschód, wściekły Maugrim złapał lisa za kark i rzucił nim o ścianę. W porę zatknęłam Łucji usta, a wilki pod wodzą Maugrima udały się we wskazanym przez lisa kierunku. Gdy upewniliśmy się, iż są daleko i raczej nie wrócą tak szybko, zeszliśmy z drzewa. Usiedliśmy przy drzewie, a ja zaczęłam opatrywać lisa.
- Dziękuję ci, że nie zdradziłeś nas - wyszeptałam, na co on uśmiechnął się chytrze.
- Dlaczego miałbym to robić? Oni są królami i królowymi Narnii. Jeśli oni są tymi, którzy mają przywrócić pokój w Narnii, to jestem gotowy za nich - umrzeć.
- Widziałeś Aslana? Jaki on jest?- zapytała pani Bobrowa, a ja musiałam się uśmiechnąć. Jestem jedyną osobą w całej Narnii, która widziała go często.
- Jest spełnieniem wszystkich naszych marzeń- odparł lis, a ja widziałam, jak na twarzach rodzeństwa zagościł uśmiech.
****
Następnego dnia rozstaliśmy się z lisem i udaliśmy się w kierunku Kamiennego Stołu. Znowu nikt się nie odzywał, wszyscy zatopieni we własnych myślach. Po jakimś czasie śnieg przestał padać i niebo było pogodne. Nagle z daleka usłyszeliśmy dzwonki sań. Wszyscy rzucili się do ucieczki, a ja choć biegłam za nimi, zastanawiałam się nad jedną rzeczą. Nagle coś zaświtało mi w głowie.
- Zaczekajcie. Gdyby to naprawdę była Czarownica, to nigdy nie kazałaby przypiąć dzwoneczków. Starałaby się być jak najciszej, jak tylko można.
Pan Bóbr kazał nam schować się za krzakami, a sam przyczaił się tuż przy drodze. Ja schowałam się za drzewem, znajdującym się przy samej drodze.
Nagle pojawiły się sanie, zaprzężone nie w białe renifery, jak się domyślałam, lecz w brązowe, a saniami jechał ktoś, na widok którego serce zabiło mi mocniej. Był to nie kto inny, jak...
- Święty Mikołaj!- wykrzyknęła Łucja, która wyjrzała zza krzaka. Zuzanna i Piotr również wyszli z ukrycia.
- Długo nie pozwalała mi przybyć, lecz w końcu jestem. I mam dla was kilka prezentów - to mówiąc Święty Mikołaj sięgnął po swój worek.
- Piotrze, synu Adama, ten miecz będzie ci służył w obronie Narnii. I pamiętaj, to nie zabawka.
Piotr podziękował mu, a minę miał bardzo poważną i uroczystą.
- Zuzanno, córko Ewy, tobie daję ten oto łuk. On nigdy nie chybia. I również ten róg. Jest on zaczarowany. Gdziekolwiek będziesz potrzebować pomocy, wystarczy, że w niego zagrasz, a pomoc przybędzie.
Także Zuzanna przyjęła swój prezent z uroczystą miną.
- Łucjo, córki Ewy, ode mnie otrzymasz ten oto sztylet oraz ten oto eliksir z Ognistych Krzewów. Gdyby któreś z was było ranne, wystarczy kropla, by powrócił do zdrowia.
Łucja, jak zdąrzyłam zauważyć, cieszyła się niezmiernie ze swojego prezentu.
- Eleno, ty jako Wojowniczka Narnii dostaniesz ode mnie ten oto złoty łuk i kołczan oraz miecz. Ten miecz podarował mi Aslan z przyżeczeniem, bym przekazał ci go dalej.
Skinęłam głową i przyjęłam moje prezenty. Pani Bobrowa i pan Bóbr otrzymali nową tamę oraz nową maszynę do szycia, a wszyscy razem dostaliśmy filiżanki i czajnik z gorącą herbatą. Po czym odjechał z okrzykiem: „Wesołych Świąt" pojechał dalej. Piotr pokazywał panu Bobrowi swój miecz, a ja przyglądałam im się z lekkim uśmiechem. Pani Bobrowa tymczasem przygotowała śniadanie.
***

Po skończonym śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Śniegu ubywało, co oznaczało, iż byliśmy już niedaleko Kamiennego Stołu. Nieśliśmy nasze futra w milczeniu, a ja nie mogłam uwierzyć, iż niedługo zobaczę Aslana. Nie widziałam go już bardzo długo i bardzo się o niego martwiłam. Lecz teraz w końcu będę miała okazję go zobaczyć. Na twarzach rodzeństwa powoli zagościł spokój. Twarz Piotra wyrażała też radość ze spotkania z Aslanem. Kątem oka obserwowałam go, starałam się jednak, by tego nie zauważył. Trzeba mu przyznać, że był bardzo przystojny. Ale ja nie mogłam się zakochać. Nie dlatego, iż nie chciałam, lecz dlatego, iż nie mogłabym jednocześnie niańczyć dziecka i walczyć w obronie mojej ojczyzny.
W końcu ujrzeliśmy cel naszej wyprawy.
Przy Kamiennym Stole stały najróżniejsze stworzenia zamieszkujące Narnię. Bardzo się cieszyłam, gdy przed namiotem ujrzałem Oreusa. Piotr tymczasem wydobył miecz i podniósłwszy go w geście pozdrowienia, powiedział:
- Prowadź nas do Aslana.
Oreus jednak tylko wskazał na wejście do rubinowoczerwonego namiotu. Nagle wszyscy uklękneli, a ja poszłam za ich przykładem, gdyż wiedziałam, iż zaraz GO ujrzę. I rzeczywiście, z namiotu wyszedł Wielki Lew. Rodzeństwo Pevensie i państwo Bobrowie ukłonili się.
- Witaj Piotra, Synu Adama, witajcie Zuzanno i Łucjo, córki Ewy. Witajcie i wy bobry. Macie moją wdzięczność. Ale gdzie drugi z braci?
- My właśnie w tej sprawie. Prosimy o pomoc.
- Bo po drodze rozdzielono nas- wtrąciła Zuzanna.
- Edmunda porwała Biała Czarownica.
Aslan spojrzał na nich badawczo. Wydawało się, że oczekuje dodatkowych wyjaśnień.
- Porwała... A jak do tego doszło?
- On ich zdradził, wasza wysokość- powiedziałam, a w gardle nagle mi zaschło. Po moich słowach zrobił się szum. Wszyscy patrzyli na rodzeństwo wrogo.
- A więc zdradził i nas- powiedział Oreus, ale Aslan przerwał mu z rynkiem.
- Milcz Oreusie. Jeszcze nie wiemy wszystkiego.
- Byłem dla niego za ostry- odezwał się Piotr, a w jego głosie słyszałam wyraźny smutek.
- To moja wina.
- Nasza wspólna- odpowiedziała Zuzanna, położywszy dłoń na ramieniu brata. Wiedziałam, że Aslan nie jest na nich zły. Kazał zaprowadzić nas do namiotów. Zuzanna i Łucja uparły się bym włożyła suknię. Nie miałam innego wyboru, chociaż suknie to ostatnia rzecz, jaką noszę. Gdy tylko się przebrałam, wyszłam z namiotu w poszukiwaniu Piotra.

Opowieści z Narnii: Wieczna Wojowniczka Cz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz