Rozdział drugi

2K 231 302
                                    

28.09.2030

Bywały te dni, deszczowe, wietrzne, kiedy budziłem się nad ranem i patrzyłem na pustą poduszkę obok mnie. Ten obraz wydawał się nieznajomy, a zarazem tak dotkliwie prawdziwy. Sunąłem wtedy po jej brzegach i wyobrażałem jak owijam sobie czyjeś loczki wokół palców. Głaskałem je w rytm wiatru i kołysałem nimi w tę i we w tę. Przy przymkniętych oczach niemalże widziałem tą postać.

Z przegrzaną wodą usadzam się na parapecie i patrzę jak deszcz zatapia miasto. Tworzy kałuże i nie przejmuje się niczyimi problemami. Jest bezosobowy, cichy, robi swoje. Chłód owiewa moją twarz i odprężam się. Zapach zmoczonego chodnika, drzew wydzielających swoje soki. Wszystko działa na moje zmysły. 

-

"Panie Tomlinson zaliczka już wpłacona, teraz opowiem jak ja to widzę." mój klient poprawia swoją pogniecioną koszulkę z Lacoste i nachyla się bardziej w moją stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku. "Chcę zajebistą imprezę na jachcie. Rozumiesz? Zaje-bistą. Niezapomnianą. Z petardami, muzyką, chcę tam infinity basen, wysoki podest na którym goście będą sobie mogli odpoczywać....dupny telewizor, jacuzzi z alkoholem. Czuje pan ten vibe?" marszczę brwi, zapisując pojedyncze słowa. "Gołe tancerki. Jebutny tort z karmelem."

"Jebutny?" powtarzam z niezrozumieniem. "Może frytki do tego?"

Gary zaśmiał się sztucznie, nie będąc fanem mojego żartu. 

"Wielki, Tomlinson, wielki. Rzeźbę lodową z moim wizerunkiem, stół bilardowy-"

"Okay, okay, proszę się wstrzymać na chwilę." wzdycham do kartki. "Mam w głowie jeden jacht i musimy od niego zacząć. Resztą zajmiemy się po wyborze. Ma pan wolne w tę środę?"

"Mam zawsze wolne."

"Świetnie." odpowiadam zgryźliwie, podając mu rękę na do widzenia. 

Co piątek przyjmuję od trzech do pięciu klientów, którzy opowiadali mi o swoich niestworzonych wizjach. Wszystkie z nich mam przeobrazić w prawdziwe zdarzenie, rodem z bajek, filmów i nastoletnich marzeń. 

Dzisiaj, wyjątkowo, przyjąłem jedynie dwa duże zamówienia. Następny klient spóźniał się o godzinę, ale przywykłem i do takich. W międzyczasie wykonałem kilka telefonów w celu dowiedzenia się czy jacht, o którym myślę ma wnękę z jacuzzi i czy mogę do niego wlać najdroższy alkohol. Potem przedzwoniłem do cukierni w sprawie tortu z karmelem (muszę spytać o to czy chce je z ciastkami, drażami czy może likierem), do wypożyczalni sprzętów po stół bilardowy i ostatecznie po tancerki, które bezwstydnie się obnażą przed grupą cudzych ludzi. 

W trakcie mojej rozmowy z przemiłą Panią Laylą do drzwi zapukał niejaki Zayn Malik. Bez mojego pozwolenia wkroczył do środka, po czym z kompletnym wyjebaniem rozłożył się na fotelu.

"No witam." zagajam, poprawiając na swoich kolanach kartki. "W czym mogę pomóc?"

"To ty jesteś ten, Tomlinson." stwierdza, mrużąc oczy. Nie odpowiadam. "Planujemy z małżonką uroczystą imprezę dla naszych znajomych. Potrzebujemy profesjonalisty, który się tym zajmie, dlatego-" gestykuluje w moją stronę. "Zwracamy się do ciebie."

"Macie miejsce?" dopytuję automatycznie.

"Tak." 

"Proszę podać nazwę, przedzwonię do nich i zobaczymy czy jest to w ogóle możliwe." pochylam się w stronę kartki, na co mój gość wzdycha do sufitu.

"To nawet nie ja miałem załatwiać. Boże. Em, nie pamiętam nazwy, ale to jest ta, którą prowadzi facet co kiedyś miał długie, lokate kłaki. Wiesz o kim mówię, hę?"

I wanna hold you when I'm not supposed toOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz