☾ In The Dark ☽

942 178 19
                                    

— Bywałam tak zdesperowana, że zaczynałam uważać, że boisz się własnych uczuć. Ale skąd miałabym to wiedzieć, prawda? Przecież praktycznie cię nie znam... — Unoszę ręce, kręcąc głową. — Teoria o tym, że boisz się własnych uczuć i jeszcze bardziej przeraża cię ich pokazywanie brzmi nieprawdopodobnie w tej sytuacji.

— Racja, nie znasz mnie.

— Więc kim jesteś o trzeciej nad ranem, kiedy twoja nowa zabawka nie jest dostępna? Kim jesteś, kiedy nie ma nikogo dookoła? — Dźgam ją palcem wskazującym w mostek. — Co? Nie powiesz mi? Nie pokażesz? Boisz się? Wstydzisz? 

— Przestań.

— Nawet nie potrafiłaś dobierać sobie przyjaciół. Pierdoliły ci się ich imiona, Lauren. Nie potrafiłaś utrzymać wizerunku, że nie jesteś samotna. 

— Nie pieprz głupot.

— Od kiedy Los Angeles jest dla ciebie domem? — Unoszę brwi. — To ty nigdy nie lubiłaś tego miasta, a nie ja. 

— Nie znasz mnie, więc jak możesz oceniać, co jest dla mnie domem, a co nie?

— Wiem, że jesteś tchórzem. Nie potrafisz pokazać własnej autentyczności. Myślisz, że dowodzisz swoje szczęście przez eksponowanie się? Przez obwieszczanie każdemu na Twitterze i Instagramie, jak świetnie się bawisz na imprezie?

— Wydaje mi się, że zazdrościsz. Stalkowanie mówi samo za siebie.

— Och? Czyżby?

— Yeah.

— Jesteś stuprocentowo pewna, że nic z tego nie jest prawdą?

— Oczywiście.

— Więc dlaczego masz na nosie okulary przeciwsłoneczne, kiedy dzisiaj wyjątkowo nie świeci słońce? 

Po powiedzeniu tego szybko ściągam przedmiot, odkrywając oczy Lauren. Zaciskam usta w wąską linię, rzucając na ziemię Ray-Bany. Z trudem przełykam ślinę przed spojrzeniem na twarz kobiety, która po raz pierwszy mówi mi prawdę.

— Jak długo zajęło ci wyćwiczenie, aby łzy nie zaczęły spływać po policzkach? 

Nie odpowiada.

— Czułaś kiedykolwiek coś do mnie?

Kiwa głową.

— Nadal to czujesz?

Teraz razem z kiwnięciem pierwsza łza opuszcza jej oczy.

— Wiesz z czego zdałam sobie jeszcze sprawę przez ostatnie dwa lata? — Utrzymuję wzrok na twarzy Lauren, dostrzegając coraz więcej szczegółów—w tym przekrwione białka.

Brunetka bezdźwięcznie zaprzecza.

— Nigdy mnie nie przytuliłaś.

Prycham cicho, kiedy dłoń Lauren ląduje na moim ramieniu, a jedna z nóg robi krok w przód, jakby chciała zrobić to na zawołanie. Szybko strącam rękę kobiety i jednocześnie wzdycham ciężko.

— Spóźniłaś się. Mogłaś zrobić to w wyrazie najprostszej wdzięczności, kiedy wyciągałam do ciebie rękę, a ty szarpałaś całe ramię bez żadnego dziękuję.

Dodatkowo robię krok w tył — tak dla własnego bezpieczeństwa. Po zobaczeniu w takiej krasie osobę, która zniszczyła mnie bez skrupułów mogę spodziewać się wszystkiego.

— To nie ja cię złamałam. Sama to zrobiłaś — zaczynam bawić się palcami. — Potrzebowałam tego spotkania, żeby na dobre zostawić za sobą uczucie, przez które cierpiałam.

— Ca-Camila...

— Przebyłam długą drogę, żeby zacząć się uzdrawiać po tym wszystkim — zaciskam na kilka sekund powieki. — Mogę jedynie poradzić, aby spróbować jak najszybciej stawić temu czoła. Z czasem będzie lepiej.

Po ostatnim spojrzeniu na całkowicie zapłakaną twarz Lauren, odwracam się i zaczynam odchodzić w stronę swojego samochodu. Za plecami słyszę jej szlochanie — mogę jedynie unieść w trakcie drogi dłonie w górę w geście oznaczającym kompletne zakończenie tematu. 

— Ca-Camz, proszę...

Biorę głęboki wdech.

Poradzi sobie z tym bałaganem jak ja.

Powoli wypuszczam powietrze, odblokowując samochód.

LA nie jest domem dla żadnej z nas.

Bez spojrzenia na Lauren odpalam silnik, po czym ruszam w ciągu paru sekund, zostawiając za sobą najlepsze chwile mojego życia, które zostały otoczone płaszczem bólu, rozpaczy i zawodu.

***

To by było na tyle. Cieszę się, że faktycznie zrealizowałam ten pomysł.

Jak wrażenia?

Truth [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz