☾ All These Years ☽

880 156 6
                                    

— Nic się nie zmieniłaś. Wewnętrznie.

— Nie znasz mnie — stwierdza krótko brutalną prawdę.

Przecieram zmęczoną twarz dłonią, odbierając sobie widok wstającej kobiety.

— Dlaczego po prostu nie zostaniesz? — Wzdycham znużona jej ciągłymi ucieczkami.

— Nie czuję takiej potrzeby.

— Z pewnością... — Prycham pod nosem, nasuwając na nagie ciało kołdrę. — Nie tak dawno czułaś inną potrzebę.

— Masz z tym problem? 

Zaciskam mocno zęby po spojrzeniu na postać brunetki, która wsuwa przez głowę czarną koszulkę. Chyba domyśla się, że bacznie ją obserwuję, ponieważ unosi w znajomy sposób jedną brew, a następnie jej oczy na krótką chwilę krzyżują się z moimi.

Pieprzony standard.

— To zawsze może być ostatni raz — rzuca nonszalancko.

— Potrzebujesz mnie bardziej niż sama przyznajesz to przed samą sobą — odpowiadam chłodną ripostą, w której faktycznie jest prawda.

To ona wszystko zaczęła.
To ona zawsze pisała.
To ona zawsze dzwoniła.
To ona zawsze mnie potrzebowała, chociaż nigdy nie powiedziała tego wprost.

A ja?

Na własne życzenie stałam się ofiarą po tym, jak ugrzęzłam w jej sidłach.

— Lepiej uważaj... — Mrugam kilkukrotnie powiekami, kiedy blada dłoń zostaje owinięta wokół mojej szyi i jednocześnie kobiece ciało znajduje się tuż nad moim. — Są pewne granice, których...

— Spierdalaj — mamroczę. — Przypominam, że to ciebie kręci pierdolone podduszenie, a nie mnie, Lauren. 

— Okaż szacu...

— Nawet nie wiesz czym naprawdę jest szacunek — uderzam w jej dłoń, a ona pośpiesznie ją zdejmuje. — Powiedziałam ci to na początku, później powtarzałam kilka razy, ale najwidoczniej nadal nie zrozumiałaś — widzę, jak szczęka brunetki zostaje zaciśnięta. — Nie będziesz mnie kontrolowała.

— Zobaczymy.

Ale czasami bywało lepiej. Czasami odnosiłam wrażenie, że dobrze czuła się w moim towarzystwie — niejednokrotnie miałyśmy te dni, kiedy chodziła uśmiechnięta, roześmiana i żartowała sobie ze wszystkiego. Ktoś, kto nie znał jej tak, jak ja zapewne nie pomyślałby, że ma pokręcony charakter, manię kontroli oraz zaniżoną samoocenę.

Ale czy naprawdę znałam Lauren? Przecież cały czas mnie zaskakiwała. Potrafiła zmieniać humor w przeciągu krótkiej chwili, jakby miała wewnętrzny przełącznik emocji. Tego również nie rozpracowałam, więc chyba rzeczywiście nie znałam kobiety tak, jak niejednokrotnie mi się wydawało.

— Możliwe. To świadczy tak źle o mnie, czy może o tobie?

— Przyjechałam tutaj na twoją prośbę, nie przeginaj struny przez prowokację.

— To zwykłe pytanie.

— Yeah, kolejne... — Słyszę jawne niezadowolenie. — Miałaś dużo pytań przy I Have Questions

— Co daje ci wspominanie moich piosenek?

— To, że przed wszystkimi przedstawiłaś mnie w najgorszym świetle.

— Napisałam prawdę.

Swoją prawdę.

— Przez te wszystkie lata jedyne, co między nami było to seks. Kiedy powiedziałam ci, co naprawdę czuję to jak zareagowałaś, huh? — Pozwalam sobie na odczekanie chwili, ale nie dostaję od Lauren żadnej odpowiedzi. — Nigdy nie potrafiłaś pojąć, że nie da się kontrolować swoich uczuć. Tak samo jest w innych aspektach... 

— Wybacz, że nie rzuciłam ci się na szyję — prycha, a ja wiem, że ta reakcja jest taka, ponieważ nie wie, co powinna naprawdę odpowiedzieć. — Sama lepsza nie byłaś z kontrolowaniem.

— Kontrolowanie siebie nawzajem przez dwie osoby bywa destrukcyjne. Nadszedł czas, aby ruszyć dalej, prawda? — Zwracam się w jej kierunku. — Zauważyłam, że zdążyłaś zmienić starą zabawkę na nową.

— Stara była bezużyteczna — przekręca głowę, więc widzę jej twarz oraz okulary przeciwsłoneczne, które chowają oczy.

— Powinnaś gnić w piekle za bycie takim człowiekiem. Jak śmiesz rzucać się o przedstawienie jedynej prawdy o tobie? Potrafisz tylko dawać złudne nadzieje, ranić i odrzucać.

— Nigdy nie dawałam ci nadziei. Ubzdurałaś sobie, że zacznę się zmieniać przez ciebie i dla ciebie. Cóż za rozczarowanie, hm? No dalej, przyznaj, że to twoja prywatna zemsta, bo nie dostałaś tego, czego tak bardzo chciałaś. Nie jesteś święta, Camila. Momentami byłaś gorsza ode mnie.

— W przeciwieństwie do ciebie potrafię przyznać się do błędu. I... — Ponownie odwracam głowę w stronę widoku na całe Los Angeles. — I potrafiłam cię pokochać, pomimo większej ilości wad niż zalet.

— Och, biedna ty... Powinnam pogłaskać cię po głowie i zacząć pocieszać?

Ignoruję kąśliwy komentarz.

— W tej chwili uświadamiasz mnie jeszcze bardziej w myśli, którą tłumiłam przez dwa lata — zaciskam lekko usta, wypuszczając powoli powietrze przez nos. — Kochanie ciebie miało konsekwencje.

***

Truth [✓]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz