Chapter 2

1.1K 77 21
                                    

-Leyla!- podbiegł do mnie Eds. -W końcu jesteś!

- Zawsze tu byłam, głupku - odpowiedziałam lekko rozbawiona.

-Nie wiedziałam, że tak działam na ciebie.

Ed zrobił pytającą minę.

-Słucham?

-No, dostałeś dziś na lekcji takiego orgazmu, że prawie umarłam że wstydu.

Ed stanął jak wryty. Pewnie chciał się zapaść pod ziemię.
Uśmiechnęłam się.

-Idź już astmatyku- powiedziałam, po czym sama odeszłam od brata.

Teraz trzeba tylko spędzić jakoś w miarę normalnie tą przerwę.
Postanowiłam, że pójdę do toalety poprawić makijaż.
Gdy znalazłam się w pomieszczeniu, podeszłam do lustra, ale usłyszałam krzyki i  złośliwe komentarze na temat jakiejś dziewczyny.

-I co, dałaś już kolejny raz Bowers'owi?

O nie, suki. Tak się bawić nie będziecie.

-Co wy tu robicie, dziwki?-zapytałam ironicznie. Zobaczyłam, że jedna z dziewczyn prawie wysypuje zawartość śmietnika do jednej z kabin.

-O, znalazła się kolejna kurwa? Co, takie jak wy trzymacie się w grupie?- zaśmiała się szyderczo a pozostałe dziewczyny jej zawtórowały.

-Tylko, że ty pewnie ruchasz się na tym "boksie"!- popchnęła mnie ta "liderka".

Następnie kopnęła mnie w brzuch.

Cholera, to już trzeci raz!

-A co, wy dziwki nie?- zapytałam i zamachnęłam się. Idealnie. Trafiłam w nos.

Dziewczyna złapała się za nos, z którego zaczęła sączyć się krew. Podeszły do mnie jej koleżanki. Jedna z nich chciała skopiować mój ruch, ale trochę jej nie wyszło, i to ja miałam przewagę. Złapałam jej rękę i wykręciłam, a potem kopnęłam w brzuch. Widziałam, że im obu lecą łzy.

Innych osób pozbyłam się błyskawicznie, szczególnie, że większość uciekła.

Gdy toaleta była pusta, zapukałam do kabiny i chwilę potem otworzyła mi ruda dziewczyna.

-Dzię...- przerwała.-B...Brzuch.

Spojrzałam na to, co powiedziała. Kurwa.
Na mojej bluzce była widoczna plama krwi.

-Chuj-warknęłam.

-Co ci się stało?-zapytała.

-Nieważne-odburknęłam.

-Jestem Beverly, dla przyjaciół Bev - podała mi rękę. -Dzięki za uratowanie dupy.

-Spoko - uśmiechnęłam się.

Zaraz po tych słowach zabrzmiał dzwonek.

-Z kim siedzisz? -zapytała.

-Sama... Może usiądziesz że mną?

-Jasne.

Weszłyśmy do klasy. Spojrzałam w stronę dziewczyny, która tak bardzo mnie wkurwiła. Siedziała trzy ławki przede mną.

Najwyraźniej była już u pielęgniarki, ponieważ miała zatamowany nos.

Do klasy weszła wkurwiona na maksa nauczycielka. No, no, ciekawe co będzie tematem lekcji.

-Gretto, wstań proszę - Czyli to Gretta. Nie ma piękniejszego imienia dla prostytutek.

Zaczęła "płakać".

-Tto...To Lawla, psze pani- Naucz się wymawiać moje imię, ździro.

-Leyla, wstań.

Wstałam.

-Czy to ty pobiłaś Grettę?-zapytała surowo.

-Nie, ale jeśli ktoś ją pobił, to bardzo jej współczuję - skłamałam, jednak byłam spokojna jak baranek.

-To ty, dziwko!-krzyknęła.

Nauczycielka spojrzała na Grettę z niesmakiem.

-Koleżanki Gretty potwierdziły jej słowa.

-Leyla była wtedy ze mną na podwórku - odezwała się... Bev?

Mrs White zrobiła pytającą minę.

-Na pewno?

-Owszem- tym razem odezwał się chłopak, który walnął mnie drzwiami.

-Także byłem na podwórku i je widziałem.

-No dobrze Richie, w takim razie kto pobił Grettę?

-Myślę, że sama sobie to zrobiła, nienawidzi mnie - zrobiłam minę zbitego szczeniaka.- Żeby potem zwalić to na mnie.

-Nieprawda szmato!-warknęła.

-Widzi pani, wyzywa mnie od najgorszych, a ja nic nie zrobiłam.

-No Gretto, muszę to zgłosić, symulowanie pobicia nadaje się na policję- powiedziała ostro Mrs White.

Uśmiechnęłam się w duchu.

Dzwonek. Uff, w końcu wolność.

-My sobie jeszcze porozmawiamy- powiedziała do Gretty.

Ja wybiegłam z klasy.

-Dzięki Bev- uśmiechnęłam się.

-Spoko, też uratowałaś mi tyłek.

-A gdzie jest ten chłopak, który potwierdził moje słowa?- zapytałam.

-Richie? Wydaje mi się, że jest tam, przy szafce - wskazała na chłopaka sześć szafek dalej.

-Dzięki-rzuciłam i podbiegłam do Richiego.

-Hej-powiedziałam niepewnie.

Odwrócił twarz w moją stronę. Ale on przystoj...

Czekaj, kurwa.

CO JA PIERDOLĘ?!

-Hej, po co przyszłaś? -zapytał.

-Podziękować- mruknęłam.

-Spoko. Dasz się zaprosić na pizzę, czy mam ci ją przywieźć do domu?-zapytał.

Zaśmiałam się.

-Wolę kamieniołomy- odpowiedziałam.- Idę tam dziś. Może też wpadniesz?

Zaczęłam rozumieć co mówię. Miałam iść tam sama, idiotko.

-Zajebisty pomysł, ale pizza go ulepszy- zaśmialiśmy się razem.

-Okej, to ja skoczę tylko do domu i jestem na miejscu. Narazie - rzuciłam i wyszłam ze szkoły.

Nie czekałam na Eddie'go. Jestem zbyt podekscytowana tym spotkaniem.

👓👓👓👓👓👓

Słów: 672

⭐ 3 = Następny rozdział

What the fuck, Tozier?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz