Chapter 3

1K 52 16
                                    

Pomachałam Richowi i pobiegłam ścieżką do domu. Wezmę kocyk i jakieś owoce, z tego co pamiętam to mama kupiła ostatnio arbuza i mango. Uwielbiam te owoce. (Ja też 😋 - d.A.)

Wyjęłam kluczyki z torby i włożyłam do zamka. Przekręciłam i...

Co do kurwy?!

Przekręciłam jeszcze raz. Nie, nie, błagam. Jak to możliwe, że nie mogę otworzyć drzwi?
Japierdolę, czy jestem aż tak pechową laską?

Spróbowałam wejść oknem, i na moje szczęście mi się udało. Yey...
Ale skoro nie mogłam otworzyć drzwi, to klucze musiałyby być w środku.

Ale mama jest u lekarza...

Kurwa, Jacob. Tylko... Czy on nie powinien być w pracy?
Włączyłam aparat w telefonie i ustawiłam na kręcenie filmu. Przycisnęłam czerwony guzik.

Powoli szłam do salonu z telefonem. Po chwili usłyszałam ję... Jęki.

Kurwa, on tam się rucha z jakąś laską.

Przyłożyłam obiektyw do framugi drzwi. Spojrzałam na ekran. Tak, on perfidnie bzyka się z jakąś dziwką.
Kiedy zaczęła mu robić loda, wyłączyłam nagrywanie. To zbyt obrzydliwe.

Cicho wyszłam z domu, i jakby nigdy nic stanęłam przed drzwiami i wcisnęłam dzwonek. Potem, jak gdyby nigdy nic zastałam ubranego już Jacob'a, który wcale nie wyglądał jakby dostał setnego orgazmu.

Otworzył mi drzwi i odszedł.

Weszłam do kuchni i wzięłam owoce i kocyk.

Oznajmiłam, że wychodzę i wykonałam własne polecenie.
Zamknęłam drzwi i uśmiechnęłam się do siebie. Teraz mama na pewno weźmie z nim rozwód.

Szłam ścieżką do kamieniołomu, gdy nagle napadła mnie myśl. Gdzie jest Eddie?
Przestraszyłam się. Powinien dawno wrócić.
Wybrałam do niego numer, jednak zastałam tylko sekretarkę.

Cześć, tu Eds. Idę do Billa więc nie martw się o mnie. Wrócę po trzeciej.

Odetchnęłam z ulgą.

Byłam tak zniecierpliwiona, że zaczęłam biec w kierunku kamieniołomów.
Upadłam na kamienie.

Syknęłam. Zdarłam sobie skórę na kolanach i zaczęła lecieć mi krew. Trudno.
Najważniejsze teraz jest nasze spotkanie.
Przyłożyłam sobie do kolan chusteczkę i znowu zaczęłam biec.

👓👓👓👓👓














































Ale was nabrałam! Spokojnie, to jeszcze nie koniec rozdziału 😎

* * *

Gdy zobaczyłam znajome mi klify, spowolniłam. Kolano napierdalało mnie bardziej z każdą sekundą, ale ja mimo wszystko chciałam się znaleźć jak najbliżej miejsca docelowego.

Gdy w końcu zobaczyłam... Billa, Stana i... Ed'a?!
Do cholery, czy oni mieli tu przychodzić?! Czy ja i Richie?!

-Hej- powiedziała nagle spocona Bev, rzucając rower na bok. Zapewne przed chwilą przyjechała.

-Co wy tu robicie?!- zapytałam mocno wkurwiona. -Gdzie Richie?!

Grupka spojrzała na siebie znacząco uśmiechając się.

-Jeszcze nie przyjechał, podobno ma coś do załatwienia - odpowiedział spokojnie Stan.

Westchnęłam i podeszłam do Eda.

-Wziąłeś lekarstwa?

-Tak.

-Skąd do kurwy?! - omal nie wydarłam się na brata.

-Wziąłem wcześniej - wzruszył ramionami.

Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze. Spokojnie, przecież ci tu nie umrze.
Rozłożyłam koc i włożyłam do miski owoce. Po minie Edsa widziałam, że jednak wolałby chipsy, których była masa na kocu.
Aż ślinka leciała, gdy patrzyłam na przekąski, ale miałam dietę, tak jak zalecił trener...

- O kurwa - stanęłam jak wryta i wróciłam do normalnego świata.

DZISIAJ JEST TRENING!

- Co jest, Ley? -zapytał Eddie.

-Dzisiaj mam zajęcia - schowałam twarz w dłoniach i opadłam na ziemię.

Ed najwyraźniej też się tym ruszył.

- I co mam zrobić?

- Nic - zjawił się Rich z ogromnym pudłem w rękach. - Byłem u trenera i powiedziałem, że idziesz dziś na terapię. Turniej jest...

-Powiedziałeś, że idę na TERAPIĘ?! - wrzasnęłam na chłopaka.

Rich pokiwał głową.

-Wracając. Turniej jest za dwa tygodnie, więc masz jeszcze trochę czasu.

Odetchnęłam. Później wyjaśnię to trenerowi.

- A po co ci te pudło?- zapytałam.

-Trzymam tam swoje stare ciuchy, mama mówiła, że mam je gdzieś zanieść- odpowiedział spokojnie.

- No to kto pierwszy skacze?- spytała Bev.

-Zacznijmy od królowej - zaśmiałam się szyderczo, zrzuciłam z siebie T-shirt (powiedzmy, że się przebrała~ d.A.)
i wykonując salto zeskoczyłam z klifu.
Wpadłam do wody i poczułam przyjemny chłód.
Zbyt duży chłód.

-Kurwa! - pisnęłam i wyskoczyłam do góry jak poparzona.

Spojrzałam w górę. Uff, nikt tego nie widział.

-Król podróżuje z królową! - krzyknął Tozier i także skoczył.

-A księżniczka?-krzyknęła Beverly i również ujrzałam ją jak spada do wody.

Zobaczyłam zniesmaczenie na twarzach pozostałych na górze osób. Potem było słychać tylko plusk wody i byliśmy w kupie.

Śmialiśmy się z byle czego. Z tego, że Bill się jąka, że Stan nosi śmieszne czapeczki, a jakby go obrócić do góry nogami to by to wyglądało jak miska z nuddlami i innych głupot.

Nie mogłam znaleźć Billa i Richiego, więc szybko ich zawołałam i rozejrzałam się. Byłam mocno zaniepokojona.

Nagle poczułam jak ktoś unosi mnie do góry. Zobaczyłam twarz Toziera.
Ja jednak nie utrzymałam się na ramionach Rich'a i wpadłam do wody. Zanurzałam się coraz głębiej i chciałam się wynurzyć, ale coś ciągnęło mnie w dół. Czułam, jakby coś trzymało mnie za szyję. Dusiłam się.
Jak przez mgłę widziałam co dzieje się na górze. Chłopcy płynęli do mnie z przerażonymi minami.

Ja ostatkiem sił spojrzałam w dół i... Zobaczyłam klauna.
Słyszałam jakieś krzyki na górze.

To był ich ostatni krzyk.
A przynajmniej tak mi się wydaje, bo chwilę potem straciłam przytomność.

What the fuck, Tozier?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz