Prolog

12 0 0
                                    

Przeżyłam apokalipsę. Zagładę ludzkości. Wojnę z kosmosem. Jak to możliwe? Nie wiem. Ale wiem jedno... — jestem ostatnim człowiekiem na ziemi.

Nazywam się Haruka. Haruka Yoshida. Cierpię na narkolepsją. Kilka razy byłam świadkiem, że podczas niektórych z moich napadów, zmieniałam perspektywę widzenia. Mogłam zobaczyć siebie śpiącą, świat zewnętrzny, mogłam się przemieszczać ale po dwóch minutach,,wracałam" do ciała i się budziłam. Lecz gdy wybuchła apokalipsa było inaczej. A zresztą, opowie wam jak to wyglądało z perspektywy ostatnie osoby, która widziała świat z góry.

Piątek 23.10. 2256r.

Dokładnie pięć miesięcy temu naukowcy NASA ogłosili alarm. Według ich obliczeń 6 grudnia br. miało nastąpić zderzenie ziemi z potężna chordą asteroid. Zaczęto budować schron mieszkalne do 100m pod ziemią. Takie bloki podziemne, ze ścianami grubości pięciu metrów. Od miesiąca zamknięte są szkoły, urzędy i wszystkie miejsca pracy; ludzie zaczęli organizować zapasy do schronów i zostali przydzieleni do,,mieszkań" podziemnych.

Niedziela 01.11.2256r

Zaczęła się panika. Ludzie w popłochu zaczęli zabierać rzeczy z mieszkań i udawali się do schronów. Wszystka dlatego, że NASA ogłosiło, zderzenie z Ziemi z meteorytami nadejdzie 6 listopada. Ja się tym jakoś nie przejęłam, ponieważ nie miałam już jakiś czas radości z życia. Straciłam rodziców w wypadku samochodowym pięć lat temu. Szóstego listopada miała mi stuknąć osiemnastka — mam pecha, nie ma co. Jestem w schronie nr 720 592, blok C, piętro -7, pokój 350. W ciągu trzech dni zaaklimatyzowałam się w nowym otoczeniu. Nikomu nie wolno było już wychodzić.

Czwartek 05. 11. 2256r. Godz. 21:50

Sama nie wiem po co, zeszłam na najniższe piętro mojego schronu. Schodząc słyszałam gwar na wyższych piętrach, co znaczyło ze jeszcze wszyscy ni zostali zameldowani. Biedactwa. Na najniższych piętrach były zbiorniki z żywnością puszkowaną Otworzyłam jeden — był pusty. I wtedy dostałam ataku i zasnęłam wpadając do żelaznej skrzyni. Jednak to nie był taki atak jak zawsze. Mój punkt widzenia zmienił się...

Dryfowałam poprzez pokoje, w górę, wyżej i wyżej. Aż,,wyleciałam" około trzydziestu pięciu metrów nad ziemię. Była około 1:30 6.11 br. Wtedy spadł pierwszy meteoryt. Uderzając w ziemię spowodował wybuch podobny do atomówki, ale nie zniszczył okolicy doszczętnie,

wybił ogromna dziurę w ziemi. A huk i pęd gorącego powietrza rozprzestrzeniły się na około 100km, wybijając szyby z budynków i podpalając co spotkają na swojej drodze. Już teraz zauważyłam, że jeden schron nie wytrzymał. Pękł, ziemia się osunęła grzebiąc żywcem setki ludzi. To był dopiero początek. Potem spadło dziewięć asteroid tej samej wielkości.

Około godziny 4:30 nad ranem, cała ziemia płonęła, a ja już prawie całą noc,,byłam poza ciałem". Chciałam, próbowałam coś zrobić, lecz nic nie mogłam w tej formie. Próbowałam,,wrócić" do ciała, ale na nic. Mogłam tylko patrzeć jak spadają kolejne i coraz większe meteoryty. Jak umierają ludzie od ciepła tych,,pocisków niebios", od braku tchu pod ziemią, od zaczadzenia palącym się światem. Błam się, strasznie się bałam, że moje śpiące ciało spłonie, lub zostanie przygniecione gruzem.

Około 7:00 rano trzy meteoryty trafiły w księżyc; połowa jego odłamków w leciała w Ziemię z jeszcze większym impetem niż inne asteroidy. Te kosmiczne skały coraz bardziej wbijały się w powierzchnię Ziemi; a ja czułam ten ból, strach i cierpienie osób w bunkrach które jeszcze żyły, lecz niedługo. W południe uderzył największy meteoryt, a jego zasięg zniszczeń obleciał całą Ziemię. Po nim spadła ostatnia część księżyca. Około 15:00 było po wszystkim. Z Ziemi nie zostało nic prócz popiołu i płomieni.,,Latałam" nad zgliszczami ziemi przez trzy dni szukając. Czego? Sama nie wiem. Nie znalazłam nic, nikogo. W tym czasie płomienie zdążyły wygasnąć.

Wtorek 10.11.2256r.

Skończyłam osiemnaście lat. Ale nie miałam z kim tego świętować, ponieważ nikt, ale to nikt, oprócz mnie nie przeżył. Nad ranem,,wróciłam do ciała. Jakimś cudem przeżyłam. Moja próba wydostania się zajęła pół dnia. Więc jak byłam na powierzchni była około 2:00 po południu. Nie miałam ochoty do życia. Życia w samotności, już wiecznie sama. Napisałam kartkę z opisem tej katastrofy i wsadziłam do żelaznej skrzyni. Po co? Nie wiem. Później wspięłam się na jakiś stojący jeszcze blok, i stanęłam na dachu patrząc w dół. Skoczyłam. A lecąc myślałam. Mój strach do życia znowu w samotności zabrał mi chęć do życia. Zginęłam. A przynajmniej tak myślałam...

Saigo no hitori- jeden z ostatnichWhere stories live. Discover now