Czas spędzony w Wieży Astronomicznej przesiedzieli w ciszy. Oboje spokojnie wpatrywali się w przybywający księżyc.
Dla Harry'ego zaskoczeniem było, że obecność Malfoy'a w jakiś sposób ukoiła jego umysł. Nie czuł się jak przy Gryfonach, którym nigdy nie zamykały się buzie. Czasem miał wrażenie, że jego rówieśnicy rywalizują ze sobą o to, kto potrafi być najgłośniejszy. Oczywiście, według niego, to Ron był największym krzykaczem z całego roku. Malfoy zaś był miłą odmianą i oderwaniem od hałaśliwej rzeczywistości.
Spojrzał na niego kątem oka. Blask księżyca delikatnie otulał jego kościste policzki, zostawiając gdzieniegdzie cień na jasnej skórze, oczy smutno wpatrywały się w gwiazdy, a włosy niedbale rozwichrzyły się pod wpływem lekkiego wiatru.
Harry obrócił głowę w jego stronę, kiedy ten przymknął powieki. Przyjrzał mu się badawczo i uznał, że niewiele się różnią, choć pewnie zostałby zrzucony z wieży, gdyby wypowiedział te słowa na głos.
Spuścił wzrok na rękę Dracona, leniwie opadającą na drewnianą podłogę*. Dostrzegł wyblakły już Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Skrzywił się nieznacznie.
— Nie gap się tak Potter, bo się zakochasz.
— Uważaj, bo sobie taki wytatuuję na znak mojej miłości. — Przewrócił oczami. Nie wiedział czy powinien żartować w ten sposób. W końcu Mroczny Znak nie był niczym zabawnym.
— Naprawdę? Jak słodko... I wtedy będziemy żyli długo, szczęśliwie, a nasze dzieci będą miały gromadkę jednorożców w ogrodzie pełnym waty cukrowej — powiedział z przekąsem.
Ciemnowłosy zachichotał cicho, ale mina jego towarzysza pozostawała w ten sam sposób przygnębiająca. Harry jednak znowu postanowił zaryzykować.
— Czy Mroczny Znak... boli?
Draco spojrzał na przedramię i analizował każdy skrawek skóry, który został zeszpecony przez Czarnego Pana.
— Bolał. Teraz czuję jedynie obrzydzenie do mojej ręki. — Wstał i ruszył powoli do schodów. — Miło się milczało, Potter. Nie myśl sobie, że po tym zostaniemy przyjaciółmi. — Nie czekał na odpowiedź i wyszedł, zostawiając Harry'ego samego ze swoimi myślami.
Milczenie z wrogiem było dla niego zdecydowanie lepszym wyjściem, niż milczenie w samotności. Cieszył się, że tej nocy nie umarł. W końcu wyznaczył sobie cel, który zamierza osiągnąć.
Westchnął cicho i wstał, a następnie okrył się pelerynką. Z samego rana miał zajęcia, a nie chciał zaspać, więc szybko wrócił do dormitorium.
──────⊱◈◈◈⊰──────
Przez kilka następnych dni, codziennie przychodził na wieżę z nadzieją, że spotka tam swojego kumpla do milczenia. Kolejne słowa, dla których mógłby zostać nadziany na różdżkę ślizgona. Pomimo chłodnego pożegnania, czuł, że Draco przyjdzie.
Po lekcjach znowu udał się po schodach w dobrze znane mu miejsce i usiadł na tym samym balkonie. Czekał zniecierpliwiony. Był wręcz zdesperowany tym, że kolejny raz spędził samotnie.
Nagle coś stuknęło, trzasnęło i gruchnęło na schodach. Harry uradowany odwrócił się, lecz szybko jego mina wróciła do poprzedniego stanu.
— Harry, unikasz mnie... — Ginny podeszła powoli do swojego chłopaka. Spojrzała mu smutno w oczy.
— Co ty tu robisz? — Zmarszczył brwi. Pewnie Ron musiał zdradzić jej miejsce jego pobytu. Czasem nie można mu ufać...
— Martwię się o ciebie i...
— Niepotrzebnie. — Przerwał jej, głaszcząc ją po ramieniu. — Jest chłodno, nie powinnaś tu być. Jeszcze się przeziębisz.
Zupełnie zignorowała te słowa, łapiąc jego dłoń. Pociągnęła go do wyjścia, a on posłusznie poszedł za dziewczyną. Nie chciał kolejnej kłótni. Głównie na tym polegał ich związek. Na durnych sprzeczkach, które zaczęły ich różnić.
Rudowłosa postanowiła zabrać go na spacer. O tej porze błonia wyglądają romantycznie.
──────⊱◈◈◈⊰──────
Tymczasem Draco cicho wszedł po schodach. Dowiedział się od kogoś, że Harry spędza całe dnie w wieży, więc była duża szansa, że znów go zobaczy i spokojnie porozmawiają.
— Kogo my tu mamy... Stęskniłeś się za mną, Pott... — Rozejrzał się zaskoczony po pomieszczeniu. Po gryfonie ani widu, ani słychu. Zawiedziony usiadł na balkoniku i zaczął mamrotać przekleństwa w stronę durnowatego Wybrańca.
──────⊱◈◈◈⊰──────
*Ktoś mi wytłumaczy jakiego rodzaju jest podłoga w WA? Za cholerę nie pamiętam czy była drewniana, czy kamienna...
Vaye
CZYTASZ
Dysharmonia || DRARRY
FanfictionDraco postanawia odnaleźć zabójcę Lucjusza. Nie spodziewał się jednak, że Ten, Który Ma Cholerny Syndrom Bohatera, postanowi mu pomóc. Czy samotność przebije pierwsze lody między wrogami?