ROZDZIAŁ II

256 32 5
                                    

Dla Dracona pierwsze dni w szkole były katorgą. Wiele współczujących spojrzeń, obelg oraz pustych słów, które nie przywrócą życia Lucjuszowi. Wieść o jego śmierci rozniosła się w błyskawicznym tempie, zważając na fakt, iż w rozgłosie pomógł Prorok Codzienny, jak zwykle trując wszystkim umysły. 

Analizował w głowie kolejne zdania wypisane przez sławną redaktorkę – Ritę Skeeter. Zawsze uważał, że ta kobieta miała nie po kolei w głowie.

Z kamienną twarzą ignorował każde spojrzenie w jego stronę. Nie miał odwagi spojrzeć im w oczy, choć ich wzrok palił żywym ogniem. Największą uwagę poświęcił mu stół Gryffindoru. Mógł przysiąc, że słyszy irytujący głos Weasley'a.

— Draco... —  szepnęła Pansy. — W porządku? — Spojrzała na niego zatroskanym wzrokiem. Dziewczyna uważała, że jego cera bladła z każdą sekundą. Martwiła się o niego. Niewiele mówił, jeszcze mniej jadł. Chciała mu pomóc, jednakże on przestał ją do siebie dopuszczać.

Cieszył się, że jego przyjaciele postanowili kontynuować naukę. Zarówno Parkinson jak i Zabini, wyciągali go ze stresujących sytuacji. Był im za to wdzięczny.

— Nic nie jest w porządku. — mruknął, wciąż nie ukazując żadnych emocji.

— Wiem o tym, że ci tru... — powiedziała pocieszająco, lecz chłopak szybko jej przerwał.

— Twój stary żyje — warknął. Wstał i wyszedł dumnym, a przynajmniej mającym wyglądać dumnie, krokiem z Wielkiej Sali.

Pansy postanowiła zostawić go samemu sobie. Wiedziała, że tego potrzebował.

──────⊱◈◈◈⊰──────

Swoje kroki skierował do Wieży Astronomicznej. O tej porze nikt się tam nie kręci, więc miał chwilę, by sobie wszystko poukładać.

Wrócił myślami do ojca. Mężczyzna, choć surowy, naprawdę kochał swojego jedynego syna. Lucjusz wiedział, jak okrutny potrafi być magiczny świat. Nauczył go w najłatwiejszy sposób odreagowywać na przeciwności losu.

Zamyślony usiadł na kamiennej barierce na samym szczycie wieży. Westchnął cicho i spojrzał przed siebie. W jednej chwili zachwiał się, kiedy ujrzał siedzącego Pottera na przeciwko niego, tak samo skulonego i tak samo zdezorientowanego jak on.

— Potter?! Czego tu chcesz?! Śledzisz mnie?! — krzyknął, łapiąc się za głowę. Przez tego cholernego gryfona, nawabił się zawrotów głowy.

— Tylko, że... Ja tu siedzę od dawna. To ty przylazłeś i mnie o coś oskarżasz! — Ciemnowłosy chłopak zmarszczył brwi.

— Jak śmiesz... — Chciał rzucić coś kąśliwego, ale przerwało mu przewrócenie oczami. — I czego tak tymi oczami przewracasz?!

— Oboje jesteśmy tu z jakiegoś powodu — mruknął Harry. — Zgaduję, że zarówno ty jak i ja, potrzebujemy ciszy, więc bądź tak łaskaw i przymknij się choć na chwilę.

Draco nie wiedział, co odpowiedzieć. Słynny Harry Potter potrzebował ciszy? Ten, którego wszyscy kochają, ma powód, żeby unikać swoich przyjaciół? Wprawdzie zauważył, że od początku roku jest jakiś nieobecny, ale nie sądził, że w ciągu tych kilku dni z Golden Trio utworzy się Golden Solo.

— Tak poza tym, marnie wyglądasz, Malfoy. — Zaryzykował, nie chcąc go urazić. Blondwłosy w jego słowach nie wyczuł jadu. Ton głosu Pottera był przyjemnie miły, taki jak sobie wyobrażał gdzieś głęboko w myślach.

Wiele razy zastanawiał się nad tym, jak wyglądałaby ich relacja, gdyby nie ta zapchlona wiewiórka. W końcu to przez Weasley'a, Draco nie miał okazji poznać Harry'ego bliżej.

— Ja zawsze wyglądam świetnie, Potter, co nie mogę powiedzieć o tobie. — Przyjrzał mu się. On również nie wyglądał dobrze. Dla Dracona on nigdy nie wyglądał dobrze.

— To chyba najmilsze słowa, jakie mi powiedziałeś. Jestem zaskoczony. — Zielonooki złapał się teatralnie za serce, udając, że przejął się jego słowami, choć zrobiło mu się naprawdę ciepło.

— Nie przyzwyczajaj się, bliznowaty. Uznajmy to za chwilowe zawieszenie broni — wymamrotał cicho, zawieszając oko na zachodzie słońca.

──────⊱◈◈◈⊰──────


Dysharmonia || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz