josh.
Josh przygryzł lekko wargę, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. Czekoladowym spojrzeniem sunął od torsu okrytego czarną bluzą do szczupłych, lecz umięśnionych nóg. Nie zauważył nawet kiedy owa muskulatura zaczęła się kształtować, ale przypuszczał, że była skutkiem jego wieczornej rutyny. Polegała ona na biegu chłopaka wzdłuż lasu, rosnącym za jego domem, pozostaniu wśród drzew z odtwarzaczem muzyki przez parę chwil oraz powrocie do domu. Bieg pozwalał mu na wydostanie się ze szponów zmęczenia psychicznego, wpuszczając w ból mięśni, pot i szybko bijące serce. Była to dla niego zdecydowanie lepsza opcja. Zamiast zostawać z myślami, co w jego wrażliwym przypadku nie miało za dobrych skutków, zyskiwał wewnętrzne wyciszenie. Zupełnie jakby wchłaniał w siebie energię lasu, nieco melanchoijną, lecz i spokojną, cichą.
Poprawił swoje nieco przetłuszczone włosy w kolorze neonowej żółci, która zaczynała go już nudzić, by zaraz odejść od lustra. Już i tak stał przed nim za długo, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że idzie odwiedzić koleżankę swojej mamy, nie imprezę czy wystawną galę. Odłączył telefon od ładowarki, włączając go w drodze na dół, drugą dłoń opierając na poręczy schodów. Wcisnął go do tylnej kieszeni dopiero kiedy upewnił się, że bateria wskazuje sto procent.
Zatrzymał się przy otwartych drzwiach od łazienki, z westchnięciem odnotowując, iż jego mama jest jeszcze w trakcie robienia makijażu. Zwykle trwało to w odczuciu chłopaka sto lat świetlnych dlatego nie rozumiał, czemu tak uporczywie kazała mu się śpieszyć. W milczeniu obserwował jak brudno różowa pomadka sunie po ustach kobiety, zostawiając po sobie matowy ślad. Kiedy jednak sięgała po tusz, stracił zainteresowanie, oddając je jakiejś grze, którą pobrał wieki temu.
Opuścili dom dwadzieścia minut później, kierując się w kierunku znanym jedynie jednej osobie. Kelly mieszkała na tej samej ulicy, więc podróż hałaśliwym, długo odpalającym autem nie przeszła im nawet przez myśl.
- Mamo?
Josh miał zapytać o pewną sprawę już od paru dni, a skoro jego matka wydawała się mieć dziś dobry humor uznał tę chwilę za idealną okazję.
- Kojarzysz Panic! At The Disco, prawda? Więc, mają koncert w naszym miasteczku już za dwa tygodnie, i... - zaczął, dobierając ostrożnie słowa, jednak jego starania zdały się na nic o czym zdał sobie sprawę, gdy tylko na nią spojrzał. Twarz brunetki odwzorowywała irytację i znużenie.
- Josh, powiedziałam Ci już, że nie pójdziesz na żaden koncert, chyba, że z pełnoletnią, znaną mi osobą. Nie mam zamiaru o tym dyskutować, a już na pewno nie teraz.
I mimo że chłopak chciał wspomnieć o swoich osiemnastych urodzinach, które wypadały za rok, znał swoją mamę wystarczająco długo, by przewidzieć odpowiedź - „w takim razie porozmawiamy za rok". Westchnął więc tylko, do końca drogi obserwując swoje znoszone trampki, które lubił za bardzo, by się ich pozbyć. Ulubiona para butów była częstym powodem do kłótni w domu Dunów, podczas których mama wielokrotnie groziła, że jeśli ktoś go w nich zobaczy, to go wydziedziczy. Mimo że zwykle zbywał to śmiechem, dbałość rodzicielki o opinię ludzi coraz częściej dawała mu się we znaki, doprowadzając na szczyt poirytowania.
* . ✷ ✹ · ⊹ * · · · · ˚ .
Josh nabił dziesiąty poziom w tej nieco idiotycznej grze, którą odkrył dzisiejszego dnia, z cichym westchnięciem. Mimo że nie była ona zbyt interesująca, a od kolorowych pikseli zaczynały boleć go oczy, zapewniała mu chociaż odrobinę rozrywki. Kiedy zasiedli przy stole w dość dużym domu Karen, a kobiety oddały się w wir plotek oraz wszelkich nowin, ekran był jej jedynym źródłem.
Skrzywił się nieco, gdy w połowie rundy pojawiła się reklama wraz z hałaśliwą melodią, która sprowadziła na chłopaka gromiący wzrok matki.
- Josh, wykaż choć raz trochę kultury i schowaj ten telefon - powiedziała stanowczo, a uśmiech zniknął z jej twarzy w ułamku sekundy.
Posłusznie wsunął urządzenie do kieszeni, wcześniej sprawdzając godzinę i uświadamiając sobie, że minęło dopiero dwadzieścia minut. To oznaczało, że najgorsze jeszcze przed nim.
- Daj chłopakowi spokój, młodzież tym teraz żyje, nic nie zrobisz - zaśmiała się przyjaźnie i mimo że żółtowłosy będąc szczerym, nawet za dobrze jej nie kojarzył, był w tym momencie kobiecie wdzięczny. - Skoro już jesteśmy przy młodzieży, możesz odwiedzić mojego syna. Drugie drzwi na górze, po lewo.
Oficjalnie cofał fragment o wdzięczności. Perspektywa poznania kogoś nowego, niezręczne rozmowy aż do chwili, w którym ich matkom skończą się tematy i wszystko inne co mogło z tego wyniknąć skutecznie go odstraszały od skorzystania z propozycji. Jego kawowe oczy spoczęły na matce, szukając pomocy w uniknięciu ośmieszenia się swoją nieśmiałością czy niezręcznością.
- Tak, Joshie, zawsze chciałeś poznać Tylera.
Żółtowłosy nastolatek jeszcze nigdy nie pragnął tego, by na jego osiedlu mieszkało dwóch Tylerów tak mocno, jak teraz. Droga na górę, która normalnie zajęłaby mu minutę, tym razem zabrała pięć jego życia. Kolejne pięć, nim odważył się zapukać do drzwi, zza których rozbrzmiewała głośna muzyka.
YOU ARE READING
heathens ; joshler
Fanfictionw którym josh jest zakochany w tylerze, ale nie wie, że kocha szaleńca.