(Nie)wielki Maddox

64 6 2
                                    

       Maddox, och, był to niski, młody chłopiec. Nikt do końca nie wie, jak się tu dostał, to wydarzenie pamiętają tylko najstarsze Akacje Złośliwe, jako że są najstarszym gatunkiem spośród wszystkich do tej pory odkrytych. Twierdzi on jednak, że włączył się w bieg Lasu, gdy miał tylko sześć lat. Od tego czasu minęły potężne i długie tysiąclecia, niestety Maddox nie jest w stanie zapamiętać, ile dokładnie tu jest. Ową historię przekazał Teodorowi.

       Chłopiec gwałtownie obudził się i zorientował, że leżał bardzo długo na różowej trawie. Był dość zaskoczony, nigdy nie widział czegoś takiego. Stwierdził po chwili, że musiał być to długi czas, gdyż jego żółty płaszczyk i miś przemokli różowym sokiem z trawy. Szybko wstał i rozejrzał się za jakimkolwiek źródłem wody, gdyż nie chciał wyrzucać jego ukochanego, najpiękniejszego płaszczyku. Byłoby to katastrofą! Potem jednak ubranko poszło w zapomnienie - spojrzał ponownie na trawę. Była różowa. Przez jego głowę przemknęła myśl, że to tylko jego krew, ale okazało się to być niemożliwe - różowe trawy rozciągały się wszędzie. Nie mógł zrobić tego on. To nielogiczne - nawet w głowie sześciolatka. Jako zwykły dzieciak jego reakcją był płacz. Nie było przy nim rodziców. W tej sytuacji ręka mamusi i pewna siebie twarz tatusia były jedynymi rzeczami, które są mu potrzebne. Po chwili opamiętał się i przez łzy doglądał za rzeką, by obmyć twarz i płaszczyk. Szedł przed siebie (tyłem do gęstych krzewów i drzew widzianych z oddali), aż znalazł cienki strumyczek. Dobra okazja, by przemyć swoją buźkę z wypiekami oraz jesionkę.

       Woda wydawała się dziwnie gęsta, jakby była bardzo zanieczyszczona, lecz była dosłownie przeźroczysta. Chłopiec uspokoił się po obmyciu twarzy. Starał się nie panikować, nie chciał pogorszyć sytuacji. Ściągnął mantelek i odłożył maskotkę. Bez tych dwóch było mu troszkę zimno, lekko kropił różany deszcz. Przepłukał plamy tak dobrze, jak tylko mógł. Był mały i niestety nie zmył ich całkowicie, ale jemu to wystarczyło. Założył na siebie wilgotny płaszcz i przytulił wypchanego, uszytego przez mamę króliczka. Wciąż czuć było delikatny zapach perfum mamusi. Ponownie usiadł na trawie. Nie wiedział, co ma zrobić, bo nie widział żadnej żywej duszy. Jedynie widział jasną trawę, na niej różowa rosa, a kilkadziesiąt metrów od strumyka zaczynał się las z przerażająco wielkimi drzewami. To go nie uspokoiło, niestety było to jedyne miejsce, w które mógł pójść.

       Powoli podniósł się i począł iść szybkim krokiem w głąb lasu. Wolał mieć to za sobą. Szedł pod wiatr i płaszczyk nie trzymał się na nim dobrze, więc zapiął jedyny guzik w niej zamieszczony, znajdował się przy szyi. Po chwili zatrzymał się. Ujrzał najpiękniejszą roślinę w całej galaktyce! Och jakże cudowna kreatura. Wyglądała jak drzewo, bo miała tak grubą i twardą łodygę. Przez jej wielkie, czerwone płatki idealnie przepływało światło, zostawiając czerwony cień pod nią. Dawało to wielki kontrast i wywołało przyjemne uczucia, ponieważ jedyny kolor, który widział przez większość podróży w gąszcz, był ciemnozielonkawy. Naiwny dzieciak uśmiechnął się do niej, ale nie otrzymał uśmiechu w zamian (roślina nie miała twarzy). Zrobił naburmuszoną minę i krzyknął:

-Ale z ciebie złośliwy kwiatek! Nie lubię cię w takim razie, wiesz? Pewnie nie masz nawet imienia. Nie masz żadnej plakietki z imieniem! Głupie drzewo! - po czym tupnął nogą. Zrobiło mu się po chwili żal biednej roślinki. Nawet nie miała jak zareagować. Podszedł do niej, cicho ją przeprosił i przytulił. Nagle, z każdej strony rośliny, rozciągnęły się długie łodyżki, a na nich wielkie i trujące kolce. Chłopiec wystraszył się i odskoczył. Przeprosił jeszcze raz, głośniej i z lekką paniką w głosie. Po chwili podszedł do jednej łodyżki i, traktując ją jako rękę, potrząsnął nią.

- Teraz już ma być zgoda - dodał.  Kwiat nie wiedział, co począć po zorientowaniu się, że ta osóbka nic nie chciała jej zrobić. Akacja schowała wszystkie jej kolce i z góry zrzuciła w prezencie kwiat. Był to mały kwiatuszek, ale o wielkiej mocy, czego Maddox jeszcze nie wiedział. Podniósł kwiatek, schował do kieszeni płaszczyka i jeszcze raz szybko przytulił roślinę o tak grubym pniu, że jego rączki łapały sam przód, a wysokość rośliny przerażała, bowiem z pewnością miała przynajmniej pięć metrów. Dzieciak odsunął się od rośliny z uśmiechem na twarzy i patrząc przed siebie poszedł dalej.

Wyimaginowany LasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz