I właśnie wtedy zrozumiałem jak wielkim skarbem jest ona dla mnie.
*Jasmine
Obudziłam się w jasnym i ponurym mjejscu. Mniemam, że sala szpitalna. Dzięki mojemu nadnaturalnemu węchowi wyczułam, że mój mate był tu chwilkę przed tym jak się obudziłam. Ubrana byłam w białą tunikę, niebieskie krótkie spodenki oraz białe skarpetki stopki. Włosy miałam zebrane w rudą kitkę. Z twarzy miałam zmyty make-up. W sumie wyglądałam normalnie. Zauważyłam, że przy łóżku leżą moje stare puchate kapcie w których chodziłam zazwyczyaj po domku. Stop. Przecież ja nie przynosiłam tu moich rzeczy. Najwyżej pójdę z tym do Cody'ego. Założyłam ciapki i poszłam za zapachem. W pokoju było dwoje drzwi. Jedne prowadziły do prywatnej łazienki, a drugie na korytarz. Wyszłam z pokoju. Pokój umiejscowiony był na trzecim piętrze w domu głównym czyli na pietrze leczniczym. Miałam świetne rozeznanie w terenie więc już po paru minutch byłam pod wielkimi dębiwymi drzwiami zza których unosiła się woń Cody'ego.Gdey weszłam do sali spojrzało się na mnie pięć par zdziwionych oczu.
- Jas, powinnaś leżeć w łóżku - odparł wściekły już Cody i wstał z krzesła, które upadło na ziemię z wielkim hukiem.
- Ciebie też miło widzieć - uśmiechnęłam się ciepło w jego stronę, a jemu od razu zrobiło się głupio. - Myślałam, że mogę się przydać - powiedziałam jeszcze bardziej cicho.
-No, ok- zaczął Scott - Co powiesz na to? -
Scott podał mi kartkę z krzywo nakreślonym wzorem okolic oraz z wielkim napisem na samej górze :,, Odepchnięcie ataku banitów". Chwilę popatrzyłam na kartkę po czym powiedziałam:
- Czy mogę poprosić pisak? - spytałam się na co Scott się lekko zdziwił. Niepewnie podał mi pisak. - Tu, tu i tu są tymczasowe bazy banitów. Wprowadzali się tam podczas mojego spaceru. Podsłuchałam, że dokładnie jutro planują atak na waszą watahę. Bazy są ustawione na północnej stronie więc jak obstawicie cały wshodni teren oni zajdą was od tyłu. Proponuje wam aby Cody, Scott i Damien ( drugi beta alfy) zebrali grupy żołnierzy. Cody będzie zwarty i gotowy czekał na lini ataku. Jak atak nadejdzie Cody wezwie Scotta, a on wraz ze swoją grupą napadnie na banitów. Damien wraz ze swoją grupą będą patrolować cały obszar jakby atak nadszedł z innej strony.- Gdy zakończyłam usłyszałam tylko zmieszane i ciche oddechy zebranych tu wilczków. - Cody, mam pytanko.- zaczęłam, a on jakby wybudził się z transu spojrzał się na mnie.
- Co?-
- Zabierzecie mnie ze sobą?-
- Nie, jeden raz cie prawie straciłem i nie chce stracić cię drugi raz.
- Oj, nic mi nie będzie, przydam się wam, a zresztą mam asa w rękawie -
- Eh, ok. Wybierz z kim idziesz.-
- Ze Scottem -
- Eh, no dobra -
Ze szczęścia, aż podskoczyłam i niekontrolowanie zmieniłam się w rudego kota. Jak już to zrobiłam łapkami wtuliłam się w Cody'ego. Usłyszałam tylko cichę Aww ze strony tu zebranych. Z tych emocji zasnęłam
*dzień walki*
Scott powiedział, że banici już atakują. Szybko wzięłam Zuri i zeszłam na dół. Scott znał moje asy i na chwile obecną nawet słowem nie pisną. Zmieniłam się w tygrysicę i pobiegłam w stronę którą wskazał Scott. Tuż przy polu walki położyłam Zuri. Byłam tu wiele wcześniej od innych więc szybko wypowiedziałam w głowie specjalne zaklęcie przy okazji rozszarpując paru banitom tętnicę. Zuri zamieniła się w białą tygrysicę i podeszła do mnie. Przybiłam jej tak jakby ,,piątkę", na znak, że jest ze mną. Cody wysłał mi porozumiewawcze spojrzenie i walczył dalej. Ja z moją tygrysicą również wróciłyśmy na pole walki. Udało nam się wygrać walkę.
Moja koleżanka spytała się mnie kiedy będzie następny rozdział. Odpowiedziałam jej, że już kończę. Biorąc telefon przy następnej okazji ujrzała to:
(11 na 11 ponieważ przed tym rozdziałem miał pojawić się jeszcze jeden z informacjami, ale z niego zrezygnowałam.)
:* Do następnego :).

CZYTASZ
Nie Marszcz Noska... Kotku
Fanfiction°^° Ona nie żyje spóźniłem się to nie ma sensu. Bez niej nic nie jest takie samo. Nie zdążyłem jej powiedzieć jak mocno ją kocham. °^° Czasami nie mogę uwierzyć, że mogłam coś takiego napisać. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ 😘