Pewnego pięknego, letniego poranka Mitch obudził się cały obolały. Rozejrzał się wokół siebie i spostrzegł że znajduje się obok jakiegoś śmietnika. Strasznie huczało mu w głowie. Próbował sobie przypomnieć co mogło się wydarzyć jednak w głowie miał tylko pustkę.
Powoli się podniósł trzymając się za bolącą głowę. Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął telefon. Była 9:15. Zmarszył idealne brwi i rozglądnął się. Spojrzał na ekran telefonu i wybrał ikonkę z zieloną słuchawką. Wybrał numer Scotta.
Kiedy usłyszał, że jego znajomy odebrał to chciał powiedzieć coś ciekawego, ale zebrało mu się na wymiatowanie i nie potrafił tego powstrzymać, więc wyleciały wymiociny jak szambo z jego wnętrza. Rozmówca nie wiedział, co się właśnie wydarzyło i szczerze mówiąc wolał nie wiedzieć, lecz po chwili wyleciały już jakieś resztki wymiocin i zrozumiał, co miało miejsce. Nieco go to obrzydziło, ale od dawna wiadome mu było, że Mitch nie umie się dobrze zachowywać, dlatego też nie miał mu za złe, że zamiast usłyszeć od niego chociażby zwykłe "cześć", usłyszał, co usłyszał. Jednak Mitch nie byłby sobą, gdyby na tym poprzestał i po chwili uruchomił swoje sprzęgło i wypuścił aromaty, których moc miała taki zasięg jak bomba jądrowa w 1945.
Scott słuchając odgłosów wydobywających się ze słuchawki telefonu wręcz zaniemiał. Jego przyjaciel może i nie był zbyt poukładany ale odkąd Scott pamiętał Mitch jeszcze nigdy nie miał takich gazów.. I to nawet po grochówce!!!!
Scott mocniej ścisnął komórkę.
-Mitchy???! W porządku?!-odpowiedziały mu tylko dziwne odgłosy.-Gdzie jesteś?-zapytał zaniepokojony.
-Yyyy-powiedział cicho Mitch.- Koło śmietnika...-rozglądnął się mróżąc oczy. -Na RainbowRoad...
-Już po Ciebie jadę, będę za 20 minut. Nigdzie się stamtąd nie ruszaj!
Zabrał kluczyki i wybiegł z domu. Mitch oparł się plecami o zimną, betonową ścianę. Zamknął oczy i bezwładnie stoczył się do rowu.
Po niedługim czasie cały rów napełnił się kałem, który płynął jak rwąca rzeka. W takiej sytuacji powienien wziąć stoperan, ale w pobliżu nie było żadnej apteki, a i tak nie byłoby go na niego stać, bo ostatnie pieniądze wydał na mleko i ogórki, które doprowadziły Mitcha do takiego właśnie stanu. Mitch przez okropny odór który towarzyszył rozwolnieniu aż zasłabł. Był tak wrażliwy że nie było możliwości aby podołał tym wszystkim katastrofom które zwalały się na niego niczym grom z jasnego nieba. Nie był świadomy tego co działo się wokół niego przez kolejne kilka godzin. A gdy odzyskał przytomność poczuł że wbija mu się coś między pośladki...
CZYTASZ
50 twarzy Grassiego
FanfictionTo opowiadanie z pewnością w nie jednym was zaskoczy!!! Niespodziewane zwroty akcji, romans, komedia i dramat w jednym a to wszystko okraszone wątkiem tajemnicy. Czegoś takiego jeszcze nie było!!! A do tego wszystkiego niekonwencjonalna metoda...