Morning thoughts /Destiel

449 45 3
                                    

Obudził się. Teoretycznie anioły nie potrzebowały snu, ale Castiel lubił wyznaczać sobie godzinę, od której rozpoczynał swój dzień. Czuł się wtedy bardziej ludzki.

Z czasem zaczął odczuwać, jak ciężkie są poranki. Jak bardzo nie chciał wstawać, rozpoczynać kolejnego dnia, rozpoczynać kolejnej serii porażek, które tylko potwierdzą jego upadek.

Każdego poranka miał nawyk rozgrzebywania tych błędów. Czasami był wręcz zdezorientowany: jak to się stało, że upadł? Że został zdrajcą Nieba, swoich braci i sióstr. Jeszcze dekadę temu był żołnierzem idealnym. Teraz... Bał się spojrzeć w przyszłość.

On, wojownik Nieba. Bał się, ponieważ nagle zyskał tak wiele, ale też tyle mógł stracić.

Ostatnie lata jego pobytu na Ziemi były pasmem błędów, upadków i niepowodzeń. Jaki był sens, by każdego dnia budził się i po raz kolejny krzywdził siebie samego i innych.

Gdyby był człowiekiem, pewnie przyszłaby mu do głowy myśl o odebraniu sobie życia. Ale jako że był aniołem, nawet o tym nie pomyślał. Zbyt wiele razy otarł się o śmierć i nie miał ochoty tego powtarzać.

Co nie zmienia faktu, że jego życie okazało się niepotrzebne. Ot, kolejna Boża pomyłka.

Takie to myśli, żadna z nich nie pojawiła się pierwszy raz, krążyły mu po głowie. Leżał na łóżku, w pełni ubrany. Nadchodziła chwila, kiedy musiał wstać i przetrwać kolejną dobę, która nie zmieni nic ani w jego życiu, ani w życiu żadnego napotkanego człowieka.

Nagle usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnął po telefon i zetknął na wyświetlacz. Nie musiał patrzeć na nadawcę. Wystarczyło, że przeczytał:

Cas, do jasnej cholery, masz zamiar wstać dzisiaj z łóżka? Obiecałem Samowi remont w kuchni, pamiętasz? Nie dam razy przestawić tej cholernej lodówki, więc ruszaj swój pierzasty tyłek, bo Cię potrzebuję.

Cas poczuł się, jakby nigdy w życiu nie stracił swoich skrzydeł. W tamtym momencie czuł, jakby dla tego człowieka mógł polecieć do samego Piekła i z powrotem. Znowu.

Dean Winchester go potrzebował.

Krótkie. Napisane na spontanie (czyt. na angielskim). Bez fabuły. Sęk w tym, że w tym shocie ja jestem Casem. Jedyna różnica jest taka, że nie mam Deana.

Supernatural One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz