'And I would have stayed up with you all night
Had I known how to save a life'
~
Wpatruję się w ciebie jak w obrazek. Wyjątkowo przykry, pozbawiony choćby cienia radości. Kredowa biel pokrywa całą twoją skórę, nie starasz się już przede mną tego ukrywać. Koszula nocna jest już dość znoszona i nie pachnie przyjemnie, lecz w tym momencie kompletnie nie zwracam na to uwagi. Jestem blisko ciebie, a dla mnie jest to najważniejsze. Twoje zimne palce oplatają szczelnie moją dłoń. Gładzisz pocieszająco kciukiem wierzch mojego nadgarstka patrząc w moje oczy swoimi, które są puste. Mógłbym je porównać do oczu lalki. Pomimo tego, że wciąż są piękne i najchętniej nie odrywałbym od nich wzroku, nie emanują energią, nie ma już w nich ciebie. Malutkie iskierki, które figlarnie tańczyły w twoich oczach niczym ogniki podczas każdego naszego spotkania, nagle przygasły. Wyginasz swoje ziemiste usta w uśmiech, a ja delikatnie głaszczę twój policzek drżącą ręką. Jakkolwiek próbowałbyś mnie rozweselić, każde twoje podejście zakończy się fiaskiem. Jedyną rzeczą, która mogłaby sprawić, że poczuję się nieco lepiej jest wiadomość dotycząca twojego ozdrowienia. Wciąż nie potrafię pogodzić się z tym, że niebawem cię stracę. Spędziliśmy ze sobą ponad rok. Przyznam, że był to najlepszy okres w moim życiu. Wcześniej niezbyt radziłem sobie z dorosłą codziennością. Żyłem życiem rozkapryszonego szesnastolatka i nie potrafiłem wyrwać się pełnej imprez rutynie. Potrafiłem codziennie upijać się do nieprzytomności. Chociaż gdyby nie mój dotychczasowy styl życia, nigdy bym cię nie spotkał, a za to będę dziękował Bogu aż po kres moich dni.Poznaliśmy się w jakimś obskurnym klubie. Nigdy nie przykuwałem większej uwagi do nazw. Chodziłem tam tylko po to aby porządnie się napić i na następny dzień kompletnie niczego nie pamiętać. Ale tym razem zapamiętałem każde wydarzenie tego wieczoru. Choć, nie oszukujmy się, alkohol dodał mi nieco pewności siebie. Spotkałem cię przy barze. Na blacie przed tobą stała szklanka z niedokończonym drinkiem. Twarz miałeś schowaną w dłoniach, byłeś czymś widocznie załamany. Jak się okazało w późniejszym czasie, opuściła cię dziewczyna gdy dowiedziała się o twoim romansie. Oczywiście z początku tego nie wiedziałem, nie mogłem. Opowiedziałeś mi tą historię podczas naszej pierwszej wspólnej randki, która miała miejsce miesiąc później.
Pamiętam ten przypływ pewności siebie. Po prostu podszedłem do ciebie, delikatnie złapałem twoje ramię, a gdy w końcu się odwróciłeś w moją stronę, przylgnąłem do twoich miękkich ust. Nie zastanawiając się, odwzajemniłeś pocałunek. Dopiero później rozpoczęliśmy rozmowę. Tematów była cała masa. Okazałeś się być naprawdę przyjaznym i wrażliwym mężczyzną. Dzieliło na tak wiele, a mimo to połączyła nas niepowtarzalna miłość. Potrafiłeś wydobyć ze mnie wszystko to, co najlepsze. Każdy mój uśmiech, z którym codziennie się budziłem, dedykowałem właśnie tobie. Śmiało mogę powiedzieć, że mnie uratowałeś, a teraz, gdy przyszedł czas aby role się odwróciły, poległem. Nie mogłem już nic zrobić.
- Serce mi pęknie tam na górze gdy będziesz płakał z mojego powodu - odezwałeś się przerywając ciszę. Spojrzałem na ciebie z politowaniem.
- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Będę cholernie tęsknił - mówię, a głos mi się łamie. Nie chcę cię dodatkowo smucić, dlatego powstrzymuję łzy. W innym wypadku moje oczy byłyby już dawno opuchnięte od płaczu.
Unosisz powoli rękę w stronę mojej głowy i odruchowo poprawiasz włosy, które zdążyły opaść na moje lepkie od potu czoło. Przygryzam lekko spierzchnięte wargi. Jesteś okropnym perfekcjonistą, Stephanie.
- Powinieneś iść do łazienki przemyć twarz. Siedzisz tu przy mnie od dwóch dni - radzisz mi, a ja od razu przeczę.
- Nie chcę stracić żadnej chwili, którą mogę spędzić przy tobie - odpowiadam.
- To tylko pięć minut. Przecież nic mi się nie stanie - zapewniasz mnie, a ja wzdycham cicho, a następnie podnoszę się z niewygodnego krzesełka, które zajmowałem i nachylam się nad tobą aby móc cię pocałować. Całuję cię zupełnie tak, jakbym miał już nigdy nie zasmakować twoich ust. W końcu przerywasz pocałunek i łapiesz głęboki oddech. Karcę się w myślach za to, że doprowadziłem cię do takiego stanu.
- Kocham cię - szepczę, a po chwili dodaję:
- I nigdy nie przestanę.
- Ja ciebie też, Andreasie - odpierasz, a ja unoszę lekko kąciki moich ust i wychodzę z sali.
Idę szybkim krokiem do łazienki zwinnie wymijając stado zapracowanych pielęgniarek. Wchodzę do pomieszczenia i podchodzę do umywalki. Obmywam swoją twarz chłodną wodą aby się ocucić i spoglądam w lustro. Zaczerwienione oczy, przesuszone usta i cała gromada pryszczy na czole. Wyglądam jak totalny wrak człowieka, a mimo to nie odraża cię mój wygląd. Spuszczam wzrok i wychodzę z łazienki, żeby rzucić się w bieg do twojej sali szpitalnej.
Wparowuję do środka, a wokół twojego bezwładnego ciała krążą lekarze. Słyszę pisk aparatury do której jesteś podłączony, przez co automatycznie zaczynam panikować. Nie miałeś umierać. Nie teraz.
Staram się za wszelką cenę podejść do ciebie, móc się pożegnać. Lecz mężczyzna w białym fartuchu kategorycznie mi tego zabrania. Jestem zmuszony wyjść na korytarz i usiąść na jednym z tych obrzydliwych skórzanych krzeseł. Odchylam głowę do tyłu i przymykam oczy. Czuję pieczenie w kącikach moich oczu, to łzy. Już nie staram się ich hamować. Spływają po moich policzkach niczym krople deszczu po szybie.
Chciałem być dla ciebie kimś najważniejszym, kimś z kim spędzisz całą swoją nudną dorosłość i przygnębiającą starość. Tymczasem nie doczekam się tego. Ale nie martw się, Stephanie, śpij dobrze. Niedługo znów się zobaczymy.