‚It's my party and I cry if I'll want to'
~
Sześcioletni chłopczyk zaciska palce swojej pulchnej dłoni na kilku jasnoniebieskich kopertach. Były one niezwykle ważne, bowiem w środku znajdowały się zaproszenia na jego przyjęcie urodzinowe, które miało odbyć się już dzisiaj. Oczy świeciły mu z podniecenia. Bardzo chciał jak najszybciej dostarczyć wszystkim kolegom koperty i otrzymać jak najwięcej pozytywnych odpowiedzi. Często był świadkiem tego, jak jego rówieśnikom wręczano kolorowe zaproszenia, sam jednak nigdy takowego nie dostał.
Podbiegł do ściany na korytarzu, na której wisiały szafki chłopców z jego klasy. Po kolei wrzucał niewielkie kartoniki z informacjami o przyjęciu do każdej. Gdy skończył, oparł ręce na biodrach i odetchnął głęboko. Pierwszy krok miał już za sobą.
Uśmiechnął się lekko do siebie i zadowolony ruszył do klasy, w której zdążyli zgromadzić się już jego koledzy. Bawili się resorakami w kącie sali, lecz Andreas nie dołączył do nich. Usiadł w pierwszej ławce i z niecierpliwością czekał na początek lekcji. Nerwowo bawił się palcami, a niezwykle szczęśliwe myśli krążyły mu po głowie jak szalone.
Kompletnie nie mógł skupić się podczas lekcji. W trakcie, gdy jego znajomi wypełniali swoje zeszyty koślawymi literkami, mały blondyn rysował niewielkie baloniki w rogu kartki nucąc pod nosem piosenkę urodzinową. Nikt nie zwracał na niego uwagi, jak zwykle. Był jednak przekonany, że koledzy po prostu oszczędzają swoje przepony na popołudnie, kiedy wspólnie będą odśpiewywać mu życzenia, w czasie, gdy on będzie starał się zdmuchnąć malutkie płomyczki ognia z knotów świeczek na torcie.
Usłyszawszy dzwonek obwieszczający koniec zajęć, Andreas wybiegł ze szkoły jakby co najmniej się paliło. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, aby pomóc swojej mamie nadmuchać balony i nakryć stół papierowymi talerzykami oraz serwetkami w kolorowe wzory, które zakupili wspólnie dzień wcześniej w pobliskim supermarkecie.
- Jestem! - wydyszał zmęczony chłopiec wchodząc do domu. Na jego widok, rodzicielka posłała mu szeroki uśmiech i podeszła do niego, aby zmierzwić jego perfekcyjnie ułożone włosy. Blondyn cicho zachichotał.
- Rozdałeś zaproszenia, kochanie? - pyta kobieta, a Andreas kiwa energicznie głową w odpowiedzi. Już nie może doczekać się upragnionego przyjęcia.
Mama wręczyła mu pakunki z urodzinowymi zastawami, a malec chwycił je w obie rączki i od razu zabrał się za dekoracje stołu w pokoju gościnnym. Sztuka ta szła mu dosyć opornie, ponieważ jego wzrost znacznie utrudniał mu zadanie, nie dosięgał do blatu.
Mimo tego, nie poddał się i w pełni zaangażował w wykonywaną pracę. Z nieznaczną pomocą swojej rodzicielki udekorował cały pokój. Jego ekscytacja nie miała końca. W końcu, jego koledzy mieli się pojawić tutaj lada chwila.
Minęła szesnasta, a jego koledzy wciąż się nie pojawiali. Pomyślał, że na drodze mógł nagle powstać korek lub rodzice jego rówieśników dopiero szykowali dzieci do wyjścia.
Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Znajomi małego blondyna po prostu za nim nie przepadali. Bezpodstawnie twierdzili, że jest zwyczajnie dziwny i zawsze wykluczali go ze swojego towarzystwa. Nie był wśród nich lubiany.
O godzinie siedemnastej, Andreas całkowicie się poddał. Usiadł w rogu kanapy i pociągnął żałośnie nosem. Nie mógł po prostu się rozpłakać, przecież mama cały czas powtarzała, że jest już dużym chłopcem.
Siedział więc skulony na miękkich poduszkach i wsłuchiwał się w dźwięk spadających na parapet kropelek deszczu. Działało to na niego uspokajająco.
Nagle usłyszał dość długi sygnał dzwonka do drzwi. Zwlekł się niechętnie z kanapy i powędrował w stronę drzwi wejściowych. Gdy wreszcie je otworzył, na ganku ujrzał swojego siedmioletniego sąsiada, Stephana. W dłoni trzymał kwiat słonecznika i uśmiechał się szeroko, dzięki czemu Andreas mógł dostrzec ubytek w zębach przyjaciela.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział brunet i wyciągnął rękę w stronę młodszego chłopca. Blondyn złapał roślinę lekko trzęsącymi się dłońmi i przyłożył ją do nosa, aby poczuć jej zapach.
- Piękny - szepnął, a następnie podszedł do Stephana i z całych swoich sił przytulił go. Spod jego prawej powieki wypłynęła łza. Tak bardzo cieszył się, że ktoś postanowił złożyć mu wizytę i nie musi spędzać w samotności swojego święta.
Kiedy w końcu Andreas odsunął się od starszego, brunet splótł ich palce razem i skierował się w głąb mieszkania.
Wspólnymi siłami pochłonęli wszystkie słodkości, które zakupiła mama blondyna, a później rozpakowali razem prezenty, które chłopiec dostał od swoich rodziców i dziadków.
- Wiesz co, Steph? - zapytał wreszcie Andreas i spojrzał na niego swoimi pięknymi niebieskimi oczami - Dziękuję, że przyszedłeś. Bardzo cię lubię.
- Ja również bardzo cię lubię, Welle - odpowiedział Stephan i nieśmiało przysunął się do chłopca.
- Lubię cię o wiele bardziej. Chyba trochę za bardzo. Tak jak tatuś moją mamusię - powiedział cicho blondyn i złożył niezdarny pocałunek na jego policzku. Ten położył głowę na jego ramieniu i pogrążył się w rozmyśleniach. Wkrótce zasnął, a Andreas ułożył się na dywanie pozwalając, aby głowa starszego spoczęła na jego piersi. Uśmiechnął się, a po chwili sam zapadł w głęboki sen.
Jego serce przepełniło się radością. Pierwszy raz w swoim życiu doświadczył miłości.