‚hysteria when you're near'
~
Moja głowa spoczywała swobodnie na twoim ramieniu, a serce biło wyjątkowo niespokojnym rytmem. Pierwszy raz znajdowałem się w pobliżu ciebie; w pobliżu osoby, którą obdarzyłem uczuciem, którego nawet nie potrafiłem do końca nazwać. Nie była to miłość, nawet nie zamierzałem brać jej pod uwagę, jednak miałeś w sobie coś, co sprawiało, że miękły mi kolana, a usta drżały, gdy tylko którakolwiek z części twojego ciała dotykała moją. Nawet, jeśli było to zupełnie nieświadome i nie miałeś tego na celu. Twój uśmiech, wymierzany najczęściej w moim kierunku, burzył mi racjonalne spojrzenie na cały świat. Dzięki niemu wszystko wokół wydawało się o wiele piękniejsze. Życie w takich momentach zaczynało nabierać barw, w szczególności tych jasnych, przepełnionych szczęściem, które złudnie wydawało się być nieskończone.Nie wiem jak długo leżeliśmy w tej pozycji, jednak w tym momencie oboje nie liczyliśmy czasu. Zepchnęliśmy go na drugi plan. W ten sposób mogliśmy w pełni cieszyć się sobą, ponieważ nie stał nam na przeszkodzie.
Przysunąłem się do ciebie jeszcze parę centymetrów bliżej, dzięki czemu byłem w stanie jeszcze lepiej poczuć zapach twoich perfum, które od kilku dni robiły mi wodę z mózgu. Powinienem ich nienawidzić, a tymczasem wciągałem je, zupełnie jakby były którymś ze środków odurzających, a ja wieloletnim narkomanem.
Uniosłem lekko głowę, aby móc na ciebie chociażby zerknąć. Od razu odwzajemniłeś spojrzenie, a następnie uniosłeś kąciki swoich ust ku górze, co od razu wywołało we mnie poczucie speszenia. Z tego powodu spuściłem swoją głowę na twoją klatkę piersiową i dyskretnie dotknąłem jeden z policzków opuszkami swoich palców. Rzecz jasna, były gorące jak diabli. Kolejny raz pozwoliłem ci na spowodowanie rumieńców na mojej twarzy.
- Nie sądziłem, że oboje skończymy w takiej sytuacji - parskasz cicho śmiechem i zaciskasz delikatnie palce na mojej dłoni, aby dodać mi w ten sposób nieco pewności siebie. Kciukiem przejeżdżasz po jej wierzchu, a ja drżę pod wpływem tego dotyku. Nie potrafię nawet tego opanować, choć bardzo się staram.
- Jakiej? - dopytuję, chociaż dobrze znam odpowiedź na to pytanie. Chcę jednak usłyszeć to z jego ust. Chcę wiedzieć, że wszystko, co dzieje się w tym momencie wokół mnie, nie jest rodzajem iluzji lub wyjątkowo przyjemnego snu, a dzieje się naprawdę. Trzymam cię za rękę, wtulam się z całych swoich sił w twój bok, a ty starasz się przekazać mi uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
- Trwa ostatnia noc naszego wyjazdu, ja poznałem cię zaledwie kilka dni temu, a w ciągu tych paru godzin zdążyłem cię poznać jak nikogo innego. Stałeś się moim, pewnego rodzaju, oparciem. Nie potrafię tego w racjonalny sposób wyjaśnić, ale chyba coś poczułem i nie zamierzam odrzucić w kąt tego uczucia. Nie tym razem - odpowiada bez zająknięcia. Kiwam głową ze zrozumieniem, pomimo tego, iż wiem, że nie oczekiwałeś żadnej reakcji z mojej strony. Byłem przy tobie blisko, a to potrafiło znaczyć o wiele więcej, niż jakiekolwiek wypowiedziane przeze mnie słowo.
- Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie odwdzięczyć ci się za poświęcony mi czas. Jutro z samego rana wyjeżdżamy, a właśnie wybiła czwarta nad ranem. To chyba nie do końca jest odpowiedni czas na rozmowy - wzdycham, unosząc się powoli, jednak hamujesz mi moje odejście, oplatając mnie rękoma w pasie. Znowu ogarnął mnie ten cholerny dreszcz i przeczucie, że moje miejsce jest tylko i wyłącznie przy tobie; nie tylko tej nocy.
- Zostań. Możesz przecież spać tutaj, w ogóle mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Zajebiście się ciebie przytula - mówi, a ja wyciągam rękę w twoją stronę i przesuwam ją na klatkę piersiową. Palcami kreślę zupełnie przypadkowe szlaczki. Nie jestem w stanie zasnąć, gdy jestem w pobliżu ciebie. Nie jestem w stanie wykonać żadnej dowolnej aktywności, gdy jesteś obok.
Przy tobie dostaję ataku histerii. Jesteś jednocześnie moją największą słabością, bólem, a zarazem moim lekiem na wszelkie cierpienie tego świata.
- Będę za tobą bardzo, bardzo tęsknił. Nie wiem jak spędzę następną noc w całkowicie pustym łóżku - mruczę, a ty przesuwasz swoją dłoń na moje włosy. Gładzisz je, powoli wplatasz w nie swoje palce, a mi, o dziwo, ani trochę to nie przeszkadza.
- Nic nie dzieje się bez przyczyny, Andreasie. Skoro trafiliśmy na siebie poprzez zupełny przypadek, który zadecydował o sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdujemy, wierzę, a w zasadzie, jestem wręcz pewien, że jeszcze nieraz się spotkamy. Jeszcze nieraz staniemy na swoich życiowych drogach. Choćby miało się to zdarzyć za tydzień, miesiąc czy nawet rok. Nic nie dzieje się bez przyczyny - zapewnia mnie, a ja zaciskam palce na twojej koszulce. Pojedyncza łza wydobywa się z mojej przymkniętej powieki.
Trafiłem na najprawdziwszy w świecie cud. Nie było dla mnie żadnego ratunku na złamane, ba, zdruzgotane doszczętnie serce. Tak przynajmniej myślałem.
Gdy pierwszy raz cię ujrzałem, nie sądziłem, że będziemy w stanie stworzyć coś razem, chociażby chwilowo. Myliłem się jednak, jak zwykle. Stałeś się moim wszystkim.
Do tej pory nie wierzę, że pozwoliłem sobie na opanowanie mnie; całego mojego ciała, łącznie z głową, którą dla ciebie definitywnie straciłem.
Do tej pory nie potrafię ci wybaczyć, że tak się stało.
~
unfair