run

454 42 3
                                    

'Run
Don’t tell me bye bye
Run
You make me cry cry
Run
Love is a lie lie'
~
Znów biegnę. Kolejny raz uciekam z naszego domu po kłótni spowodowanej przez ciebie. Łzy spływają swobodnie po moich policzkach, a ja nawet nie trudzę się, aby zetrzeć je brzegiem rękawa twojej bluzy. Możesz mieć mi za złe, że zabrałem ze sobą właśnie ją, ale jako jedyna była pod ręką, a ja chciałem jak najszybciej opuścić nasze mieszkanie. Chociaż w głębi duszy wiem, że nie jest to jedyny powód. Zapach, który bije z twojej bluzy nie tylko daje mi poczucie bezpieczeństwa, niemal czuję przy sobie twoją obecność i wiem, że wkrótce będzie dobrze. Odnajdziesz mnie gdziekolwiek będę, otulisz mnie szczelnie swoimi ramionami, ucałujesz z tęsknoty moją twarz pokrytą wykonanymi przez ciebie siniakami i przeprosisz. Tak jak zawsze.
Gdy znajduję się wystarczająco daleko od naszego domu, przystaję na chwilę, aby nabrać jak najwięcej powietrza i nabrać siły na dalszą wędrówkę. Nie chcę żeby tym razem udało mu się mnie odnaleźć tak łatwo, dlatego obieram nowy cel. Zazwyczaj za kryjówkę obierałem stary plac zabaw niedaleko mojego domu rodzinnego. Jedno z najważniejszych miejsc w historii naszego związku. Moi rodzice od samego początku byli nastawieni do ciebie negatywnie, dlatego zamykali mnie samego w pokoju mając głęboką nadzieję, że w taki sposób uda im się odizolować mnie od twojego towarzystwa. Gdy dowiedziałeś się o zaistniałej sytuacji, stwierdziłeś, iż co noc będziesz przychodził pod moje okno aby pomóc mi się wymknąć. Wkrótce stało się to naszą rutyną. Wymykaliśmy się po godzinie pierwszej, gdy miałem pewność, że moi rodziciele pogrążeni są we śnie. Chichocząc i trzymając się za ręce biegliśmy do najbliższego placu zabaw, chowaliśmy się w małym drewnianym domku, gdzie wtuleni w siebie całowaliśmy się i cieszyliśmy się każdą wspólnie spędzoną chwilą. Do dnia dzisiejszego przywołując to wspomnienie nie mogę przestać się uśmiechać. Nawet teraz, kiedy wszystko się wali, śmiało mogę stwierdzić, iż był to najlepszy czas w moim życiu i za nic nie chciałbym wymazać go z pamięci. Lecz tego wieczoru nie plac zabaw będzie mi służył za kryjówkę. Za to będzie to stary klimatyczny mostek, na którym po raz pierwszy mnie pocałowałeś. Jest to zaledwie parę metrów od miejsca w którym aktualnie się znajduję.
Robi się coraz chłodniej, więc zakładam na głowę kaptur i szczelniej owijam się twoją bluzą. W dodatku na twarzy czuję pierwsze krople deszczu. Lada chwila rozpocznie się ulewa.
Docieram na miejsce pięć minut później. Siadam na krawędzi mostka i zwieszam w dół nogi. Przymykam delikatnie oczy i wsłuchuję się w szum rzeki. Pomyśleć, że wystarczyłby jeden ruch, a mógłbym do niej wpaść by stać się jej częścią.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę - słyszę twój głos, ale nie obracam się w jego kierunku. Nie chcę kolejny raz dawać ci satysfakcji.
- Dlaczego siedzisz tutaj sam? Jest zimno, potrzebujesz ciepła - mówisz, a następnie ostrożnie siadasz obok mnie i otulasz mnie swoim ramieniem.
- Myślałem, że znasz mnie wystarczająco dobrze żeby domyślić się z jakiego powodu tutaj jestem - wzdycham i patrzę daleko przed siebie. Staram się powstrzymać w ten sposób łzy, co jest cholernie trudnym zadaniem. Szczególnie w twojej obecności.
- Myślisz, że jeżeli bym cię nie znał, przyszedłbym akurat w to miejsce, Stephanie? - pytasz, a mi nagle brakuje słów. Chciałbym móc ugasić twoją pewność siebie rzucając mocnym argumentem, ale aktualnie żaden nie przychodzi mi do głowy.
- Jestem ogromnym idiotą pozwalając ci tak w kółko uciekać. Nie powinienem w ogóle wypuszczać cię z rąk, przecież doskonale wiem jak bardzo kruchy jesteś. Przepraszam, nie powinienem był się unosić, kolejny raz na ciebie krzyczeć i podnosić ręce. Nie wiem czy kiedykolwiek będę umiał wynagrodzić ci te wszystkie miesiące codziennej męki. Jesteś w stanie mi wybaczyć, prawda? - szepczesz, a twoje oczy się szklą. Są takie piękne nawet, gdy przepełnia je smutek.
- Jestem w stanie wybaczyć ci wszystko - odpowiadam niemal od razu, a na twojej twarzy pojawia się lekki uśmiech.
- Tak bardzo się cieszę. Nie chcę cię stracić już nigdy więcej. Jesteś moim najważniejszym skarbem, którego już do końca życia będę pielęgnować. Więc chyba już czas abym zadał ci to pytanie. Bardzo długo zastanawiałem się kiedy nadejdzie właściwy moment, ale on chyba właśnie nadszedł. Stephanie, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na całym świecie i zostaniesz moim mężem? - mówisz i wyciągasz malutkie czerwone pudełeczko z kieszeni kurtki. Otwierasz je powoli, a w środku ukazuje się srebrna obrączka. Wpatruję się w nią przez chwilę w skupieniu i marszczę brwi. Po chwili, niewiele myśląc, wytącam ci pudełeczko z ręki. Wpada z cichym chlustem do rzeki.
Patrzysz na mnie szeroko otwartymi oczami i zanim zdążysz cokolwiek powiedzieć, gwałtownie łączę nasze usta.
Nie chcę planować z tobą przyszłości, Andreasie. Nikt nie wie co może nam przynieść. Lecz liczy się teraźniejszość, a kocham cię tu i teraz.

lellinger one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz