Rozdział II

44 7 3
                                    

Siedziałem zgarbiony w pokoju przesłuchań przed komisarzem. Ręce miałem złączone, a głowę spuszczoną w dół. Byłem zmęczony tymi wszystkimi pytaniami i rozkazami. Główny rozkaz to:

— Podaj mi numer telefonu do Twoich rodziców lub opiekuna — znów zarządził stanowczym tonem policjant, a ja tylko zareagowałem na to ciężkim westchnięciem. — Nie wzdychaj mi tu, tylko odpowiadaj, do diabła! — mężczyzna otworzył jakiś notes i złapał za długopis. — No ruchy!

— No dobrze, dobrze, co pan w takiej gorącej wodzie kąpany?  — zdenerwowałem się jego złością w głosie i wyprostowałem się, przecierając przy tym twarz dłonią. — 123 - 456 - 789 — podyktowałem, a policjant spojrzał na mnie spod byka.

— Jaja sobie ze mnie robisz? Nie mam czasu na Twoje wygłupy, młody. Albo współpracujesz, albo zostajesz w areszcie. — Pogroził mi twardo, a ja prychnąłem z rozbawieniem.

— Macie prawo zatrzymywać niewinnych ludzi wziętych z ulicy? — położyłem swoje ręce na biurku gliniarza i wbiłem w niego swoje szczere i stanowcze spojrzenie. Miałem tego wszystkiego dość. — Słuchaj, pan. Niczego Ci nie powiem, rozumiesz? Nie wracam do tamtego domu. Nie chcę go w ogóle widzieć na oczy. Jestem pełnoletni i sam decyduję o swoim życiu. — Gliniarz uśmiechnął się drwiąco i tak patrzył na mnie przez chwilę. Następnie sięgnął po mój pamiętnik, który został mi wcześniej odebrany i otworzył na losowej stronie.

Drogi pamiętniku. Dzisiaj poznałem naprawdę piękną dziewczynę, która zawróciła mi w głowie. Zobaczyłem ją w sklepie spożywczym. Od razu do niej zagadałem i dowiedziałem się, że studiuje medycynę. Chciałbym zabrać ją do swego raju i świata. Kiedy byliśmy sami nad jeziorem, zapytałem ją bezpośrednio, czy zechciałaby umrzeć wraz ze mną. Nie zgodziła się. Wręcz przeciwnie. Wyśmiała mnie i odeszła. Od tamtej pory więcej jej nie zobaczyłem na oczy. Przykro mi, pamiętniku, że tym razem nie spełniłem Twojego życzenia. Nasza ofiara mi uciekła. Proszę, zlituj się nade mną i nie rób mi krzywdy. Twój Ethan. — zacytował mój wpis policjant, a ja modliłem się w duchu, aby nie znalazł strony, na której widnieje moje nie tylko imię, ale również nazwisko. Z tymi informacjami łatwo by znalazł moje wszystkie dane.

— Wow, umie pan czytać. Fascynujące. — uśmiechnąłem się drwiąco, a ten zamknął mój zeszyt z westchnięciem pełnym zrezygnowania.

— Nie wiem, czy jesteś taki bezczelny, czy po prostu chcesz zwrócić na siebie uwagę, ale wiedz, że tak się dorosły mężczyzna nie zachowuje. Tym bardziej, gdy pisze w swoim notesie takie notatki z niepokojącą treścią, z których wynika, że namawia innych do popełnienia samobójstwa wraz z nim.

— Nie pana interes, dlaczego piszę takie a nie inne treści. To jest pamiętnik, mogę w nim kłamać jak z nut i nikt nie musi brać tych notatek na serio — odparłem spokojnie, a ten oddał mi mój zeszyt.

— Wyjdź. Jesteś wolny, ale i tak zostaniesz pod obserwacją, Ethanie. — okej, trochę zaskoczyły mnie jego słowa.

— Nawet nie zna pan mojego nazwiska — mruknąłem, jednocześnie wstając z krzesła.

— O to już się nie bój, chłopcze. Przekaż swojemu przyjacielowi, że również będziemy go mieli na oku. Kto wie, co wam diabeł będzie pisał po głowach, kiedy już stąd wyjdziecie. Czeka za drzwiami. — klepnąłem się dłonią w czoło, gdy policjant wspomniał o tamtym chłopaku. Na miłość boską, dlaczego on tutaj jeszcze jest?

Szczęśliwy i jednocześnie niezadowolony wyszedłem z gabinetu, a na korytarzu rzeczywiście stał ten debil. Cały czas miał na sobie kajdanki, a jeden z gliniarzy przy nim stał i pilnował, aby nie zrobił jakiejś głupoty.

— No i jest nasz mistrzunio — skomentował już na wstępie zielonooki, a policjant obdarzył go surowym wzrokiem.

— Spokój, Crawford. — warknął, a pan "Crawford" wywrócił oczami. Po chwili policjant uwolnił nadgarstki chłopaka, na co ten zaczął masować swoje obolałe miejsca.

— No i teraz dostaniesz wpie- -

— Nawet się nie waż — przerwał mu jego "strażnik", a ja pokazałem młodemu dyskretnie środkowy palec. Frajer. — Dobra, panowie. Jesteście wolni, ale żadnych numerów tam na zewnątrz. — jak jeden mąż, obaj wyrwaliśmy w stronę wyjścia szczęśliwi, że ten koszmar się skończył. Jednak to szczęście prysło jak bańka mydlana, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że wciąż widzimy swoje twarze.

— Ha! Słyszałeś? Jesteś obserwowany przez gliny, frajerze! — zaczął Crawford, a ja założyłem dumnie ręce na piersi, wciąż trzymając swój pamiętnik

— Tak się składa, że Ty również, frajerze. — chłopak się zgasił, co bardzo mnie ucieszyło, po czym zmarszczył brwi.

— To wszystko twoja wina, Ethan!

— A Ty niby skąd znasz moje imię?

— Przecież przeczytałem tę Twoją notatkę w parku, sieroto.

— Dobra, zamknij się. — warknąłem stanowczo i nabrałem głęboko powietrza do płuc, aby się uspokoić. — Posłuchaj, po prostu... niech każdy odejdzie w swoją stronę, okej? Tak będzie najlepiej.

— Nie musisz dwa razy powtarzać — prychnął, wymachując rękoma, i zaczął iść... po prostu do przodu. Nawet nie wiem gdzie.

Nareszcie jestem wolny. W końcu sobie poszedł. Kurcze, ale się cieszę.

Wyciągnąłem z kieszeni spodni swój długopis, a następnie otworzyłem swój pamiętnik na nowej, czystej stronie:

Drogi pamiętniku.

Nadal mamy ten sam dzień. Poznałem dziś chłopaka o pięknych zielonych oczach. Niestety, nie był to najlepszy przykład na ofiarę. Ciągle mi dokuczał i w dodatku trafiliśmy na komisariat. Crawford. Tak brzmi jego nazwisko. Jednak imię wciąż jest mi nieznane i raczej już nie będę miał okazji się dowiedzieć, jak ono brzmi. Rozdzieliliśmy się. Tak, wiem, nie jesteś szczęśliwy z tego powodu, ale uwierz, że on naprawdę nie nadawał się na popełnianie samobójstwa. Nawet się z tego nabijał i stwierdził, że jestem debilem. Obiecuję Ci, że jeśli tylko będę miał okazję, zniszczę mu życie. Pożałuje, że mnie spotkał.

Twój Ethan Winters.

Pamiętnik SamobójcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz