#9 ➡ cocoa

3.4K 301 56
                                    

a/n - for the record, opowiadanie nadal jest w zawieszeniu, aktualnie nie mam całkowicie ochoty na jego pisanie, ale postanowiłam coś wykrzesać, bo hej, nie zostawię luke'a bez pary na studniówkę.

Wiadomość od: Histo(e)ryczny Lucas

Cześć Chloe, pomyślałem, że może w sobotę, w sensie, pojutrze, moglibyśmy się umówić na te korki z historii, to znaczy, wiesz, jeśli ci pasuje. Luke

Wiadomość od: Blond(Chloe)ynka

Około dziesiątej może być??? Bo później wychodzę z chłopakiem do kina. Chloe

Wiadomość od: Histo(e)ryczny Lucas

Jasne, spoko. Do zobaczenia. Luke

- Po co ja się w ogóle podpisuję – mruknął Luke, rzucając telefon na łóżko. – Co to, opowiadanie dla lasek, słodki dżemie, z b a b i a ł e m.

Chłopak siedział przy biurku i wytwarzał – dosłownie, bo niemal taśmowo – kolejne liściki do Chloe; liściki, które za trzy dni z hakiem miały zacząć napływać lawinowo do szafki niczego nieświadomej (oby) blondynki.

Hemmings był święcie przekonany o swoim geniuszu, bo nie dość, że sprokurował specjalny rodzaj pisma, którego używa tylko w liścikach, to jeszcze używa w nich interpunkcji, co przez wielu ludzi (Caluma?) jest uznawane za wyraz najwyższego poświęcenia sprawie.

A Lucas Hemmings był tej sprawie oddany jak niczemu innemu. Poza muzyką, ale to tak oczywiste, że niewarte wspomnienia.

- Lucas! – Głowa pani Hemmings zjawiła się w szczelinie między drzwiami a framugą. – Musimy porozmawiać.

Zdziwiony dość oficjalnym tonem mamy, Luke wstał od biurka i założywszy w międzyczasie koszulkę („Zero negliżu w salonie, Lucas!”), wyszedł z pokoju i zbiegł na parter.

- O co chodzi? – spytał, siadając na kanapie między rodzicami. – Przecież nic nie zrobiłem, poza rozwaleniem samochodu Bena i zapłodnieniu czterech dziewczyn.

- Lucas! – Ojciec chłopaka zmarszczył brwi w geście absolutnego zniesmaczenia poczuciem humoru najmłodszej latorośli. – Powściągnij język!

- Jasne, okej, cokolwiek. Więc, o co chodzi?

- Lucas, cieszę się, że poruszyłeś ten… temat – westchnęła Liz, wyłamując nerwowo palce. Luke stwierdził, ze jego mama dawno nie wyglądała na tak poruszoną, zmieszaną i zażenowaną jednocześnie. Czyżby nowe święto? – Musimy o tym porozmawiać.

- O rozwalaniu samochodu Bena? Robię to średnio raz na miesiąc – rzucił Luke, uśmiechając się szeroko do swojego taty, który tylko przewrócił oczami. – No co?

- Chodziło mi o… Drugą część – wykrztusiła w końcu Liz, wykrzywiając się z lekka. – O zapładnianiu. I tym… wszystkim, co się z tym wiąże.

- Jezus Maria, mamo, nie mówisz chyba o pogadance o seksie! – Luke podskoczył na kanapie z takim rozmachem, że aż strącił wazon stojący na stoliku do kawy. – To jest… Ja nawet nie wiem, co powiedzieć.

- Lucas, siadaj – mruknął pan Hemmings, zaciskając usta w wąską linię. – Na tyłku, tutaj siadaj i słuchaj, co ja i twoja mama mamy do powiedzenia. Zrozumiano?

- Jezusie… - Luke ukrył twarz w dłoniach, kręcąc głową.

Gdzie w takich chwilach jest ta zapadnia, która wciąga ludzi pod ziemię?

/ KAWA Z MLEKIEM /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz