a/n - zawaliłam. sromotnie. kawa z mlekiem niedługo dobiegnie końca i wtedy się zdziwię, bo to będzie jedno z niewielu "długich" opowiadań, które skończę i woah, no nieźle patrycja, dajesz do pieca jak kotłowniczy. tak czy owak - jeśli ktoś chce komentować rozdział na twitterze, hasztag brzmi #kawazmlekiemFF. do następnego!
- CLIFFORD! - wrzasnął Calum, widząc Michaela, który – typowym dla siebie wolnym tempem – zmierzał ku grupce przyjaciół, stłoczonej między samochodem Hooda a autem nauczycielki historii. – Gdzie się szlajasz?!
- Byłem tu i tam – mruknął Mike, wzruszając ramionami. – Zluzuj, Calum. Żyłka ci pójdzie.
- Tak czy inaczej – wtrąciła Monica, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Zebraliśmy się tutaj, żeby ułożyć Hemmingsowi życie.
- A przynajmniej jego kawałek – dodała szybko Ally, uśmiechając się promiennie do zebranych. – Wiecie, oszczędzenie chłopakowi wstydu.
- To już jest załatwione – rzucił Michael, patrząc z rozbawieniem na twarze przyjaciół, które wyrażały tyle samo zdziwienia co przerażenia. – Znaczy, nie musicie dziękować, w ogóle, każdy by tak zrobił na moim miejscu i takie tam.
- Byłeś u Chloe – syknęła Monica, mrużąc oczy. A gdy Michael z uśmiechem potaknął, dziewczynie całkowicie puściły nerwy. – Ty patafianie z resztką włosów! Ty idioto! Ty… ty… knurze niemyty, wszystko zepsułeś! – jęknęła dziewczyna, osuwając się na ziemię. Calum zmierzył Clifforda nienawistnym wzrokiem i począł pocieszać swoją dziewczynę, mamrocząc coś o ewentualnym morderstwie bez ryzyka wpadki, o którym czytał gdzieś w Internecie, podczas gdy reszta towarzystwa ciskała pioruny z oczu w stronę absolutnie rozluźnionego Michaela.
- Po coś to robił… - westchnęła Ally, uwieszając się na ramieniu Ashtona. – Razem z Monicą miałyśmy plan idealny, zobacz – dodała dziewczyna, odklejając się od Irwina i wyciągając z torby sporych rozmiarów kartkę z niezrozumiałym schematem. – Sam zobacz! Wszystko na marne, cały misterny plan w… pizdu, psia mać.
- Na litość boską, ludzie, czy wy się słyszycie – warknął w końcu Clifford, dotknięty reakcją przyjaciół do żywego. – Cały czas planujcie, jakieś dzikie liściki, nie wiem, dywersja, co to jest, misja szpiegowska czy zwyczajna potańcówka?
- NAWET TAK NIE MÓW! – zawyła Monica zaskakująco donośnym głosem, jednak od razu się uciszyła, widząc ogrom zawodu w oczach Clifforda.
- Słuchajcie, jest tak, że Chloe lubi Luke’a, tyle udało mi się ustalić. I pójdzie z nim na ten powalony bal, bo sama nikogo nie ma – powiedział Mike, wyciągając z kieszeni pudełko z papierosami. – A jak powszechnie wiadomo, Luke polubił Chloe i chce z nią iść na bal nie tylko przez ten pojebany zakład.
- Michael Gordon Kolumb Clifford, odkrywa Amerykę gdy reszta śpi, następnym razem polecisz na Marsa i sprowadzisz E.T. czy jak – sarknął Calum, przewracając oczami. Michael zdawał się nie słyszeć ironicznej uwagi przyjaciela, bo jak gdyby nigdy nic wrócił do wyjaśnień.
- Tak czy inaczej, Czwórko Tak Fantastyczna, Że Aż Wcale, wystarczyło pogadać, a nie bawić się w podchody, bo nie każdy jest tak rozgarnięty jak gnój na polu jak wy. – Michael zakończył długą – jak na siebie – wypowiedź złośliwym uśmieszkiem i ostentacyjnym zapaleniem papierosa.
Monica i Ally spojrzały po sobie z lekkim niesmakiem, który jednak – mimo wszystko – był wymieszany z podziwem; ich plan teoretycznie zająłby trzy tygodnie, w praktyce pewnie z dwa miesiące, co oznaczało, że Calum i Ashton musieliby opracować jeszcze jeden plan na opóźnienie szkolnego balu, a to, jak wiadomo, wymagałoby umysłu Hemmingsa, a ten, jak również wiadomo, nie powinien brać udziału w knuciu przeciwko samemu sobie.
- Dobra – odezwała się w końcu Monica, podnosząc z ziemi i otrzepując spodnie ze żwiru. – Opowiadaj, co jej powiedziałeś. Dokładnie.
- I got the eye of the tiger, the fighter, dancing through the fire – pomrukiwał Luke, czyszcząc ladę z resztek latte, które znalazły się tam dzięki nieocenionej pomocy ze strony Caluma pijącego kawę z kubka bez zamknięcia. – AND YOU’RE GONNA HEAR ME ROAR.
- A tobie co – parsknęła Cappy, przeciskając się między stolikami; dziewczyna jak zwykle spóźniła się na poranną zmianę i teraz robiła wszystko, żeby uciec przed „majestatem sprawiedliwości”, znanym skądinąd również jako Victor.
- Jestem tygrysem – wymamrotał chłopak, zarzucając sobie ścierkę na ramię. – Co wyście się uczepili mojego śpiewania!
- Wiesz, spodziewałabym się po tobie bardziej tego, no, Blue Day, a nie… Katy Perry. – Cappy wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmieszku, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że urażone ego Luke’a „Boga Punku” Hemmingsa wybuchnie w przeciągu milisekund. – Katy Perry to muzyka dla… Dziewczynek.
- Najpierw Clifford, teraz ty, zejdźcie z mojego gustu muzycznego, on nie udźwignie waszych oskarżycielskich spojrzeń – jęknął blondyn, przewracając oczami. – Poza tym, spóźniłaś się. A ja mam asa w rękawie.
- Nie ośmielisz się… - zaczęła Cappy, natychmiast zmieniając ton na poważniejszy z lekką domieszką groźby, zaprawionej wręcz idealną szczyptą strachu (Jamie Olivier byłby dumny z takiej mieszanki). – Nie próbuj, Hemmings.
- VICTOR – wrzasnął Luke, uśmiechając się szeroko do Cappy, która ciskała błyskawice z oczu. – OCH, VICTOR.
- Przysięgam, że jeśli… O, Cappy! Zjawiłaś się jednak! – sarknął mężczyzna, wychodząc z biura (znanego też jako „miejsce wyparcia, odparcia i wsparcia”, Luke naprawdę nie chciał wiedzieć dlaczego). – Jestem zaszczycony. Ty również będziesz, gdy dzisiaj wieczorem razem z Hemmingsem będziecie czyścić kosze po skończonej zmianie – dodał Victor, po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego biura, rzucając na odchodnym coś o nienawiści do kapusiów.
- Wkopałeś się – powiedziała Cappy, nagle odzyskując humor. – A kosze ostatnio były myte przed otwarciem sezonu. Będzie zabawa! – pisnęła dziewczyna, klaszcząc w dłonie i przechodząc do pokoju socjalnego. Luke tylko ciężko westchnął, wrzucił brudną ścierkę do kosza na brudy i umywszy dłonie, zaczął układać na paterze muffinki, które Victor dostarczył z samego rana.
- Jeszcze jest zamknięte – rzucił chłopak, gdy zadzwoniły dzwoneczki powieszone nad drzwiami wejściowo-wyjściowymi (wskutek problemów ze strażą pożarną i dopuszczeniem budynku do użytku, Victor zobowiązał wszystkich swoich pracowników do używania zwrotu „drzwi wejściowo-wyjściowe”).
- Ja tylko na chwilę – odezwał się głos nieproszonego gościa. Lucas natychmiast podniósł głowę znad misternej kompozycji babeczkowej i zobaczył nieco speszoną Mammie, rozglądającą się po kawiarni z widoczną konsternacją.
- Mammie, dawno cię nie widziałem – powiedział Luke, odkładając pudełko z ciastkami na ladę. – Co słychać?
- Uhm… Miałabym prośbę – bąknęła dziewczyna, odgarniając kosmyk włosów za ucho. – Bo wiesz, z tym balem to jest tak, że…
CZYTASZ
/ KAWA Z MLEKIEM /
Fanfictionluke pracuje w kawiarni, kawiarnia to świetne miejsce, prawda? | hemmings; © 2014 letsgetoutofhere