a/n - zdaję sobie sprawę, że rozdział jest krótki jak kariera joli rutowicz (dzięki bóstwom!), ale zbieram siły na bal, bo hej, kto nie zbiera ten nie ma! i betewu - piosenka taylor swift mi się tak wkręciła, że się sama siebie boję. kurde blaszka.
Luke obudził się w środku nocy i nie wiedzieć czemu, postanowił iść na spacer. Najciszej jak potrafił wstał z łóżka i ubrał pierwszą lepszą bluzę i spodnie, wsadził do kieszeni słuchawki i telefon, po czym wyszedł z sypialni, uważając na każdy skrzypiący panel – drugi od lewej pod obrazkiem z wiatrakiem – i na każdą rzecz, która ewentualnie mogła narobić hałasu – lustro, które chybotało się na dwóch śrubkach (wkrętach?) zamiast czterech – a gdy w końcu wydostał się na ogród, odetchnął z ulgą.
Jego przygoda z historią powszechną zakończyła się, ku uldze wszystkich zamieszanych, wraz ze sprawdzianem, który bohatersko zaliczył na trzy z plusem (na więcej i tak nie liczył, a plusik był sporym zaskoczeniem), więc teraz mógł się całkowicie oddać planowaniu studniówki, a raczej planowaniu sposobu zaproszenia Chloe na ową imprezę.
Chłopak nie miał zielonego pojęcia, czy powinien kontynuować „złoty plan Hooda” czy może wpaść na coś innego, co mogłoby zwalić Chloe z nóg, czy może powinien sobie to wszystko odpuścić i zwyczajnie zmyć się z kontynentu i zacząć życie w Meksyku jak Szalony Pepito i założyć swój folklorystyczny poncho band „Dwadzieścia Minut Sjesty”.
Ech, życie chwilami było zbyt ciężkie, stwierdził Luke, przeskakując przez płot (z lekkim problemem, odkąd pani Hemmings zamarzyły się ostro zakończone sztachety, mające oduczyć najmłodszego syna od ucieczek) i wyciągając słuchawki z kieszeni.
- No serio – mruknął, widząc splątane w każdej możliwej kombinacji słuchawki. – Czy wyście powariowały, przecież rozplątywałem to gówno!
Mamrocząc i przeklinając na czym ziemia stoi, Luke skierował się w stronę całodobowego baru, bo nagle jego żołądek postanowił mieć ochotę na malinowego shake’a z czekoladą. Z przyczyn oczywistych Luke nie przepadał za kawą, poza tym, kto pije kawę w środku nocy?
W rytmie piosenek Taylor Swift – które znalazły się na telefonie chłopaka NIEWIADOMO skąd, bo przecież Luke jest definicją prawdziwego boga punk rocka, rzecz jasna – chłopak spacerował, podśpiewując sobie pod nosem niektóre fragmenty refrenów.
- Nie wiem jak ty, ale ja się czuję na dwadzieścia dwa lata – mruczał Luke, potrząsając głową w rytm muzyki. – Wszystko będzie w porządku, jeśli będziesz mnie miała przy sobieee!
- Po pierwsze, czy ty śpiewasz Swift, a po drugie, Hemmings się włóczy po nocy? Od kiedy? – cmoknął Michael z udawanym niesmakiem, zjawiając się u boku Luke’a najprawdopodobniej po krótkim biegu, bo wyglądał na nieco zziajanego.
- Clifford się odchudza? – parsknął blondyn, mierząc wzrokiem niecodzienny strój przyjaciela. – Dresik? A kiedy kijki? Rowerek? Na jogę też pójdziemy? – zarechotał Lucas, szczerząc się do Michaela. – I tak, to Swift. Przyjmij to do wiadomości albo zapomnij.
- Okej, okej, bez nerwów, dziecino – roześmiał się Clifford, puszczając nieco kąśliwą uwagę Hemmingsa mimo uszu. – Idziemy na shake’a? No wiesz, wydaje się, że to jedna z tych nocy, tutaj jest zbyt tłoczno i w ogóle.
- Och, zamknij się – jęknął Luke, przewracając oczami.
- To jak, lubisz tą Chloe? – spytał Mike, siorbiąc swojego czekoladowego shake’a. – Bo głupio, jeśli Ally i Monica się produkują, a ty sobie tak o, wiesz o co chodzi, bo one, wiesz, cały czas są jak „MUSIMY”, a ty niby chcesz, ale niby nie, no i wiesz. Czaisz?
- Wyjaśniłeś mi to tak dokładnie, że byłbym idiotą, gdybym nie zrozumiał – sarknął Luke, patrząc na Clifforda z politowaniem. – Lubię Chloe, jasne. A ty ją lubisz?
- A co ja tu mam do rzeczy? – zdziwił się Michael, patrząc na Hemmingsa jak na przybysza z obcej planety. – Ja mam popierdzielać w halce przez pół miasta czy ty?
- Jezusie… - jęknął Lucas, uderzając głową o blat stołu. – Ja już w sumie sam nie wiem, czego chcę. Tak, jakbym był bohaterem filmu i scenarzysta nagle zmienił mi całą fabułę, czaisz? I tylko czekać, aż mi wyskoczy jakaś Godzilla i zje.
- Godzilla? Musiałbyś mieć kiepskiego scenarzystę, bo wiesz, Godzille nie są zbyt dobre, trochę nie teges, sam rozumiesz.
- Jasne, że rozumiem – mruknął Luke, nawet nie podnosząc głowy. – Twój proces myślowy, Michaelu Gordonie, jest krystaliczny jak łza.
- No raczej – zarechotał Clifford, uśmiechając się złośliwie.
Wiadomość od: Histo(e)ryczny Lucas
Mam nadzieję, że wszystko jest okej. A! Zdałem historię! :D
Wiadomość od: Blond(Chloe)ynka
Zdałeś? No to super, cieszę się bardzo J I czemu miałoby nie być okej?
Wiadomość od: Histo(e)ryczny Lucas
Uhm, no wiesz. Po koncercie nie byłaś… Jakby to, no wiesz. W najlepszej formie?
Wiadomość od: Blond(Chloe)ynka
Żartujesz. Co ci nagadałam?! :o
Wiadomość od: Histo(e)ryczny Lucas
Nic, tylko coś o muffinach jagodowych, tyle pamiętam. Także wiesz, bez spiny, haha :D
- Nieeee – jęknęła Chloe, opadając bezsilnie na łóżko. – Co ja mu nagadałam?!
- Chloe, masz… gości! – krzyknął ojciec dziewczyny, wyraźnie zaskoczony obecnością znajomych swojej córki w niedzielny poranek.
- Idę!
Chloe z lekkim ociąganiem narzuciła na piżamę swój puchaty szlafrok i zeszła po schodach, zastanawiając się, kogo u licha ciągnie o tej godzinie. Któryś z głosików w głowie szeptał, że może przyszedł Luke by porwać ją w ramiona i odjechać na miedzianym rumaku wprost w zachód słońca, ale Chloe zdecydowała, że akurat ten głosik wymaga psychiatry.
- Michael?!
CZYTASZ
/ KAWA Z MLEKIEM /
Fiksi Penggemarluke pracuje w kawiarni, kawiarnia to świetne miejsce, prawda? | hemmings; © 2014 letsgetoutofhere