-Trafek... Trafek...- usłyszałem znajomy mi głos. Chcąc otworzyć oczy, ponownie zamknął mi je blask słońca. -Żyjesz?
-Nawet takiej rzeczy nie jesteś w stanie stwierdzić?- pomału wstałem przecierając oczy.
-Tak- wyszczerzył się do mnie. Dopiero teraz widziałem w jakiej sytuacji się znajdujemy. Siedzieliśmy na ziemi a wokół nas roztaczał się wielgachny las. Drzewa były tak duże, że zasłaniały niebo, tylko słońce wtaczało się przez duży otwór liści. Mogłem stwierdzić, że było południe. -Mugiwara-ya, gdzie jesteśmy?
-Nie wiem- mogłem się spodziewać takiej odpowiedzi. -Też się przed chwilą obudziłem. Nic nie pamiętam- złapał się za głowę.
-Też nic nie pamiętam. A co pamiętasz jako ostatnie?
-Hmmm... Jakby tak pomyśleć, to nie mogę sobie przypomnieć. Wiem tylko tyle gdzie płynęliśmy i tyle- wzruszył ramionami. Chyba na prawdę nie przejmuje się tym, gdzie się obecnie znajdujemy i gdzie jest jego załoga. Wstałem i otrzepałem się.
-Nie możemy tu siedzieć cały dzień Luffy. Musimy znaleźć jakieś wyjście z tego lasu.
-Dobry pomysł- też się podniósł. -Tylko... ten las ma takie wielkie konary, że nie widać co znajduje się dalej.
-Dlatego w takim razie musimy...
-Chodźmy tędy!- zaczął iść prosto.
-... to uzgodnić- dokończyłem zażenowany. Czego ja się mogłem spodziewać? W końcu ruszyłem w ciszy za Słomianym.
* * *
Jakimś cudem, po długiej wędrówce przez zacieniony las dotarliśmy do jakieś małej wioski. Wyłoniła nam się ona niespodziewanie:
-Wreszcie coś innego niż te drzewa!
-Mugiwara-ya, musimy dobrze się ukryć. Mimo iż jest to mała wioska, mogą wiedzieć kim jesteśmy- spojrzałem na niego. -W szczególności ty i twoje wybryki na skalę światową.
-Spoko, ale jak chcesz to zrobić?
-Musimy znaleźć jakieś przebranie lub ukryć jakkolwiek naszą tożsamość.
-Łatwo ci mówić...- zaczął iść w stronę wioski. Ściągnął kapelusz i powiesił go z tyłu na sznurku. Ja też zdjąłem mój i schowałem (nie pytajcie gdzie). Okolica sama w sobie była przyjemna i ładna. Budynki i przeróżne sklepy czy rozsiane pola. Z daleka wyróżniały się słoneczniki rosnące na słońcu.
-Idziemy tam- wskazałem mu budynek, który chyba miał być barem. Luffy posłuchał się mnie i wraz ze mną wszedł do jego wnętrza. Na miejscu zastaliśmy prosty bar ze okrągłymi stolikami dookoła i jednym szerokim barkiem ze siedzeniami.
-Woah, wygląd podobny do baru Makino- zachwycił się Luffy. Wyjaśnił mi, że chodzi o jego rodzinną wioskę. Przysiedliśmy się do barmana. Na początku oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę, ale potem natychmiast przestały być nami zainteresowane. Mogłem odetchnąć z ulgą, nikt nas nie kojarzy.
-Przepraszam?
-Ach!- barman dopiero teraz zauważył naszą obecność. Był to starszy pan ubrany w proste i wiejskie ubranie. -Nigdy was tu nie widziałem...
-Jesteśmy podróżnymi- odpowiedziałem, byle by coś powiedzieć.
-Rozumiem! Chcecie się czegoś napić, albo...
-A ma pan coś dobrego do picia?- zapytał Luffy. Podał mu szklankę soku. Zaczął patrzeć się na nią dziwnie. -Wspomnienia mi wracają...
-Co to za wyspa?- zacząłem pytać barmana.
CZYTASZ
[One Piece] Piracki Sojusz
FanfictionLaw wraz ze swoim sojusznikiem Luffy'm próbują rozwiązać zagadkę tajemniczego oddzielenia się od reszty Słomkowych. Znajdują się na wyspie Sunfield, małej ale przyjemnej dla oka wyspie, która jak później się okazuje przywlecze za sobą kolejne kłopot...