Wraz z moją grupą udaliśmy się do wioski na wzgórzu, Sunfield. Będąc już blisko wioski o dziwo nie słyszeliśmy żadnych niepokojących odgłosów, czy krzyków. Czyżby piraci Knight nie dotarli jeszcze na wzgórze? Przecież jedyną drogą prowadzącą do wioski jest ta, na której obecnie się znajdujemy. Chyba nie są takimi debilami, by wspinać się po skałach...
-Hmm... coś tu za cicho- odezwał się Zoro rozglądający się dookoła będąc już na miejscu. -Może rąbnęli już ludzi i zwiali, aż się za nimi kurzyło?
-Nie bądź głupi glonie. To nie są piraci naszego pokroju. Pewnie zanimby to zrobili, zniszczyliby wioskę i zostałby po niej jedynie gruz.
-Może najpierw powinniśmy sprawdzić, czy nikogo tutaj nie ma...?- zaproponował Brook. Przynajmniej jeden mądry się znalazł.
-Halo!? Jest tu ktoś?- zaczęłam chodzić po wiosce i nawoływać wraz z Chopper'em, lecz na chwilę obecną nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. -Chyba na prawdę przybyliśmy za późno. Najpewniej zajęli się najpierw wioską na wzgórzu.
-A może wszystkich zabrali do portu?- zaproponował renifer.
-Nie, czekajcie...- przerwał nam Zoro rozglądający się dookoła z lekko wyciągniętą kataną z pochwy. -Wyczuwam tu kogoś.
-Jak tak teraz mówisz, to ja też- dołączył do niego Sanji. -Czyżby to...?- nie dokończył, gdyż nagle zza domów i krzaków wyłonili się piraci nacierający na nas.
-...PUŁAPKA!- wypowiedzieliśmy w tym samym momencie. Gdy cała hołota rzuciła się na nas, wszyscy równocześnie odseparowaliśmy atak i posłaliśmy wszystkich na glebę. Zoro szybkim mignięciem powalił większość piratów swoim cięciem, a Sanji swoimi szybkimi kopniakami, które zostawiły po sobie szczeliny w ziemi.
-Yohohoho~- wrogowie nawet nie zorientowali się, że Brook był już za nimi. -Wybaczcie, już was pociąłem- chowając ostrze, które wydało z siebie charakterystyczny atak wrogowie padli okryci lodem z krainy umarłych. -Nie nie doceniajcie kościotrupa, który walczył z samą imperatorką Yohohoho!
-Thunder Breed Tempo!- swoim ukochanym atakiem sparaliżowałam pobliskich wrogów rzucających się na mnie. -Myśleli, że takim ukrytym atakiem zdołają nas zabić?- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nami-swan jak zawsze w formie~!- podpełzał do mnie Sanji.
-W takim razie, gdzie są mieszkańcy?- odezwał się Chopper załatwiający ostatnich niedopitków swoim Kung Fu Point'em. -Mam nadzieję, że nic im nie zrobili!
-Oi dupku- Sanji złapał jednego ledwo przytomnego pirata za bluzkę. -Co zrobiliście z tutejszymi mieszkańcami?- spojrzał na niego groźnym wzrokiem.
-M-M-My... Ka-Ka-Kapi...tan...- tylko tyle zdążył z siebie wyjąkać, już po chwili kompletnie stracił przytomność.
-Kapitan? Czyżby to ten cep, który zranił Luffy'ego ich przetrzymywał?- podał Zoro.
-Najpewniej- przyznałam mu szczerą rację. Po chwilowych dyskusjach usłyszeliśmy ledwo słyszalny ale donośny hałas z jednego z budynków.
-Wróg? Jeszcze im mało?- odwróciliśmy się w tą stronę. Pomimo stanu gotowości z budynku wyszedł jakiś starzec.
-K-Kim jesteście?- zapytał wystraszony.
-Uff... To tylko jakiś starszy pan- odetchnął Chopper.
-Niech się pan nie martwi. Nie jesteśmy tu po to, by pana zabić!- wydarł się w jego stronę Zoro. Od razu posłałam mu cios w głowę. -Ała! Za co cholerna wiedźmo?
CZYTASZ
[One Piece] Piracki Sojusz
FanfictionLaw wraz ze swoim sojusznikiem Luffy'm próbują rozwiązać zagadkę tajemniczego oddzielenia się od reszty Słomkowych. Znajdują się na wyspie Sunfield, małej ale przyjemnej dla oka wyspie, która jak później się okazuje przywlecze za sobą kolejne kłopot...