taco bell

29 3 7
                                    


Michael lubił wychodzić gdzieś z ludźmi, ale niestety nie przyjaźnił się z licznym gronem, dlatego właśnie wolne dni spędzał na kanapie w swoim mieszkaniu lub leżąc bezsensownie w łóżku. Taki obrót spraw zapoczątkował jego lenistwo i jak wcześniej tego nie lubił, tak teraz już nie wyobrażał sobie codziennego wypadu na miasto ze znajomymi, których właściwie nie miał.

To nie tak, że inni go nie lubili. Wręcz przeciwnie, nawet nieznajomych potrafił urzec swoim zwyczajnym stylem bycia. Był osobą o której się pamiętało, ale on nie lubił utrzymywać kontaktu z innymi, lecz nie myślcie, że był aspołeczny.

Michael po prostu nie lubił głupich ludzi, którzy niestety zapełniali 3/4 kuli ziemskiej.

Jednak lubił wychodzić z Suzan, która uznawała jego dziwactwa za swoje i odwrotnie. Nie byli parą tych przyjaciół, którzy mieli miliony swoich własnych żartów. Owszem, było kilka spraw które śmieszyły wyłącznie ich, ale cóż, po siódmym drinku chyba nawet szklanka wydaje się śmieszniejsza od rzygającego przyjaciela.

Ich dwójka siedziała właśnie w knajpce, w której serwowali najlepsze taco bell jakie można zjeść w Londynie. Michael przeprowadził się tu aż z Sydney w pogoni za marzeniami, a jedyne co dostał po przyjeździe to pstryczka w nos i taco bell, które od razu pokochał na równi z pizzą.

- To może średniej wielkości? Albo najlepiej małe. Co ty na to, Clifford? - spojrzała na niego z drugiej strony stolika.

- Kobieto, gdzie niby je wsadzę? - wywrócił oczami na ten fatalny pomysł.

- Ugh, no pomyśl trochę. - powtórzyła jego gest, tak samo zirytowana jak on.

- Su, nie mam czasu ani tym bardziej warunków, aby opiekować się pieprzonymi kociętami! - wyrzucił ręce do góry w nerwowym geście.

- Mike, proszę cię. One nie będą miały domu. - popatrzyła na niego, poważniejąc. - Doskonale wiesz, że gdyby nie moja alergia to wzięłabym je wszystkie bez zastanowienia. Nie musisz od razu przygarniać ich wszystkich, ale pomyśl chociaż nad jednym.

Czerwonowłosy westchnął ciężko, opadając bardziej na oparcie wygodnej kanapy. Owszem, kochał koty, ale naprawdę nie miał czasu się nimi zajmować. Zwierzęta, a zwłaszcza małe, potrzebują prawie że całodobowej opieki, której on nie mógł im zapewnić. Miał pracę do której chodził za każdym razem, gdy wiedział, iż mu się to opłaci. To nie tak, że nie miał środków do życia. Oczywiście, rodzice mogliby wesprzeć go finansowo, ale Michael był już dorosłym mężczyzną. Dlaczego więc, miałby ciągle przychodzić do nich po pieniądze?

Być może chodziło też o jego dumę, która musiała zachować się w całości.

- Naprawdę nie mogę, okej? Uwielbiam koty, ale nie mogę. Zrozum to i nie naciskaj więcej. - spojrzał na nią twardo, jednak jego wzrok natychmiast złagodniał, gdy kelner postawił przed nimi duże porcje taco bell.

- Kutas. - mruknęła, mając nadzieję, że jej przyjaciel to usłyszał.

- Suka. - odpowiedział podobnie, spoglądając na nią kątem oka.

W momencie, gdy ich oczy się spotkały, oboje wybuchnęli śmiechem. Klęli jak szewcy, ale jakoś niespecjalnie im to przeszkadzało. Mieli podobne poczucie humoru i właśnie na tym zbudowali swoją przyjaźń. 

Oczywiście pomijając miłość do taco bell.

- A tak będąc przy temacie kutasów... - zaczęła z pełną buzią.

- O nie, co znowu wymyśliłaś? - zapytał, wgryzając się w swoją porcję.

- Poznałam wczoraj fajnego chłopaka i... - wznowiła próbę swojej wypowiedzi.

stolen bike | mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz