Szpital

31 5 2
                                    

-Tak. Ok. Zaraz będę, zostań tam - Odłożył telefon i przegryzł wargę.
Był zakłopotany i jakby o czymś myślał. A ja za cholerę nie wiedziałam o co mogło chodzić.
-Muszę iść - nawet na mnie nie spojrzał.
-Ale co się... - zanim dokończyłam w pomieszczeniu nie było już nikogo.

Ja wiem że coś jest nie tak.

Nie ukryjesz tego.



***

Leżałam tak może z pięć minut po czym poczułam głód. Odruchowo wstałam - a raczej spróbowałam, bo zapomniałam o kroplówce.
Zrezygnowana ułożyłam się wygodniej i próbowałam zasnąć, ale niepotrzebnie. Po jakichś trzech minutach do sali weszła pielęgniarka.
Miała blond włosy spięte w koka.
Na mój widok uśmiechnęła się łagodnie.

-Obudziłaś się, to dobrze.
Za piętnaście minut zostaną przydzielone posiłki - mówiąc to odłączyła mi kroplówkę.

-Czy ja mogłabym spytać... Kiedy będę mogła się wypisać?

-Jesteś niepełnoletnia, prawda?

-Tak.

-W takim razie będę musiała skontaktować się telefonicznie z twoim opiekunem.

-Jestem z domu dziecka.

-A więc z dyrektorem ośrodka -odparła. Ulżyło mi gdy nie usłyszałam w jej głosie współczucia. Nienawidzę gdy ktoś traktuje mnie jak ofiarę.
Bo kiedy jeszcze mieszkałam ze znęcającą się nade mną psychicznie i fizycznie matką jakoś nikogo nie obchodziłam.

Nie odpowiedziałam. Nie znam dyrektora. Ja nawet nie wiem jak nazywa się mój sierociniec.
Zapytam o to Bruca.

Którego teraz tutaj nie ma.

Blondynka wyszła i znowu zostałam sama. Sięgnęłam po telefon który, zapewne za sprawą Bruca, leżał na szafce nocnej znajdującej się tuż koło łóżka. Przeglądałam numery telefoniczne aż trafiłam na ten właściwy. Tak, dał mi numer.
W razie czego. I teraz mi się przyda.

Dotknęłam kontakt i próbowałam się dodzwonić.

Poczta głosowa. Zajebiście.

Po chwili wybrałam numer do Martina. Tak, też dostałam go
" na wszelki wypadek ". Po chwili usłyszałam jego głos.

-Cześć, co jest.

-Hej. Ja wiem że to trochę głupie pytanie, ale... Wiesz... Jestem nowa i... Nie mam o tym pojęcia...

-Wal mała.

-Jak się nazywa nasz dyrektor?

-Richard Murphy. Ale po co ci to?

-Masz numer do niego?

-Mam, służbowy. A ty nie? Bell daje każdemu, obowiązkowo.

-Ja... kiedyś ci powiem.

-Spoko. To weź jakąś kartkę, zaraz ci podyktuję.

Wyjęłam skrawek papieru z szuflady i szpitalny długopis. Zapisałam numer, pożegnałam się z Martinem i zanim zdąrzyłam się zastanowić co robić dalej do sali weszła pielęgniarka. Tym razem inna, ciemnowłosa i trochę otyła, zdecydowanie starsza od poprzedniej. Niosła tackę z jedzeniem.

Podziękowałam a ona wyszła bez słowa. Spojrzałam na talerz.

Niedosmażony kotlet, surówka i ziemniaki których konsystencja przypominała papkę. Ohyda.
Pomimo wszystko zjadłam to i mimo bólu głowy i nadgarstka wyszłam z pokoju. Napotkałam na drodze znaną mi już otyłą pielęgniarkę.

-Kto pozwolił ci wyjść? Czy ty nie widzisz że masz jeszcze bandaże!?

-Ja chciałam pójść się wypisać.

-Idź do tej sali - wskazała drzwi z numerem 12 - I czekaj na lekarza.

Nie odpowiedziałam i wykonałam jej polecenie.
Weszłam do pomieszczenia - typowo lekarskiego; waga, komputer, gablotka z przyrządami i biurko przy którym znajdowało się krzesło. Nie musiałam długo czekać, bo już po kilku minutach wszedł lekarz. Zbadał, dał mi jakiś papier i podpisał, dał pieczęć i kazał spierdalać.

To znaczy iść. Powiedział tylko że to jest na parterze, trzeba tylko zjechać windą lub zejść schodami i już jest na widoku.

Weszłam do windy.
Nienawidzę wind, zwłaszcza starych.
Gdy byłam już na parterze podeszłam do jednego z okienek. Podałam dokument jasnowłosej pracowniczce.

-Nazwisko?

-Agatha Walker.

-Podeszła do szafki znajdującej się za nią, otworzyła jedną z szuflad i zaczęła grzebać w papierach.
Po chwili wyjęła kopertę z moim nazwiskiem , otworzyła ją i szybko odczytała dane.

-Będę musiała skontaktować się jeszcze z dyrektorem ośrodka, bo domyślam się że nie ma go tu osobiście, prawda?

-Nie ma - odparłam. Wyjęłam telefon i wpisałam numer telefonu w lukę w karcie którą wskazała mi blondynka.

-Będziesz musiała najpierw zadzwonić sama. Potem podasz mnie do słuchawki.

Co? Co ja mam mu powiedzieć?

Kliknęłam numer i już po paru sekundach usłyszałam głos.

-Halo?

-Dzieńdobry, nazywam się Agatha Walker. Jestem zapisana do domu dziecka którego jest pan dyrektorem i chciałabym się wypisać ze szpitala ale potrzebuję pańskiego pozwolenia...

-Chwilkę... -usłyszałam otwieranie się szuflady i szelest papieru. Po kilkunastu sekundach dyrektor odezwał się ponownie - Żadna Agatha Walker nie jest zapisana do naszej placówki.

-Jak to!??

-Gwarantuję. Nie ma tutaj żadnej koperty z pani nazwiskiem.

Zrobiło mi się słabo. Miałam mroczki w oczach. Poczułam że ledwo stoję na nogach.

Zemdlałam.
















Kim jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz