13

1.9K 76 4
                                    

-No dobrze.-zacięłam się-Myślisz,że nadaję się by być jedną z Was?

-Myślę,że tak Isabello. Musisz tylko tego bardzo chcieć i starać się.-jego słowa dudniły mi w głowie. Mogę być jedną z nich,ale czy tego chcę? Czy mogę zabijać ludzi na zlecenie? To trochę chore...Chwila. Co ja gadam. To jest bardzo chore. Ale gdybym nauczyła się bronić,to może nigdy więcej nie wróciłabym do Mike'a. Wizja życia bez niego była bardzo kusząca, zwłaszcza po tym co mi zrobił. Więc muszę ćwiczyć, abym mogła się przed nim obronić. Świadomość, że mogę do niego wrócić mnie przerażała.Tak bardzo przecież tego nie chciałam...Od tej pory musiałam zrobić wszystko,aby to wszystko się nie sprawdziło. A więc,zostaniesz płatną zabójczynią, Isabello. Zostaniesz nią,czy tego chcesz czy nie, bo to twoje jedyne wyjście.

                                                                                    ***

Gdy skończyliśmy jeść,wyszliśmy ze stołówki. Szliśmy w kierunku wyjścia z budynku. Nie miałam pojęcia gdzie mnie prowadzi Seth i po co. Byłam tym nieco przestraszona. Ale trudno. Raz się żyje przecież.

-Dokąd idziemy?-zapytałam.

-Jadę z chłopakami na zlecenie,więc muszę cię zaprowadzić do kogoś,kto się tobą zaopiekuje.

-Nie jestem już dzieckiem.-wypowiedziałam urażonym tonem.

-Może i nie jesteś. Ale gwarantuje ci,że kilka minut beze mnie i wpakujesz się w kłopoty.-zaśmiał się, a ja westchnęłam z wyraźnym oburzeniem.

-Oj no nie złość się tak,dzieciaku.-wybuchnął śmiechem, a ja zmierzyłam go pełnym nienawiści wzrokiem.

-Ciekawe czy będziesz się tak śmiał jak ci ucieknę.-wysyczałam.

-Gwarantuje ci,że tego nie zrobisz,moja droga.

-Zobaczymy,staruszku.-teraz to ja się zaśmiałam. Seth momentalnie spoważniał.

-Żartowałam!-krzyknęłam,ana jego twarzy znowu pojawił się uśmiech. Wyszliśmy w tym samym momencie z budynku. Zeus szedł spokojnie tuż przy mojej nodze i co rusz spoglądał na mnie. Pogłaskałam go po głowie. Na straży tym razem stała inna para strażników. Obaj byli łysi i bardzo dobrze zbudowani. Ich czarne koszulki,opinały się im na mięśniach, a na ich twarzach widniały pochmurne miny.

-Widzieliście Iris?-zapytał ich Seth.

-Jak zwykle ćwiczy w ogrodzie.-wypowiedział wyższy.

-Dzięki.-odpowiedział mu Seth. Pożegnaliśmy się z nimi i ruszyliśmy alejką dębów do ogrodu. Wkrótce potem ujrzałam wysoką,czarnowłosą kobietę. Była kilka lat starsza ode mnie. Biła od niej wielka tajemniczość i pewność siebie. Ćwiczyła na jednym z ustawionych w rzędzie manekinów. Jednym słowem była po prostu świetna. Poruszała się z godną podziwu zręcznością i niezwykłą szybkością.Posługiwała się na przemian to nożem to własnymi pięściami,zadając celne ciosy w „ciało" manekina. Byłam nią naprawdę zachwycona. Podeszliśmy do niej bliżej.

-Dzień dobry Iris.-powiedział Seth.

-Witam cię,przyjacielu.-odpowiedziała i w tym samym czasie zadawała kolejne ciosy.

-Przyszedłem bo mam do ciebie wielką prośbę.

-O co chodzi?-czarnowłosa przestała ćwiczyć i zwróciła się w naszą stronę. Sięgnęła po ręcznik leżący na ławce i wytarła zakrwawione dłonie. Cicho syknęła z bólu.

-Mogłabyś zająć się Isabel? Jadę z chłopakami na zlecenie, a ona jest tu od kilku godzin i dopiero się aklimatyzuje.

-Niema sprawy. Może ze mną poćwiczyć,jeśli będzie chciała.-rzuciła.

-Dzięki.-Seth pożegnał się z nami i po chwili zostałyśmy we dwie.

-Iris jestem.-wyciągnęła do mnie nieco zakrwawioną dłoń.

-Isabella- uścisnęłam ją delikatnie-Miło mi cię poznać.

-Mi również miło.-posłała mi uśmiech. Przyznam szczerze,że na jej poważnych rysach twarzy, wyglądał on komicznie,ale także się uśmiechnęłam.

-Więc co tu robisz Maleńka? To nie jest odpowiednie miejsce dla takich jak ty.-spytała.

-Ukrywam się.-wydusiłam.

-Coś więcej?

-Zostałam porwana jako dziecko,a wczoraj mój porywacz oddał mnie dla Seth'ana czas nieokreślony.-rzuciłam prosto z mostu. Po co ja jej w ogóle o tym mówię?

-A więc to ty jesteś tą słynną Isabellą?

-Co masz na myśli mówiąc słynną?

-Rodzice ciągle cię szukają, praktycznie codziennie pojawiają się reklamy w telewizji z twoim wizerunkiem,a sprawa twojego zniknięcia nigdy nie została zamknięta.-coś ukuło mnie w sercu. Jednak mnie jeszcze kochają...

-Myślałam,że przestali już mnie szukać...

-Rodzice bardzo cię kochają,widać to we wszystkich reportażach,w których występują.

-Trudno mi w to uwierzyć,że przez tyle lat oni nadal nie stracili nadziei...

-Chyba jest tak Młoda,że jeżeli się kogoś naprawdę kocha, to nigdy się tego kogoś nie opuści. Więc mimo że twoi rodzice nie są z tobą teraz, to zawsze są przy tobie sercem.-jej słowa bardzo we mnie trafiły i skłoniły mnie do głębszych rozmyśleń. Poświęciłam dłuższą chwilę na myślenie. Czyżby moi rodzice kochali mnie tak bardzo, że już przez dziesięć lat szukają mnie każdego dnia?Czy ich miłość jest aż na tyle wielka, że mają w sobie tyle nadziei? Miałam w głowie setki podobnych pytań,a co najgorsze-na żadne nie miałam odpowiedzi.


-----------

Tak,tak. Wreszcie po tak długiej przerwie jest rozdział! Skoro zaczynają się wakacje,to spinam dupę i będę pisać!

Rozdziały postaram się teraz dodawać przynajmniej raz w tygodniu (przynajmniej mam nadzieję,ale ciii)

Do następnego rozdziału!

Zamknięta w CiemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz